W sumie fakt, tego nie wziąłem pod uwagę.
Być może zostanę potępiony przez niektórych, ale powiem szczerze, że cały czas nie czuję różnicy między drogim rowerem a moim marketowym odpowiednikiem. Tym bardziej po obejrzeniu tego filmu:
https://www.youtube.com/watch?v=Wdb7KEc7xJI
Gdzie porównują rower za 500 zł z rowerem za 14 000 zł i generalnie różnica jest zaledwie 10-15 % na korzyść tego drogiego.
Mój markeciak (affix fx3) jest ze mną już ponad 6 lat, nigdy go całościowo nie czyściłem, jedynie z rzadka, powiedzmy raz na 3 miesiące powydłubywałem patykiem co grubsze zlepki smaru i brudu, potem przetarłem papierem toaletowym (bo mi było szkoda szmatki) i nasmarowałem łańcuch. Nigdy nic nie majstrowałem przy amortyzatorach, nie smarowałem ich ani nic z tych rzeczy. Efekt był taki, że raz musiałem wymienić cały łańcuch + kasetę (po taniości, a więc koszt ok. 200 zł), a teraz wypadałoby to zrobić drugi raz (siodełko już popękało, manetki się żużyły na tyle, że jak je tylko dotkę to mam całe czarne ręce, więc tym razem naprawa wyjdzie ok 300 zł), ale tak jak pisałem wcześniej, jeżdżę niemal codziennie. Gdybym kupił rower za 2500 zł, czy tam nawet za te 3-4 tysiące to poprawcie mnie jeśli się mylę, ale podejrzewam, że efekt byłby dokładnie taki sam. Nieczyszczony łańcuch zajechałby kasetę (nieważne jak dobrej jakości by ona nie była) i skończyłoby się to wymianą. Mógłbym się oczywiście zebrać w sobie i zacząć pielęgnować rower, ale sądzę, że czas na to poświęcony prędzej czy później przewyższyłby cenę roweru.
To co mnie rzeczywiście boli to pękające dętki, myślałem, że tego uniknę wybierając tubeless, ale z tego co piszecie i tak lepiej w moim przypadku będzie wybrać po prostu opony z systemem anyprzebiciowym. Bolą mnie też hamulce i chyba taniej wyjdzie kupić nowy rower z tarczówkami, niż bawić się w modernizację obecnego dwukołowca. W każdym razie kiedy widzę dwa, na pierwszy rzut oka takie same rowery, gdzie jeden jest za 1000 zł, a drugi za 3000 zł, to nadal nie czuję czemu miałbym kupić ten za 3000 zamiast np 3 rowerów po 1000 zł. Ostatecznie mój markeciak nie rozleciał się przez te 6 lat, nie pękła rama ani korby, nie wygięły się widelce, nie powylatywały szprychy (poza dwoma, ale ewidentnie zahaczyłem o jakiś drut), jedyne co poszło to części ulegające naturalnemu zużyciu (szczególnie przy tak znikomej pielęgnacji), stąd moje pytanie - z czego to wynika? Miałem szczęście i nie trafiłem na jakiś chiński bubel, który się rozlatuje po 3 miesiącach i warto brać rowery za 3000 zł, żeby na taki bubel nie trafić?