No cóż, nie za bardzo wiem, czy to bardziej ja czy bardziej rower wróciłem te 10 km na mieszkanie jechało się bardzo sprawnie, amortyzator pod moją grubą 125kg dupą zbierał wszystko elegancko, no może poza kocimi łbami na zjeździe, gdzie trzymałem hamulec. duża zmiana na plus z mojego poprzedniego author basica z 2005 roku, ale prawdziwe wyzwanie będę miał jutro, jak przyjdzie mi podjechać pod górkę, z której dzisiaj zjeżdzałem. z tych 10km tak naprawde najbardziej wyczerpujące było wniesienie roweru na 4 piętro co uważam za duży plus. niestety w ten weekend wyjeżdzam do swojego rodzinnego miasta i aż by się prosiło aby zabrać rower ze sobą, ale to innym razem, jak będę mógł pośmigać nieco dłużej wśród pól, lasów i suwalskiego/wigierskiego parku krajobrazowego/narodowego, bo dopiero tam rower pokaże swoje pazury. trochę dał popalić po łydkach i pośladach, ale, wiadomo, to przejdzie wraz z kolejnymi kilometrami.