Witam
Postanowiłam założyć ten temat trochę w nadziei na jakieś dobre rady (bo z czasem na pewno będę miała głupie pytania), a trochę dla poprawy humoru innym początkującym (bo czytajac o "amatorach" robiących godzinny trening 25 km/h czułam się jak idiotka)
Ostatnio, po 15 latach przerwy, postanowiłam zacząć znowu jeździć na rowerze. Motywacje mam silną - po ostatnim ataku rwy kulszowej (a konkretnie wady anatomicznej, dającej takie same objawy) lekarz zalecił mi... siłownię albo rower. Ponieważ na w pracy chodzę cały dzień, do 40 km dziennie, na myśl o pójściu na godzinę na siłownię po pracy robi mi się trochę słabo to wybrałam rower. Na myśli o rowerze (a konkretnie dojeżdżaniu nim do pracy i kursowaniu pomiedzy klientami) robi mi się mniej słabo... Na razie mam zamiar wybrać codzienne dojazdy do najbliższego klienta (ok 14 km w obie strony, z godzinny spacerem w połowie), ale docelowo to ok. 30-40km dziennie.
Na rowerach nie znam się kompletnie. W tej chwili kupiłam na szybko rower marki Second Hand, aby na spokojnie zorientować się jaki typ roweru chcę, co lubi moje ciało itp. Nie znam się do tego stopnia, że dzisiaj nieźle się zdziwiłam odkrywając przerzutki 1-3 na lewej ręce. Trochę to wyjaśniło dlaczego powrót ze sklepu wczoraj (3-1/6, zależy czy z górki czy pod górkę) był aż tak męczący.
A teraz część poprawiająca humor innym ludziom w kwiecie wieku... moje "treningi".
Wczoraj robilam dwie krótkie trasy (sklep-klient, klient-klient) po ok. 3 km... I po każdej myślałam, że padnę. Trasa do domu (ok 6 km) wymagała już przerwy w połowie. Prędkość ok 14 km/h, podjazdów brak. Był jeden, ale odpadłam w połowie (aż wstyd).
Mięśnie mnie jakoś specjalnie po tym nie bolą (na co raczej uważam - ze wzgledu na pracę zakwasy mogą być DUŻYM problemem), za to tyłek mnie żywym ogniem od siodełka pali.
Dzisiaj już trochę lepiej - na niższych przerzutkach jednak łatwiej się jeździ. Zmusiłam się do zrobienia krótkiej (5 km) trasy mimo bolacego siedzenia. Przerwa w połowie była, ale krótka (napić się wody, rozejrzeć na skrzyżowaniu i pojechać dalej najbardziej płaską drogą). Prędkość 15,7 km/h.
A teraz panowie... pytanie podstawowe... czy macie jakieś złote rady jak się bólu od siodełka pozbyć? Na chwilę obecną to mnie najmocniej powstrzymuje - teraz, godzinę po treningu, ciągle czuję tępe pulsowanie, a przecież jeżdżę tyle co kot napłakał. Aż sobie sama nie wierzę, że kiedyś robiłam ok. 300 km tygodniowo (i to mimo pracy, dziecka i studiów!). I to na rowerze z pierwszej komunii!!!