OK, etap I za mną.
Zmieniłem przednią oponę na bardziej szosową, 26 x 1,75, gładki bieżnik. Przyjrzałem się starym oponom, to są Bontragery, 26 x 1.90, w sumie też dosyć gładkie, gruba kostka jest tylko po bokach, więc z tyłu zostało na razie tak jak jest. Przednie koło i tak musiałem zdjąć, bo uchodziło powietrze, wyrzuciłem starą dętkę, dałem nową opaskę, dętkę i oponę. Dopompowałem do 4,2 atmosfery (max w obu jest 4,5).
Wyczyściłem napęd, na razie wstępnie, bez rozbierania. Najpierw woda z płynem do mycia i szczotka, żeby zmyć "górną warstwę" brudu, potem benzyna ekstrakcyjna i szczoteczka do zębów, bardzo dokładnie kaseta, przerzutki, łańcuch, przednie zębatki. Łańcuch naoliwiłem olejem do pilarek.
Wyrzuciłem amortyzowaną sztycę, dałem stalową, sztywną. Zmieniłem siodełko z kanapy na bardziej sportowe. W kolejce czeka jeszcze kierownica, właśnie do mnie jedzie.
Co to wszystko dało?
Już po takich powierzchownych zmianach rower chodzi jak zegarek. Podczas pedałowania nie wydaje żadnych dźwięków, słychać tylko opony. Tak że tutaj jest dobrze. Zmiana i dobicie powietrza w oponach na pewno nie zaszkodziły, jest mniejsze ugięcie. Wyrzucenie amortyzowanej sztycy było decyzją roku, dawno powinienem to zrobić. Rower jeżdzi lekko, płynnie. Ale czy zmienił się jego charakter? Nie, ani o jotę : )
Nadal jest dosyć wolny, małe kółka robią swoje. Jadąc obok wystawy przejrzałem się w szybie - rower ma bardzo specyficzną sylwetkę - jest krótki i wysoki, jedzie się na nim trochę jak na Wigry 3 po kuracji sterydowej. Nigdy nie będzie szybki i obniżanie kierownicy niewiele tu da, więc pobawię się tym ale nie obiecuję sobie wiele.
Natomiast konstrukcja ta od razu pokazuje swoje zalety jak się wjedzie w trudniejszy teren. Rower jest świetny na podjazdach. Do tego bardzo precyzyjnie się nim steruje a zawrócić można prawie w miejscu. Jeszcze nad nim popracuję, ale to już z czystego fetyszyzmu. Rozłożę piasty, suport, wyreguluję przerzutki. Tym niemniej pogodziłem się z faktem, że nie zrobię z niego torpedy : )