Skocz do zawartości

Zenon1975

Nowy użytkownik
  • Liczba zawartości

    16
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Dodatkowe informacje

  • Skąd
    K-K

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia użytkownika Zenon1975

Uczeń

Uczeń (2/13)

  • Collaborator
  • Od roku
  • Pierwszy post
  • Conversation Starter
  • Od tygodnia

Ostatnio zdobyte

0

Reputacja

  1. Potwierdzam - oferta polskich producentów i dystrybutorów rowerów na terenie Polski z tym rodzajem przekładni jest niezwykle uboga. Mało tego – samo kupno tego rodzaju przekładni może być problemem. Jak kupowałem Nexusa 8, to nie potrafiłem znaleźć sprzedawcy, który zaproponowałby kompletny system – „gołą” przekładnię kupiłem od jednego dostawcy a całą resztę (sterowanie, mocowanie) kupiłem od innego dostawcy i musiałem się mocno nagimnastykować, aby w ogóle spiąć to technicznie, bo większość z potencjalnych sprzedawców w swojej ofercie miała mocne uchybienia co do szczegółów oferty – krótko mówiąc większość w ogóle nie wiedziała czym handluje i trzeba było mocno selekcjonować wybór dostawcy. Dobrze napisałeś - produkcja i dystrybucja pilnuje sobie rynku, co zrozumiałe marketingowo, aby rower nie stał się bezobsługowy. Idzie im to całkiem dobrze, co widać po historii postów w tym temacie, co w skrócie wygląda tak: - Rower z przekładnią planetarną nie nadaje się do jazdy typowo miejskiej - Co to jest jazda typowo miejska? - Mówi się, że rower z tą przekładnią wielu ludziom nie pasuje i szlus! I nie wciskaj swoich teorii! Siła argumentów powalająca. Jak ktoś mówi, że mu nie smakuje bigos, wódka, czy sałatka wielowarzywna z majonezem to jego rzecz i dyskusji tu nie ma, ale jak ktoś mówi, że bigos, wódka, czy sałatka wielowarzywna z majonezem są kiepskie ogólnie, to raczej należałoby to uzasadnić.
  2. Czasy, kiedy łańcuch MOŻE posłużyć kilka lat trwają nadal. Zmiennych od których to zależy jest wiele. Łańcuchy nigdy nie BYŁY drogie bo nikt tego nie kupował za często, gdyż nie było potrzeby. Teraz niektóre łańcuchy SĄ drogie, ale są też tanie, równie dobre. Do benzyny ekstrakcyjnej nie trzeba było mieć żadnego „dojścia”, bo był to powszechny produkt dostępny w drogeriach i sklepach chemicznych (których dzisiaj już nie ma) jako środek do usuwania tłustych plam z ubrań. Sprzedawano to w butelkach o pojemności od 100 do 250ml. Ciężej to dzisiaj jest kupić, niż za starych czasów. Benzyną możesz wyczyścić wiele rzeczy, pod warunkiem, że są to malutkie bzdurki np. mechanizm zegarka. Nie używaj benzyny do czyszczenia łożysk, łańcuchów i czegokolwiek – pod żadnym pozorem nie lej tego do jakiejś miski, czy kuwety, nawet na zewnątrz, bo możesz sobie zrobić krzywdę szybciej niż myślisz. Technologie smarowideł poszły rzeczywiście do przodu – w motoryzacji i przemyśle. Oleje i smary półsyntetyczne i syntetyczne to istotny postęp. Ale nie dotyczy to roweru, bo to zwykłe, niewysilone warunki pracy. A mimo postępu stare materiały w pewnych zastosowaniach są niezastąpione. A wiele nowych materiałów, w ogólnie rozumianej inżynierii materiałowej, to po prostu stare rzeczy sprzedawane pod nowomową marketingowego bełkotu. Trzeba się znać i interesować aby wiedzieć. U mnie akurat wynika z wykonywanego zawodu. Jakieś Bianchi, siedem z tyłu i gość? Za systemu minionego produkowano w Polsce takie rowery, że dzisiaj w tym wykonaniu kosztowałyby wiele kilo PLN i chyba Ci to umknęło. Taki Romet Pasat albo Romet Orkan też miały siedem z tyłu – szosa jak złoto. I tam była sprawa prosta – wielotryb (tak to się wtedy nazywało, nie żadna kaseta) „nizinny” albo „górski”. Sprawa była prosta, dobrze zaprojektowana, znormalizowana, a nie jak dzisiaj. I każdemu to starczało. Jedyne co tam było ergonomicznie kiepskie, to dźwignie zmiany biegów na rurze ramy a nie kierownicy. Postęp technologiczny rzeczywiście jest i nie ma tu dyskusji, jednak w wielu dziedzinach ten postęp ma wymiar strzelania z armaty do muchy. Dzisiejszy na przykład wędkarz (sam łowię) nie wyobraża sobie wędkarstwa bez elektronicznego sygnalizatora brań, zdalnie sterowanego pojazdu pływającego do wywożenia przynęty, fosforowych spławików, echosondy, ultralekkich carbonowych wędek, specjalnych krzeseł i statywów, nowoczesnych ubrań, ultramocnych latarek i innych cudów. A kiedyś łowiło się ciężką wędką z drewna (bambus, leszczyna) albo z włókna szklanego, samodzielnie robiło się sprzęt (skrzynki, spławiki, błystki, tzw. bomki – z piłeczki pingpongowej, sprężynki do długopisu i kawałka drutu miedzianego), samodzielnie przygotowywało się albo pozyskiwało przynęty, na ryby zabierało się świeczkę i zapałki i….. łowiło się tak samo skutecznie albo i lepiej. Tylko fun samozadowolenia był większy i mniej pieniędzy z portfela wychodziło.
  3. Przecież napisałem - definicji co to jest poruszona tutaj jazda "typowo miejska"?. Nawet podałem dwa ewentualne warianty odpowiedzi. Co do drugiej części cytatu, to zgadzam się - też nie wymagam, żeby ktoś mi coś tam przyznał. Być może jakoś błędnie zinterpretowałeś moje posty? Dla mnie ten kłopot nie istnieje, ale jak czytaliśmy wcześniej, niektórych ten argument nawet śmieszy. Wożenie kluczy? Być może ponownie rozbawię towarzystwo - zawsze jeżdżę z kompletem narzędzi wystarczającym do zrobienia wszystkiego w rowerze, z wyjątkiem klucza do suportu i ściągacza do korby, ale za to z pompką, kompletem łatek z klejem oraz zapasową dentką. Po prostu nie mam zamiaru tarabanić się do domu piechotą kilka godzin na wypadek awarii. Byście widzieli minę młażonki, jak pakowałem narzędzia do bagażu, kiedy jechaliśmy na weekend do górskiego pensjonatu, gdzie na stanie miały być rowery do dyspozycji:) Trzybiegowego Sturmey - Archera mam w garażu po RIP ojcu, który to od kogoś to dostał. Niestety nie zdążył na tym zbudować roweru. Rozebrałem to, obejrzałem i poskładałem z powrotem do kupy. Prostota budowy tego i pancerność elementów budzi skojarzenia o niezawodności porównywalnej do kultowego karabinka automatycznego produkcji radzieckiej. Gdybym odnalazł jeszcze do tego sterowanie (czyli manetkę) złożyłbym sobie na tym drugi rower chociażby z sentymentu. Hamulec torpedo? Tylko taki uznaję! Za bezobsugowość serwisową, skuteczność i niezawodność oraz intuicyjność użycia. Oczywiście mam przedni awaryjny v-brake, ale od 2011r. użyłem go tylko kilka razy - aby sprawdzić, czy w ogóle jeszcze działa. O tym, że tam jeszcze nie zmieniłem klocków przez czternaście lat wspominać chyba nie muszę? Jak widać, podejścia do idei roweru są różne. I dobrze, że obecnie są możliwości, aby każdy mógł realizować swoje wizje i wyobrażenia w tej kwestii.
  4. Przepis konserwacji łańcucha, który podałem był zamieszczany w każdej instrukcji do nowego roweru nabywanego w PRL i jeszcze w latach 90’ zeszłego wieku oraz w niemalże każdej multitematycznej książce dla majsterkowiczów oraz w książkach „serwisowych” o motorowerach. W konserwacji łańcucha chodzi o subtelne i odpowiednie nasmarowanie rolek. Wszelkie lanie na zimny łańcuch jakichś olejów czy smarowideł, to jest zabójstwo dla łańcucha, bo takie coś to jest zwykłe lepiszcze pyłu i brudu, który doskonale wykańcza łańcuch i napęd przy okazji. Jak przeczytałem post założyciela tematu, że mu po 80-150km łańcuch trzeszczy i musi smarować, to odniosłem wrażenie, jakby ktoś zalecał zmianę opon w samochodzie raz na tydzień. Cóż, jest niewiedza (albo i wiedza marketingowców), to zarabiają i to kilkukrotnie – na smarowidłach, łańcuchach, napędach i kij wie czym jeszcze a producenci dopasowują się do rynku. Albo odwrotnie – jedni wymyślają nowe cuda, a inni tym handlują. A klientela sama się zadowala i tak to się, nomen omen, kręci. Albo jest po prostu tak, że współcześni „fachowcy”, czyli mechanicy, wiedzę nabywają z folderów reklamowych i internetu, a nie w szkole? A komóż wierzyć bardziej, niż serwisantowi?
  5. Z całym szacunkiem Twoje "trzydziestoletnie odczucia" mogą być niewystarczające do znajomosici tzw. zwanej starej szkoły. A ta szkoła mówiła o konserwacji łańcucha następująco: wymocz i umyj łańcuch w ropie (znaczy oleju napędowym), powieś niech odcieknie, wytrzyj; zrób mieszaninę (w odpowiednich proporcjach) nafty i wazeliny technicznej, podgrzej (bezpiecznie, najlepiej na łaźni wodnej) do tych 80 max 100 celsjuszów (no bo woda w łaźni raczej więcej nie będzie miała, chyba że będziesz to robił w kopalni głębinowej), "pogotuj" ten łańcuch w tym specyfiku kilkanaście/dzisiąt minut, zostaw do odcieknięcia, wytrzyj, załóż na rower. Nie ruszaj tego przez najbliższy rok bo nie trzeba! Nic tam nie lej i nie smaruj niczym przez ten czas, bo tylko pogorszysz sprawę! Jak się boisz o swój łańcuch albo masz za dużo czasu, to możesz sobie powtarzać tą operację nawet raz w miesiącu Dziś ta stara szkoła jest raczej zapomniana a dominują konkurencyjne nowe szkoły: a) szkoła nowoczesna - jest postęp, mamy nowe środki smarne, zmieniła się technika rowerowa, dlatego robimy nowymi materiałami, bo stare nie są dobre no i są stare b) szkoła marketingowa - im droższe tym lepsze, bo jakby nie było droższe, to byłoby gorsze c) szkoła lansu - patrz, czym ja smaruję! (marka, cena) d) szkoła rozsądno-minimalistyczna - jak mam wywalić za materiały do konserwacji więcej kasy, niż cena nowego łańcucha, to wolę kupić sobie nowy e) szkoła ultra light - łańcucha się nie konserwuje, tylko wymienia jak już nie chce się "zginać" albo nie chce kręcić Na szczęście dożyliśmy czasów, kiedy mamy wybór i każdy robi jak uważa. Czasem tylko argumenty wyboru metody mogą być dziwne, śmieszne i zabawne, ale to już zależy kto z kim rozmawia no i wracamy w tym rrozumowaniu do kwestii wyboru - obywatel ma prawo.
  6. Mogę przyjąć coklwiek do wiadomości o użytkownikach tego forum, pod warunkiem że nikt ich nie będzie obrażał i obrzucał nieprzyjemnymi epitetami, ale jak już padła definicja czegoś, to zapytam, wszak to forum, czyli pole do wymiany informacji: co to jest jazda "typowo miejska"? Chodzi o jazdę po mieście, czy też funkcjonuje jakaś definicja tego stylu jazdy? Wybacz naiwne pytanie, ale nie jestem na bieżąco ze współczesnym światem rowerowym. Ja na ten przykład rowerem z piastą planertarną pomykam i po mieście i po okolicy dalekiej i bliskiej. Styl mam taki, że na mieście i w krótkiej okolicy pozwalam sobie na dynamikę. Na dalszych trasach raczej rozkładam siły. Jeżdżę po jezdni, ścieżkach utwardzonych (asfalt, kostka, szuter), ścieżkach ubitych. W każdą pogodę, ku zmartwieniu rodziny, nawet w śniegu. Nie pcham się na wyboje, korzenie i piasek bo konstrukcja mojego roweru, a szczególnie założone stosunkowo wąskie, kompromisowe opony (Schwalbe Maraton 28x1,25) na to nie pozwalają. Raz wepchałem się na leśny dukt częściowo wysypany grubym i rozjeżdzonym przez leśników tłuczniem a dalej mocno ukorzeniony, innym razem na teren piaszczysty i były to złe, ale pouczające doświadczenia. Unikam dużych podjazdów oraz średnich ale za to długich podjazdów, bo ta przekładnia przy moich możliwościach i aktualnym wyposażeniu się do tego nie nadaje, a raczej męczy mnie. Na lajcie trzymam sobie na płaskim te 22-25km/h, na większej parze jestem w okolicach 28-33km/h. Rekordy prędkosci pewnie się nie liczą, ale na płaskim i bez wiatru to te 50km/h da się pocisnąć, oczywiście tylko na krótkim odcinku. Przebiegi jednodniowe po mieście, jak trzeba coś pozałatwiać tu i tam dochodzą do okolic nawet 50km, normalna wycieczka za miasto dla mnie to jakieś 30-40km. Rekordowa wycieczka to było 60km i byłem zmęczony, ale nie przez możliości piasty, tylko inne niedoskonałości roweru które zamierzam zlikwidować. Wtedy zamierzam szarpnąć się na okolice 100-150km na dzień. Jaki styl jazdy reprezentuję? Jeszcze raz powiem - niczego nie forsuję, nie prowokuję, tylko chcę poznać zdanie drugiej strony. Ja tu piszę elaboraty a reszta jednozdaniowym półgębkiem. Nie chcę obrażać i uogólniac, ale jak pod jakimś filmikiem o rowerach na kanale o dużych zasięgach (tacy goście z Białej Podlaskiej, czy gdzieś tam) zobaczyłem komentarz, że ci wszyscy nowocześni i ambitni rowerzyści są najczęściej widziani na youtubie, to uznałem to wtedy a obraźliwe.
  7. Gdzie, na testach odbiorczych, czy w realnym użytkowaniu? Czy ta norma mówi o liczbie takich cykli? Czy znana Tobie jest podstawowa wada aluminium w stosunku do np. stali, że takie alu ma o wiele mniejszą wytrzymałość zmęczeniową? Każdy oczywiście robi co chce opierając się na przesłankach jakich chce. Teraz już rozumiem jednak nieco bardziej publikowane w internecie informacje dla mnie niezrozumiałe, że ktoś oceniając rowery producenta X mówi „słabe ramy mają, bo pękają”. Kiedyś takie usterki były niezwykle rzaaaadko spotykane. Ja pękniętą ramę widziałem tylko raz, ale to był rower używany na wsi, który robił jako multifunkcjonalny, łącznie z cargo – wożono na nim worki ziemniaków, buraków, zboża, cementu i inne takie. A problemu i tak nie było żadnego, bo chwilę po tym pospawano go w szopie za pomocą samorobnej spawarki transformatorowej:) A że opisywany przez Ciebie problem nie ma nic wspólnego z rodzajem piasty w nim zamontowanej, to chyba wątpliwości nie ma wszak o piaście planetarnej jest ten program? Możesz podać szerszą motywację? To nie jest żadna prowokacja, czy coś, jestem po prostu ciekawy argumentów tzw. „drugiej strony”. Jak jeździsz (ciśniesz czasy i kilometry, czy spokojnie), gdzie jeździsz (miasto, szosa, ścieżki, szuter, turystyka dalekiego zasięgu, off road) po co jeździsz (sport, rekreacja, zakupy, dojazd do pracy), ile km w roku, ile km na dzień/tydzień, bez względu na pogodę, czy w każdej aurze?
  8. Rozumiem, że ta niedogodność wynika z rodzaju piasty, a nie sposobu mocowania osi w tylnym haku i rodzaju haka? Loty z wysokości ponad pół metra na sztywnym tyle? I może rama alu? Odważnie - lub byczo jak swego czasu mówiła młodzież - i na bogato w dodatku:) Jak byłem młodzieniaszkiem, to takich cudów nie robiły nawet bogate dzieci, które miały rodzinę w RFN, ojca na eksporcie w Libii, czy szklarnię z chryzantemami pod domem. Nie wiem, czy bardziej szanowały pieniądz, czy może bardziej przewidujące? Przez jakiś czas też miałem takie pozorne wrażenie, dopóki nie dopracowałem pracy ręki na manetce zmiany biegów. W przekładni planetranej te biegi wchodzą szybciej, a możliwość zmiany na postoju to duży atut - jak klasycznej przekładni nie zdążysz zredukować przed niespodziewanym hamowaniem, to ruszasz mułowato.
  9. Cenię poczucie humoru i śmiech, bo to dobrze świadczy o człowieku. Skomentuję jednak merytorycznie. Widzę, że masz podobny sposób konserwacji tych piast, co ja, tylko że u mnie jest on nieco bardziej rozbudowany – dwukrotne mycie zanurzeniowe w oleju napędowym, dokładne odcieknięcie i wytarcie, następnie kąpiel w oleju do skrzyń automatycznych (bez wycierania, tylko odciek), potem smar molibdenowy na piastę (taki do przegubów samochodowych, z wyczuciem – nie za mało, nie za dużo), na łożyska zewnętrzne znany i lubiany smar litowy, czyli ŁT-43, a przed samym montażem jakieś 50ml oleju przekładniowego Hipol do piasty i koniecznie jazda zaraz po montażu i wytarcie koła po tej jeździe, bo całe ochlapane. Za to piasta chodzi jak szwajcarski zegarek. Za wszystkie te materiały, których nie miałem na stanie zapłaciłem jakieś 30PLN i teoretycznie starczy to na dziesięcioletni okres konserwacji (teoretycznie bo wiadomo, oleje i smary starzeją się i nikt tego nie trzyma tak długo) choć oczywiście gdyby ktoś był perfekcjonistą i chciałby to robić co roku, starczy na krócej. Ubolewam nad tym, że rower brata i znajomych popsuł się przy tak krótkim przebiegu. Dziwne to dla mnie, bo ja na moim Nexusie 7 trzy razy przewinąłem licznik (30 000km) zanim go wymontowałem w stanie sprawnym i zmieniłem na ósemkę. Nie wiem, co mogło się stać? Być może te piasty nie lubią jednorazowych długich przebiegów tylko bardziej „zrównoważoną” eksploatację? Te 30kkm to ja zrobiłem w 10 lat, co statystycznie daje 8km na dzień gdyby człowiek jeździł systematycznie codziennie, a ja codziennie nie jeździłem, choć systematycznie całorocznie. Za to pamiętam mojego MTB opisywanego tutaj – robiłem nim bite 28km/dzień roboczy, bo dojeżdżałem nim do roboty. Trochę kilometrów w weekend, w śnieżne i mroźne dni ktoś mnie podwiózł samochodem, po drodze jakieś urlopy i święta, więc ciężko to policzyć, ale pewne jest że licznik przewinąłem (10 000km) po około dwóch latach. W czasie tej eksploatacji ze dwa razy zmieniłem mu tylne koła zębate bo przeskakiwało i nie dało się jechać, raz przednie blaty, ze trzy albo cztery razy łańcuch bo przeskakiwał a wu z wyciąganiem łańcucha i uwalonych przepracowanym smarem rąk jak mi łańcuch wpadł na tyle na dół, albo do góry (oczywiście w najmniej spodziewanym momencie), luzowaniem hamulców, jak koło za bardzo biło i tego ciągłego poprawiania naciągu linek to nie zapomnę. No i raz zmielił mi przerzutkę durnowaty patyczek leżący na dobrze utrzymanej miejskiej ścieżce. Nie był to dla mnie rower bezobsługowy, lubię majsterkować, ale nie tak często i tylko kiedy chcę, a nie muszę. Eksploatacyjnie ten rower wypadł blado przy Nexusie7 którego kupiłem potem. Mnie zmiana przełożeń nie boli, bo ja nie luzuję przed zmianą, chyba że cisnę pod górę, to rzeczywiście robię takie „sprzęgło” albo „synchronizację”, czyli odpuszczam na pół sekundy. Piasty rzeczywiście są drogie, ale ja podchodzę do tego inaczej – rower jest na lata, a nie sezonową przygodą. To podejście z czasów zamierzchłych, kiedy kupić rower, poza Ukrainą, czy Uralem, które stały po Geesach, to był wyczyn – szczęście, znajoma sklepowa, czy jakaś łapówka a ceny powalające. Dlatego o rowery się dbało. Taki Rohlof14 obecnie kosztuje około 5000PLN. Wychodząc z założenia, że będzie to na lata może okazać się, że wyjdzie to znacznie taniej niż serwis nowoczesnego klasyka czy sezonowa zmiana co kilka lat na bardziej „modny”. W moim wieku taki Rohlof może okazać się dożywotni:) A co do dbania o rowery i podejścia do nich, to mam wielki szacunek do starszego gościa, który u mnie pomyka na oryginalnym peerelowskim Wagancie w oryginalnym malowaniu i z oryginalnym wyposażeniem (jeszcze czeska przerzutka Favorit tam pracuje!) – dobrze utrzymany rower i dobrze utrzymany facet – jak przyjeżdża nad jezioro, to zrzuca ciuchy i robi jakieś kilka km w wodzie. A z wyglądu ma +70lat.
  10. Drogi forumowiczu, zważ na słowa, bo i regulamin i kultura osobista i inne takie. Nie, ten post to żadna zachęta, to informacja na temat piast planetarnych praktyka nie sportowca. Jest pewna asymetria w tych informacjach w stosunku do napędów klasycznych, a potencjalni użytkownicy byliby w bardziej komfortowej sytuacji, gdyby ta asymetria zniknęła. Nikogo nie zachęcam, wręcz przeciwnie – popyt niski to i ceny w miarę stabilne:) Oczywiście, że piasta nie jest ciężka, to jest jedynie niecałe 10% masy mojego roweru, jedynie nieco więcej niż półtoralitrowa butelka wody mineralnej i jakaś połowa masy moczu, który wożę w pęcherzu moczowym i wydalam co jakiś czas. Z klasyczną kasetą/piastą/ przerzutką można się zmieścić w masie 500-600g. Jeżeli komuś te kilodwieście różnicy przeszkadza, to oczywiście jego rzecz i prawo, ale mi to 1,2kg skrzydeł nie doda i prawdopodobnie nie doda żadnemu rowerzyście, który na rowerze chce pojeździć rekreacyjnie, za to doda masę innych plusów. Dla sportowców i fanów lekkości rower zawsze będzie zawsze za ciężki. Sugeruję nabyć słownik języka polskiego i nauczyć się znaczeń pewnych wyrazów a przede wszystkim nie wciskać komuś, że powiedział co innego, niż powiedział. Nie śledził, tylko jechał za nią, nie gonił, a trzymał taką samą prędkość z odpowiednim odstępem. Oczywiście, że gapiłem się na jej tyłek, podobnie jak lubię zawiesić oko na czymś ładnym w każdej okazji. Powód do zmartwień byłby, oczywiście moim zdaniem, gdyby facet nie zwracał uwagi na takie rzeczy. Dlatego przesadziłeś z tym zbokiem. Nie rób tego więcej! Epitet „stary” wybaczam, bo to dowodzi, że odezwał się mentalny młodzieniaszek, a nawet chłopiec. Ja tam nikogo nie winię za to że mu padła piasta planetarna, tylko mówię, że przy odpowiedniej obsłudze jest niezwykle ciężko to popsuć. Mi się nie udało przez czternaście lat. Oczywiście, że nowoczesny MTB w 2002r. w kontekście tego co znakomita większość przeciętnych rowerzystów trzymała po garażach i piwnicach i na czym jeździła wtedy. Nie wiem, czy w 2002r. byłeś już na świecie, czy jeszcze bawiłeś się zabawkami, czy też już przeżywałeś pierwsze młodzieńcze miłostki, ale wygląda na to, że na pewno masz słabe pojęcie o tamtych czasach. Komedia? Być może w twoim wykonaniu, ale raczej nie komedia, bardziej tragedia a może i nawet groteska. Trzymaj fason i schowaj agresję gdziekolwiek. Przyda ci się ta porada w życiu.
  11. Witam, Często pojawiają się pytania, w całej przestrzeni internetowej, co lepsze – przekładnia w piaście, czyli przekładnia planetarna, czy klasyczny napęd, czyli kaseta/przerzutka? Napisano masę elaboratów o tym, nakręcono i opublikowano tysiące filmów (w tym wiele i przeważnie z tak zwanym lokowaniem produktu) a odpowiedź jest niezwykle prosta – zależy do czego to ma być i co kto lubi? Przekładnie planetarne w rowerach są u nas stosunkowo mało popularne i moim zdaniem deprecjonowane. Chciałbym napisać co nieco o tym okiem praktyka, takiego dla którego rower ma być maksymalnie prostym w obsłudze i tanim środkiem transportu i rozrywki oraz okiem użytkownika, który nie ulega reklamom i trendom i nie popada w paranoję, że co sezon, no najwyżej kilka, należy mieć nowy rower, koniecznie najlżejszy, z najnowszymi nowinkami technicznymi i innymi takimi. Jestem ogromnym zwolennikiem przekładni planetarnych, użytkuję je od 2011r. a moje zadowolenie z nich wynika z tego, że najzwyczajniej spełniają moje oczekiwania. No to spróbujmy: Przekładnia planetarna jest ciężka i dlatego ciężko się jeździ z takim czymś a szczególnie dlatego, że dociąża tył. Mit i kit. Mój aktualnie ujeżdżany Nexus 8 waży jakie 1,75kg. Nie wiem jak to się ma do układu kaseta/piasta/oś/przerzutka dowolna, ale wiem, że maniacy lekkości często zapominają o podstawowej sprawie – masa przemieszczana, to jest rower plus kierowca plus bagaż. Zamiast więc odchudzać rower do granic absurdu, może warto zrzucić trochę masy – z kierowcy i bagażu? Oczywiście możemy dojść w tym rozumowaniu do granic absurdu i posadzić na rowerze trzydziestokilogramowego anorektyka, ale i tak nadal stosunek masy kierowcy do masy napędu będzie nieporównywalnie duży, odchudzanie niewiele da, a takiemu lekkiemu dżokejowi prędzej będzie przeszkadzał brak pary w kopytach, niż te kilkaset (?) gramów więcej w napędzie. Przekładnia planetarna ma większe opory toczenia i dlatego ciężko się jeździ z takim czymś. Mit i kit. Oczywiście porównując do lekkiego roweru szosowego może to być prawda, choć i tak nie do końca, bo zależy kto trzyma lejce – miałem kiedyś taką perwersyjną zabawę na ścieżce rowerowej, że za profesjonalną kolarką profesjonalnie ubraną i profesjonalnie wyposażoną powożącą ultralekkim rumakiem trzymałem dystans moją osiemnastokilogramową kobyłą jakie 5 metrów, bo podobał mi się jej tyłeczek pracujący na siodełku i chciałem popodziwiać ten widok jak najdłużej. Połapała się w sprawie i po jakiś siedmiu kilometrach, kiedy omal nie wywaliła się z ambicji i zmęczenia na kolejnej szykanie rurowej zakładkowej odpuściła i puściła mnie przodem. A co do meritum – planetarna przekładnia, czy przerzutka klasyczna w rowerze o podobnym przeznaczeniu to jeden pies w kwestii oporów toczenia dla niesportowców. Przekładnia planetarna ma kiepskie uszczelnienia i dlatego jest nietrwała, bo kiedy do tych skomplikowanych mechanizmów dostanie się pył, piach i błoto to szybko ulegnie ona zniszczeniu. Mit i kit. Mój Nexus8 jak i wcześniejszy Nexus7 do arcydzieł techniki nie należą w porównaniu z innymi piastami wielobiegowymi, ale prawda jest następująca – rower używany całorocznie, Nexus 7 ujeżdżany 10 lat, nie konserwowany w ogóle (WSTYD!) jeździł bezawaryjnie i zmieniał biegi jak zegarek szwajcarski. Zmieniłem na ósemkę tylko dlatego, że brakowało mi rozpiętości przełożeń. Przekładnia planetarna jest nietrwała, bo przenosi słabą moc (a raczej moment obrotowy) i można ją „zmielić”. Mit i kit. W pedał potrafię depnąć, choć jakby nieco mniej bo jestem już po pięćdziesiątym roku życia, ale jednak moc jeszcze jest. Prędzej spuchnę na podjeździe, niż coś tam ukręcę. Ludzie, którzy piszą o takim czymś mieli albo wadliwy towar, albo kombinowali coś ze zbyt wielkim kołem zębatym założonym na tył, aby dodać sobie niskich przełożeń. A wystarczy czytać instrukcję, co tam można robić i założyć. Taki syndrom Polaka – kupuję komputer ale pierwsze co mnie interesuje, to jak podkręcić procesor, bo chcę mieć lepszy, ale za mniejsze pieniądze. Czyż nie? Tak w ogóle, to ujeżdżając rowery wszelakie od piątego roku życia w warunkach każdych jedyne co ukręciłem, to oś – w rowerze MTB wyprodukowanym około 2002r., czyli już nowoczesnym na ówczesne czasy i oczywiście bardzo drogim. Jeżeli ktoś ma jakiekolwiek pojęcie o mechanice, wytrzymałości materiałów (jakieś technikum mechaniczne, czy coś), to wie, że aby ukręć coś w rowerze, np. oś (ile to ma, fi 12, fi 15?), to trzeba zrobić coś skrajnie głupiego i niesamowitego, bo jest to projektowane (a może było?) z odpowiednim „naddatkiem”. A jeżeli już komuś zdarzyło się coś takiego przy normalnym użytkowaniu, to znaczy, że sprzedano mu bubel a nie rower i nieważne ile kosztował i jaką markę miał tam namalowaną. Chyba że teraz takie jakościowe czasy? Przekładnia planetarna jest kiepska, ponieważ stanowi ogromną komplikację w przypadku konieczności zdjęcia tylnego koła przy przebiciu dętki. Mit i kit. Jeżeli kogoś przerasta technicznie wypięcie tylnego koła z tą przekładnią – w terenie, deszczu, wietrze, czy śnieżycy – to tym bardziej przerośnie go obsługa klasycznego napędu nie mówiąc już o współczesnych hamulcach tarczowych, amortyzatorach, czy o zgrozo, jakichś wahaczach. Taki ktoś niech sobie wykupi rowerowe assistance, na przejażdżki zabiera bardziej rozgarniętego technicznie kolegę i pod żadnym pozorem niech nie oddala się od „bazy” na odległość, z której powrót zajmie mu większość dnia. Albo kilku. Przekładnia planetarna jest skomplikowana w budowie i dlatego jej konserwacja jest kłopotliwa, ciężko znaleźć fachowców do tego. Mit i kit. Takie coś konserwuje się zgodnie ze sztuką techniczną bez rozbierania bebechów, w piwnicy, na balkonie, pod blokiem, lub na parkingu i to za pomocą tanich materiałów dostępnych w dowolnym sklepie motoryzacyjnym. Tak obrobiłem NOWEGO Nexusa8, który nie chciał wrzucać wybranych biegów, a zrzucać nie chciał ŻADNYCH biegów. Niby nowe z japońskiej fabryki, a przygotowane, jak radziecki rower Ukraina w latach 80’ zeszłego wieku. Zainteresowanym służę pomocą. W przypadku uszkodzenia przekładni planetarnej znalezienie do tego mechanika jest niezwykle trudne a serwis bardzo drogi. I jest kłopot ze zdobyciem części zamiennych. Prawda. Rzecz w tym, że to się nie psuje jeżeli raz na kilka lat to zakonserwujesz. Jak to będziesz robił, to taka skrzynia biegów będzie tobie służyć na tyle długo, że zanim padnie, to prędzej ci się znudzi, albo ciebie przeżyje. A jeżeli nie, to kupisz sobie nową, ale ten zaoszczędzony czas i pieniądze na te wszystkie regulacje, naciągania, wymiany linek i inne przy klasycznym napędzie będzie bezcenny. Przekładnia planetarna jest kiepska, ponieważ brakuje jej niskich przełożeń. Prawda najprawdziwsza. To jest niestety podstawowa wada projektowa/użytkowa tych przekładni i w terenie o dużych amplitudach wysokości może to być problem. Mówię o Nexusach 7/8, nie wiem jak jest z Alfine 11, ale ponoć Rohlof 14 te problemy likwiduje. Dla kogo to i gdzie? Dowolną piastą trzybiegową oblecisz miasto i to zupełnie wystarczy a na krótkich dystansach nawet jakieś podjazdy w drodze na działkę, w lesie, czy podobne. Ze współczesną piastą 7/8 można szarpnąć się na dalszy treking, ale raczej bez długotrwałych i stosunkowo dużo nachylonych podjazdów. Ja na przykład nie potrafię na Nexusie 8 podjechać pod górę Świętej Anny na opolszczyźnie – nie wiem, czy maszyna kiepska, czy kierowca już zużyty, wszak kiedyś ten podjazd pokonywałem na Wigry 3 (wtedy miałem 12 lat i ważyłem poniżej 50kg) a później na góralu na kołach 26’’ (wtedy miałem 27lat i ważyłem 65). Dziś liczę sobie 50 wiosen i ważę 95kg. W latach 90’ ujeżdżałem jakiegoś trekinga z Holandii (wtedy nawet takiej nazwy nie było, był to po prostu rower z błotnikami i bagażnikiem, turystyczny), którego przywiózł ojciec kolegi – rzeczny marynarz. Wtedy to było nowum u nas. Tamten rower miał przekładnię pięciobiegową gnał jak wściekły i był niezwykle zwrotny, bo miał mocno stopniowane przełożenia i koła 26’’, ale teraz już chyba tego nie produkują. Na pewno z Nexusa 7/8 nie zrobi się uniwersalnego pożeracza szos, choć tylko na płaskim można pokombinować. Chciałem sobie kupić jakiegoś lekkiego pożeracza szos (szosówka, lekki fitness), ale zrezygnowałem – wolę wygodę pozycji, błotniki i te wszystkie inne wygodne „ciężkie” rzeczy. Nie wiem jak jest z Alfine 11 i Rohlofem 14, choć wiem na pewno, że prędzej mój Nexus 8 mi się znudzi niż padnie, jak kupię Rohlofa14, bo zasadzam się na niego od lat i szkoda czekać, wszak ceny rosną, a wypłaty jakby mniej a chcę spróbować. A dla kogo piasty planetarne? Dla ludzi ceniących prostotę, bezobsługowość, trwałość, bezawaryjność oraz dla ludzi, którzy nie potrafią sami grzebać przy rowerze a nie chcą zbyt często odwiedzać serwisu. Takie jest moje zdanie na ten temat, może komuś się przyda. Pozdrawiam,
  12. Witam, Od trzynastu lat jeżdżę na niskobudżetowym rowerze miejskim Kross Deco. Kupiłem go w 2011r. dlatego że potrzebowałem nowy rower, nie miałem za dużo pieniędzy a on kosztował jedyne 900PLN. Dodatkowo wpisywał się w moją filozofię roweru jako urządzenia maksymalnie prostego i stosunkowo bezobsługowego – przekładnia planetarna, hamulec w torpedo. Święty spokój z regulacją linek, biciem koła na klocki hamulcowe i tak dalej. Rower wygląda nienowocześnie, ale to jest kwestia gustu. Rower waży 17kg i to już jest problem. W tak zwanym międzyczasie wymieniłem mu opony na wąskie antyprzebiciowe Schwalbe (z tego powodu wygląda jeszcze bardziej głupio), nauczyłem się panować nad trakcją na tak wąskich oponach (bo początkowo łatwo można było się wyłożyć na zwykłej kostce betonowej) i dodatkowo wymieniłem przekładnię na Nexus 8, bo stary Nexus 7 zużył się. Jeżdżę tym rowerem rekreacyjnie i użytkowo – po mieście, po asfaltach, ścieżkach rowerowych, szutrach i drogach polnych. Żadnych lasów i przełajów z korzeniami. Przejażdżka około 30-40km jest do przyjęcia na tym rowerze, po 60km jestem naprawdę zmęczony – boli mnie tyłek, dolna część kręgosłupa i stawy biodrowe i kolanowe. Na podjazdach ten rower był zawsze kiepski. Szukam czegoś do długich dystansów, czyli według mnie przejażdżka 150-200km na dzień. Miałby to być rower nie podstawowy, ale drugi rower, uzupełniający, taki na sobotę albo niedzielę. Problemy ze zmęczeniem zwalam na następujące przyczyny: a) geometria ramy – rower miejski nie jest do długich dystansów b) źle dobrany rozmiar ramy do tak długich dystansów - rower kupiłem jako tani, nie zwracałem uwagi na rowmiar ramy (katalogowo 21 cali) c) większe opory przekładni planetarnej w stosunku do napędu klasycznego d) nieodpowiednie siodło e) przybór masy – jak kupowałem ten rower byłem zawodnikiem lekkim (70kg), dzisiaj to już jest 95kg f) postęp wieku – obecnie 50 lat Na polepszenie tego stanu rzeczy wymyśliłem sobie następujące rozwiązania: a) zmontować sobie rower turystyczny na przekładni Rohloff Speedhub 500/14; będzie drogo, bardzo drogo, przekroczy budżet i nie wiadomo, czy polepszy sprawę b) kupić sobie tanią szosówkę endurance; upatrzyłem taki KROSS Vento DSC 4.0 na Tiagrze, ze sztywnymi osiami, tarczówkami i carbonowym widelcem; w ten model można zapiąć szersze opony i pompując je rozsądnie być może jakiś szuter czy ubita ziemia nie zrobi mu krzywdy c) kupić gravela; upatrzyłem sobie stalowego KROSS Esker 4.0 albo aluminiowo carbonowego Rometa Boreas 1 Lite; intensywnie też kiedyś mówiono o Marin Four Corners (ale to była według mnie intensywna akcja marketingowa) Znam się słabo, ale uważam, że konstrukcja aluminiowa bez amortyzacji to nie jest dobry pomysł. Carbonowy widelec według mnie jest dobrym rozwiązaniem i kompromisem do aluminiowej ramy. Amortyzatorów nie chcę. Druga opcja to jest właśnie stal CrMo – całość, albo rama stalowa a widelec carbonowy. Potrzebuję hamulce tarczowe, wystarczą budżetowe mechaniczne. Do roweru nie zamierzam podpinać sakw, bidonów, czy czegoś tam – cały dobytek zawsze wożę na plecach w plecaku. Nie zamierzam też nocować z rowerem i dobytkiem poza domem. Te rowery, które wymieniłem ważą katalogowo do 12kg. Jest to mniej, niż mój obecny siedemnastokilogramowy kloc. Zaletą lekkości, oprócz jazdy, jest też łatwość przenoszenia. Mieszkam na południu opolszczyzny i planuję zabierać rower do pociągu na przejażdżki w pobliskich górach. Lekość będzie tu atutem, a nowoczesny disign sprawi, że ludzie nie będą patrzeć dziwnie:) Doradzicie w którym kierunku powinienem pójść? Nie chcę wtopić pieniędzy. Kilka kluczowych informacji osobniczych: wiek: 50 lat masa ciała: 95 kg wzrost: 178cm długość nogi od wewnątrz: 80cm długość rąk od pachy: 70cm ogólna sprawność fizyczna oceniona w skali dzisięciopunktowej: 7 masa mięśniowa i otyłość: umięśnienie typu wilka, przerośnięte uda, początki mięsnia piwnego:) Budżet: do 4000PLN z rozciągnięciem do 5000PLN (oczywiście z wykluczeniem opcji Rohloff) Będę wdzięczny za pomoc. Pogoda ładna, sezon się zaczyna, wyprzedaże kurczą się, więc szkoda czekać. Pozdrawiam,
×
×
  • Dodaj nową pozycję...