Skocz do zawartości

nbk

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    164
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi dodane przez nbk

  1. Cześć,

    w ubiegłe wakacje wybrałem się na wyprawę po Polsce. Przebieg wyprawy również nagrywałem.

    Niestety umiejętności vlogowania okazały się bardzo małe. Byłem trochę nieśmiały przed kamerą, ale dzień po dniu ta presja schodziła, lecz niestety doszły problemy natury technicznej... Zapomniałem włączyć w kamerce stabilizację obrazu, więc obraz lata we wszystkie strony i nie pomyślałem jakie spustoszenie dla mikrofonu może zrobić wiatr. Przeglądając nagrane materiały i ich jakość, a także "moje gadanie głupot" chciałem cały temat porzucić, ale pomyślałem: a co mi szkodzi? Będzie co będzie, najwyżej ludzie nie będą oglądać, a może z drugiej strony komuś taki materiał się spodoba. Wyciąłem więc co się dało...

    I tak oto, chciałbym wam przedstawić mini serial z mojej 6 dniowej wyprawy.
    Dodam, że uczenie się na błędach, dało mi dużą wiedzę, dzięki czemu jakość materiałów, dźwięku, sposób nagrywania i przedstawiania tego, ZNACZNIE POPRAWIĘ podczas kolejnej wyprawy, którą planuję na wakacje 2021 (o ile oczywiście uda się ją zorganizować).

    Zapraszam zatem do obejrzenia 1 odcinka i jednocześnie proszę o wyrozumiałość i wybaczenie masy błędów. Może komuś materiały się spodobają :) Kolejne odcinki pojawią się na dniach. 

    ETAP #01 - Sobków - Starachowice - Radom - Warszawa (251 km)

    TourdePolska 2020 #01 - Sobków - Starachowice - Radom - Warszawa (251 km) - YouTube

  2. 17 minut temu, gocu napisał:

    Gratuluję, podziwiam.

    Mała uwaga - jeśli już koniecznie chcesz podać średnią z jazdy to podaj również średnią z odpoczynkami lub czas brutto. To da nam  więcej informacji o tym jak intensywny faktycznie był wysiłek - u ciebie realnie średnia wyniosła około 21km/h.

    Widziałem w necie niespełnionych kolarzy którzy chwalili się zrobieniem trasy 100km/h ze średnią sporo powyżej 30km/h, nie przyznajac się że robili to odpoczywając solidnie po każdych 20km... Tymczasem czas brutto od razu pokazuje jak _naprawdę_ się jechało.

     

    Będę pamiętał na przyszłość. Nie mniej jednak tutaj średnia miała jedynie charakter informscyjny, a może nawet lepiej: fabularny, który służył do opisania tej przygody. Czy byśmy przyjechali szybciej czy wolniej to nie miało znaczenia. Czy jesteśmy mocnymi zawodnikami, czy słabymi też nie ma znaczenia. Jechaliśmy po prostu swoje, żeby przeżyć mega przygodę i zrealizować swoje cele. Poziom intensywności kompletnie nie miał tutaj znaczenia :)

    Jak kogoś interesują też szczegółowe dane to może znaleźć je na stravie.

    Ale dla jasności: 

    Czas netto: 21h 23min

    Czas brutto: 30h 24 min

    • +1 pomógł 1
  3. Relacja:

    Czwartek 11.06.2020 (Boże Ciało) godzina 3.00. Budzę się pełen optymizmu, mimo iż pogoda za oknem jest... nie wiadomo jaka. Potężna mgła powoduje, że z 5 piętra nie widać dosłownie nic. Wyruszam z Katowic o 4.00, gdyż jestem umówiony w okolicach Dąbrowy Górniczej na godzinę 5 z resztą grupy, która jedzie m.in. z Jaworzna, Krakowa, czy innych części Dąbrowy Górniczej. Punktualność to nie jest moja mocna strona, a nawet - z resztą szkoda gadać :p

    Początkowe kilometry są dość górzyste jak na trasę w kierunku Bałtyku. Przemykamy więc przez kilka odczuwalnych hopek w kierunku Zawiercia jak i po terenach Jury Krakowosko-Częstochowskiej. Po około 100 km, zatrzymujemy się na leśną toaletę i ściągamy warstwy ubrań - temperatura rośnie i jest bardzo duszno. Przeraża mnie jednak tempo jazdy. Jedzie się dobrze, nie muszę napinać, ale do pierwszej większej pauzy (Bełchatów - 160 km) średnia to 31,5 km/h. W mojej głowie pojawiają się różne myśli, a przede wszystkim to, że mając w perspektywie 600 km, złapię jakąś totalną bombę po 350 km, ponieważ to był mój maksymalny dystans i nie wiem jak potem zachowa się mój organizm. Nie mniej jednak czuję się bardzo dobrze i noga gładko podaje.

    W Bełchatowie zatrzymujemy się w McDonald’s (jest godz. 10.30 - idealnie, skończyła się oferta śniadaniowa). Nigdy nie praktykowałem jedzenia tam na takich trasach, ale kupuję McZestaw z McRoyalem + Kurczak Burger. Co mogę dodać? Mega polecam McD. Najadłem się, nie czułem jakiegoś dyskomfortu na żołądku, a zjedzone kalorie naprawdę długo mnie trzymały. naprawdę mega pozytywne zaskoczenie. Spotykamy tam też innych pasjonatów kolarstwa. W oczy rzuca się mężczyzna ubrany w koszulkę z Tour do Pologne, który jest tam ze znajomymi. Zagaduje nas i pyta gdzie jedziemy. Nie wierzy, że mówimy prawdę jadąc 600 km „bez przerwy” nad morze. Człowiek czuje wtedy dumę, gdy spotyka innych ludzi, którzy są zaskoczeni tym na co się porywamy, uważając że to niemożliwe i że tak się nie da. Robimy sobie fotkę z całą naszą grupą, ponieważ dwóch kolegów nas opuszcza, ale dołącza do nas kompan z Wrocławia. Jedziemy zatem nad morze w 6 osób.

    Trasa jest zaplanowana przez mało uczęszczane drogi i wioski, ale asfalt jest naprawdę dobry. Najfajniejsze w takich wycieczkach jest to, że podziwia się cały czas zmieniający się krajobraz. Tak samo jest i podczas tego ultra. Bardzo przyjemnie jedzie się przez miejsca, które znacząco odbiegają od naszej miastowej codzienności. Wydaje się jakby na tych „wioskach” życie wygląda inaczej - spokojniej, a ludzie mają zupełnie inną mentalność i pewnie tak z resztą jest. 

    Po południu robi się naprawdę gorąco. Ciężko się oddycha, a temperatura wzrasta do 25 stopni. W słońcu jest pewnie powyżej 30. W sumie pozostaje tylko się cieszyć. Do ostatniego dnia przed wyjazdem nie było wiadomo czy w ogóle pojedziemy, ponieważ prognozy były bardzo nieoptymistyczne. Byliśmy wręcz pewni, że na pewnych odcinkach trasy spotka nas deszcz (raz mniejszy, raz większy) i burze, więc i wiatr może nas zamęczyć. Ale decyzja zapadła. Jedziemy! Będzie co będzie! W grupie i tak będzie fajnie. I rzeczywiście, towarzystwo było super, a i pogoda udała się idealnie. Mimo przerażających prognoz, nie padało w ogóle. Pogoda była wręcz idealna (no może poza jazdą w nocy, ale o tym później). Ale wracając do jazdy... Przez super pogodę, woda w bidonach kończy nam się bardzo szybko, a pojawiają się problemy z jej uzupełnieniem. Jedziemy przez wioski gdzie nie ma nic (poza super asfaltem i zerowym ruchem), a jak jakiś sklep już się pojawia na horyzoncie to jest niestety zamknięty, ponieważ jedziemy w święto. Przy pustych bidonach jedziemy kolejne kilometry i na szczęście widzimy malutki sklepik przy drodze, gdzie cała lokalna społeczność zaopatruje się w alkohol ;p

    Około 350 kilometra dojeżdżamy do jednego z większych miast na naszej trasie - Włocławka. Będzie wyżerka, wiadomo gdzie. McDonald’s. Godzina chyba 18, dzień wolny, więc jedyne czego się możemy spodziewać to braku wolnego stolika i tak też właśnie się dzieje. Jest tam tyle ludzi, że nie ma gdzie się ruszyć. Kolejki ogromne. Na szczęście stolik na zewnątrz się zwalnia, więc siadamy. Tutaj była zaplanowana dłuższa przerwa i dobrze, że akurat tutaj, ponieważ po złożeniu zamówienia mieliśmy gdzieś 30 numer w kolejności, więc czekaliśmy na swoje zamówienia również prawie 30 minut. Dla dodania dramaturgii pozwolę sobie dodać, że jestem alergikiem na potęgę i akurat tam dostaję „ataku”. Kicham średnio co minutę albo częściej, więc chyba nie muszę tutaj pisać jak patrzyli na mnie ludzie... Na pewno roznoszę koronawirusa  Aplikuję tabletkę, więc trochę mi się polepsza, a po jedzeniu dorzucam dla pewności warstwę Sudocremu. Obok na Orlenie uzupełniamy płyny.

    Jedziemy dalej. Wyczekujemy ciemności, chociaż teraz jedzie się najprzyjemniej. Jest rześko, słońce zaczyna zachodzić, więc i widoczki są bardzo fajne. Nadmienię tutaj, że mimo przejechania 380 km wciąż na liczniku średnia prędkość jest powyżej 31 km/h. Niby cały czas o tym pamiętam z obawą o dalszy przebieg trasy, ale jedzie się doskonale, więc coraz częściej o tym zapominam. Pora włączyć lampki, ponieważ zapada pełna ciemność. Momentami też pojawia się gorszy, dziurawy asfalt, przez co podejmujemy decyzję, żeby trochę zwolnić podczas jazdy nocnej w takich warunkach. 

    O godzinie 23, czyli już 440 km, zatrzymujemy się na Orlenie w centrum miejscowości Golub-Dobrzyń. Nie pasujemy tutaj, ponieważ w tym momencie na stację przychodzą tylko imprezowicze, ale jest spokojnie. Ja wrzucam zapiekankę do brzucha, a pozostali popijają kawę. Dopiero teraz (prawie przez 24) czujemy potrzebę „ubrania się”. Ubieramy nogawki, kurtki i buffy. 

    Niestety warunku pogodowe w mojej ocenie są bardzo niekomfortowe. Jest potężna mgła i ogromna wilgotność. Mimo tego, że nie spadła ani kropla deszczu to jestem cały mokry. Cała kurtka w wodzie, z kasku cały czas skapuje, a przez okulary nic nie widać, więc trzeba jechać bez nich, więc całe powieki są pokryte wodą. Zaczynam się źle czuć. Nie mówię tutaj o mojej dyspozycji fizycznej, ale nagle całkowicie zatyka mi nos, gardło boli mnie potwornie. Stwierdzam, że kolejne dni spędzę w łóżku z potężnym przeziębieniem albo anginą. Dodatkowo zaczynają się oznaki senności i chętnie by się zamknęło na chwilę oczy, ale jest okej...

    Kilometr 500, środek nocy. Orlen. Grudziądz. Nareszcie! Od razu kupuję gorącą herbatę, żeby poczuć się lepiej i rzeczywiście, poprawia mi się. Przestaje mnie boleć gardło i nos się odtyka. Ten stan był chyba podyktowany tą okropną wilgotnością. naprawdę mi ulżyło. Ale humor zepsuło mi zachowanie obsługi na stacji, ponieważ do jedzenia na ciepło nie było kompletnie nic i mimo „robiących się” parówek, pani ze stacji oznajmiła mi, że nie będzie nic do jedzenia. Nawet jakbym musiał czekać pół godziny to i tak nie mam co liczyć na ciepły posiłek. Wyczuwalna była ogromną niechęć, że w ogóle się na tej stacji pojawiliśmy. Zjadłem jakieś swoje batony, ale to nie było to. Chciałem coś ciepłego. 
    Czując oznaki zmęczenia, biorę jedną tabletkę polecanego mi Guaranaxu. Nie dał mi on nic. Zero pobudzenia i redukcji zmęczenia, więc na mnie on chyba nie działa.

    Do celu zostało już niewiele. Słońce zaczyna się pojawiać na horyzoncie. Robi się jasno. Jedziemy aż do Gdańska DK91, gdzie jest bardzo szerokie pobocze, a ruch znikomy o tej godzinie. Niestety od momentu kiedy zaczynało się robić jasno i jechałem na kole oczy zaczynały się przymykać. Nie mogłem patrzeć na osobę przede mną lub jej koło. Zatem poczułem potrzebę bycia nieco aktywniejszym i to rzeczywiście dało rezultaty. Więc szarpałem trochę bardziej, ponieważ na DK91 cały czas były hopki w górę i w dół. To pozwoliło mi zapomnieć o zmęczeniu. Ogólnie tempo było już mniejsze, ponieważ jeden z naszych kolegów doznał kontuzji kolana, więc holowaliśmy go. Ale bywałych też momenty, gdzie odjeżdżaliśmy, a potem chwilę czekaliśmy. 

    W Gniewie na 540 km, poprosiłem grupę o przerwę na Orlenie. Chciałem zjeść coś ciepłego, więc wjechały dwa hot dogi. Jeden duży, jeden mały. Dodatkowo kupiłem Red Bulla i to on dał mi pobudzenie i skasował senność. Ma on niestety jedną wadę. Brzuch nie czuje się po nim najlepiej. Ostatnia przerwa była w miejscowości Tczew, na 570 km, pozostali chcieli też coś zjeść w McD.

    Pozostał kierunek na Gdańsk. Im bliżej końca tym czułem się mocniejszy. Adrenalina robiła swoje. Nagle nic mnie nie bolało, bo jak wiadomo ból dupy, czy barków przy takim dystansie po prostu musi być. Ważne żeby nie był on uciążliwy. W moim wypadu najbardziej bolały mnie barki (ponieważ miałem jeszcze plecak) i szyja od naciągnięcia. Cztery litery też trochę bolały, ale jeżeli tak wygląda ból po 600 km to niech będzie taki zawsze. Nogi niezmordowane. Zaryzykuję stwierdzenie, że w ogóle się nie zmęczyły, gdyż po tak dużym dystansie wciąż była w nich bardzo duża moc, co mnie bardzo cieszyło. 

    Od znaku „Gdańsk” jechaliśmy ścieżką wzdłuż Wisły. Ładna, aczkolwiek z kostki, więc niektórych na szosie może mocno zniechęcić. Ścieżki rowerowe w centrum męczące. Co kilka metrów światła, na których czeka się zawsze minimum minutę. Wiec dojazd z centrum do wybrzeża dłużył się w nieskończoność, ale wreszcie osiągnęliśmy cel! Bałtyk! Średnia 29 km/h. 
    Wszyscy z naszego małego peletonu byli zadowoleni. Cały wyjazd udał się bardzo dobrze. Bardzo cieszyło nas to, że pogoda była dla nas łaskawa i przede wszystkim, że bezpiecznie dojechaliśmy (nie było żadnych niebezpiecznych sytuacji - a to rzadkość). Każdy z nas czuje niedosyt i chce więcej, więc to na pewno nie ostatnia relacja.
    Każdemu polecam taką przygodę i w razie pytań zapraszam  I zapraszam też tutaj:

    https://www.instagram.com/kubeush
    https://www.strava.com/athletes/kubeush

    Zdjęcia wykonane prze Kamila (@aydemne)

    a59c06142d06.jpg

    00b7b8cf40c1.jpg

    ed99494ccbc6.jpg

    20eeb9968233.jpg

    4da4a7c137d7.jpg

    5bf20fa6d483.jpg

    f00434b9a658.jpg

    d5ab31011f0b.jpg

    • +1 pomógł 8
  4. Dołączajcie do mnie ! ;)

    Start: Katowice 
    Cel: Międzywodzie (Międzyzdroje tuż obok)
    Trasa: https://www.komoot.com/tour/81864143?ref=wtd .
    Na trasie jest mnóstwo stacji benzynowych (głównie Orleny co kilkanaście kilometrów).

    Tempo: Zależy od wielu zmiennych. Może być to 25 km/h, a może 29. Ale nie mam jakiegoś ciśnienia na to żeby jaknajszybciej dojechać. Także jazda na luzie. 

    Data: Chciałbym wystartować w środę (10.06) o godz. 14 lub 15 (kwestia dogadania). Jeżeli pogoda będzie niesprzyjąca (wiatr, deszcz)  albo ktoś będzie chciał to mogę wyruszyć dzień później (11.06).

    Jeśli ktoś z innych miast chcę dołączyć do drodze to zapraszam!!!

    Każdy zainteresowany niech zostawi tutaj jakiś znak to się dogadamy przez messenger (utworze też konwersację przy większej ilości osób) :)

    GDYBY POGODA NIE DOPISAŁA W TYCH TERMINACH TO WYJAZD BĘDĘ ODWOŁYWAŁ.

  5. Cześć,

    poszukuję spodenek na długie trasy. Dotychczas trasy powyżej 350 km jeździłem na spodenkach z Decathlon. Niby okej, ale konstrukcja wkładki powoduje przyszczypanie skóry i otarcie (mimo używania sudocremu). Polecicie coś sensownego na trasy do 700 km? (budowa ciała wąska :D 180 cm, 69 kg)

    Z góry wielkie dzięki.

  6. Cześć, wymieniłem łańcuch oraz kasetę. Niestety przy dzisiejszej jeździe jak stawałem w korby to całe czas coś przeskakiwało (co mną trochę szarpało i było dość niebezpieczne). Dodatkowo przy ruszaniu na światłach łańcuch spadł mi chyba z 5 razy, więc problem pojawiał się przy większej wkładanej mocy w pedały, lecz na małym blacie tego problemu nie było. I dodam też, że na starym łańcuchu tego problemu nie było.

    Stwierdziłem, że problemem może być uszkodzony ząbek na blacie (był on już kiedyś naprostowywany i jest prosto, ale jest trochę zjechany). Pytanie czy mam rację i muszę wymienić blat czy szukać przyczyny gdzieś indziej? Załączam również zdjęcia do oceny.

    C46CAE59-92A7-47E7-BEA9-1EEF307F16C1.jpeg

    C66F3133-3737-4F2C-B446-CBE83037D064.jpeg

  7.  

    Cześć,

    piszę to jako uczestnik wyjazdu. Jest jeszcze miejsce na wyjazd do Andaluzji w terminie 22 - 29 luty.

    Dlatego też chciałem Was zachęcić do skorzystania z tej oferty. Wiele osób może znać chłopaków z MJProTour i wie jak fajna atmosfera panuje podczas wszystkich wyjazdów (a jeżeli nie to odsyłam do np:  https://www.youtube.com/watch?v=ayH6_CPYd5w  ) oraz że są one dla osób o zróżnicowanym poziomie wytrenowania, zatem można mocno przygotować się do sezonu, ale jeżeli ktoś preferuje jazdę bez spiny i podziwianie widoków to wyjazd jest do tego idealny.

    Szczegóły wyjazdu na stronie: https://www.mjprotour.com/andaluzja

    Bilet lotniczy 400 zł, lecz da się wyhaczyć taniej :)

     

     

     

  8. 53 minuty temu, zieli napisał:

    hmm... ludzie chwalą Xiaomi, mi podoba się Olympus Tg-tracker (właśnie za to ze jest wodoodporny bez dodatkowej obudowy), zastanowiłbym się nad Eken H8 Pro (chociaz z tego co pamiętam nie ma stabilizacji - btw stabilizacja zaskakująco słabo moim zdnaiem działa przy zamocowaniu kamery na kierownicy, dużo lepiej z moich doświadczeń mocować kamerkę na szelkach plecaka).

    Tak jeszcze na marginesie - nie wiem czy dobrą opcją nie będzie zakup jakiejś naprawdę taniej kamerki - szczerze mówiąc jazda z kamerką "kręciła" mnie jakieś 2-3 miesiące. Teraz rzadko zabieram kamerkę na rower a jeszcze rzadziej włączam. Z mojej perspektywy zakup miał mały sens i po okresie zachwytu nie miałem już cierpliwości i nie widziałem sensu żeby po nocach obrabiać te filmiki. Inna sprawa, że żadnych spektakularnych rzeczy na rowerze nie robiłem a kilka kangurów nie było tego warte:-)

    A co powiesz o Lamax X8 Sirius? :P

  9. Teraz, zieli napisał:

    zależy od modelu :-)

    Generalnie jak kamera jest w obudowie wodoszczelnej (a ja tak z reguły jeżdżę) to raczej nie ma możliwości podpięcia power banku z przyczyn technicznych. Część modeli ma możliwość pracy po podpięciu power banku (ja na początku patrzyłbym na te, które mają funkcję rejestratora jazdy w samochodzie) część nie da się włączyć jak podpięta jest ładowarka czy power bank.

    Rozumiem, będę szukał.

    Ale pozwolę sobie jeszcze zapytać czy znasz może jakieś fajne propozycję do 600zł?

×
×
  • Dodaj nową pozycję...