Znamienny jest dla mnie przykład szosowego Canyona Inflite AL 9.0 S. W kolekcji na rok 2017 sprzedawany jest bowiem model... z 2016 roku. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że przynajmniej nie jest gorzej niż było - rama jest dokładnie ta sama, nawet malowanie pozostało niezmienione, osprzęt też wydaje się identyczny - pełna Ultegra 6800, itd.
Jednakże po przeanalizowaniu specyfikacji okazuje się, że "wydaje się" to dobre określenie. W nowym modelu koła są o klasę niżej (były DT Swiss R 23 Spline DB, są DT Swiss R 24 Spline DB), kaseta jest o klasę niżej (była Ultegra, jest 105), tarcze hamulcowe są o klasę niżej (bez Ice Techowych radiatorów), ale za to cena jest o 100 zł wyższa.
Inaczej mowiąc - zeszłoroczny rower, na tej samej ramie, ale na osprzęcie tańszym w sumie o ok. 1500 zł (same koła to różnica w cenie ok 1100 - 1200 zł), sprzedawany jest w kolejnym sezonie za cenę wyższą o 100 zł.
Jeśli dodatkowo weźmie się pod uwagę zeszłoroczne usztywnienie kursu euro, kiedy to cena rzeczonego modelu skoczyła z dnia na dzień o jakieś 600 zł, oraz to, że inni producenci poszli jednak do przodu z technologią (np. sztywne osie w ramach szosowych) to okazuje się, że w ciągu zaledwie roku oferta Canyona z niemal okazjonalnej stała się niemal lichwiarska (1500 + 100 + 600 = 2200. 2200 / 8400 = 26% - o tyle właśnie wzrosła cena omawianego modalu w ciągu roku). Mówiąc wprost - Canyon zdecydował się zrównać w dół.