Skocz do zawartości

monko

Nowy użytkownik
  • Liczba zawartości

    10
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Dodatkowe informacje

  • Imię
    monika
  • Skąd
    gdańsk

Osiągnięcia użytkownika monko

Świeżak

Świeżak (1/13)

  • Pierwszy post
  • Collaborator
  • Conversation Starter
  • Od tygodnia
  • Od miesiąca

Ostatnio zdobyte

0

Reputacja

  1. Jak wszystko w naszym życiu, spotkanie też za nami. Fajnie że frekwencja dopisała i każdy wyszedł ze spotkania z jedynym słusznym wnioskiem, że zwift jako jedna z wielu alternatyw na przepracowanie sezonu jesień-zima, jest OK. Małe i szybkie podsumowanie dla tych co nie byli. Do jazdy wystarczy, trenażer z przedziału cenowego od 200 zł do 500 zł. Tu już pełna dowolność, w zależności kto ile chce wydać i czy chce mieć trenażer nowy i czy używany. Oczywiście w tej cenie rozmawiamy o trenażerze mechanicznym gdzie jadący sam zmienia obciążenie, poprzez manetkę montowaną na kierownicy. Następnie za 150 zł kupujemy nowy czujnik kadencji i prędkości w ANT+. Później donga ANT+ (czyli antenę do odbioru danych w przesyle ANT+, wygląda jak pendrive) koszt nowego znalazłem od 79 zł. Koszt aplikacji 10 dolarów na miesiąc czyli około 40 zł. Podsumowując na szybko. Koszt najtańszego rozwiązania to około 430 zł. Aplikacja jest zaraz po instalacji za darmo, żeby każdy mógł spróbował czy to jego bajka. W grę wchodzi też, droższe rozwiązanie i bardzo drogie. Cenę podbija trenażer. Można kupić trenażer magnetyczny lub z elektrycznie sterowanym hamulcem gdzie zwift będzie sterował trenażerem zmieniając nam opór na trasie w zależności jakie jest jej nachylenie. I tu już koszty idą w tysiące, żeby się zatrzymać w okolicy około 5000 zł. Na pocieszenie dodam, że tu odpadnie nam koszt czujnika kadencji i prędkości ANT+.  . Wszystkie ceny podałem z allegro i olx. Można poszukać jeszcze na forach o tematyce triatlonowej, rowerowej itp. Tam często można kupić sprawny sprzęt w okazjonalnych cenach, obniżając jeszcze koszty. Ja gwarantuję satysfakcję z jazdy na trenażerze z aplikacją zwift.
  2. W przyszły piątek tj. 09.03.2016 roku o godzinie 19:00, zapraszam wszystkich chętnych do domu kultury w Kartuzach, na spotkanie podczas którego zaprezentuję wszystkie plusy i minusy (których prawie nie ma), jazdy jesienno-zimowej na trenażerze z aplikacją Zwift. Jest to alternatywa dla spiningu, żeby dobrze przepracować sezon jesienno-zimowy, zarówno dla miłośników kolarstwa szosowego i mtb. W trenażer można wstawić zarówno rower szosowy jak i mtb. Będzie możliwość na miejscu popedałowania, tak że strój sportowy i obuwie sportowe (zwykłe "adidasy" wystarczą) mile widziane. Zapraszamy wszystkich chętnych.
  3. W dniu 28/08/2016 roku czterech członków Naszej grupy wystartowało w Bytowie w wyścigu Colnago Lang Team Race, na dystansie 42 km. Najlepszy wynik osiągnął Dawid Trepczyk zajmując 60 miejsce w kategorii open z czasem 1:04:37 ze średnią 39 km/h. Dawid omyłkowo wystartował z sektora M2, a czas miał liczony od startu sektora M-1. Ta pomyłka była na tyle istotna, że półtorej minuty które Dawid stracił przez start dało by mu miejsce w okolicach 20 pozycji w klasyfikacji open. Szkoda ale wszyscy dopiero się uczymy tego amatorskiego kolarstwa. Aleksander Ropel kategoria M-3, zajął 78 miejsce w klasyfikacji open, z czasem 1:07:09, średnią 37,5 km/h. Mikołaj kategoria M-2, zajął 91 miejsce z czasem 1:08:18, średnią 36,9 km/h. Mikołaj podobnie jak Dawid wystartował nie ze swojego sektora i na stracie stracił półtorej minuty i około dwudziestu miejsc w klasyfikacji open. Adam Myszk kategoria M-2 zajął 135 miejsce w klasyfikacji open, z czasem 1:13:01, średnia 34,51 km/h. I na końcu ja, kategoria M-2 161 miejsce w klasyfikacji open, czas 1:16:25, średnia 32,98 k/m. Żeby nie było i ja i Adam wystartowaliśmy z sektora M-3, tracą półtorej minuty na stracie i około 20 miejsc w klasyfikacji Open. Jak się okazało tylko Olek dobrze wystartował, co przełożyło się na miejsce w klasyfikacji open. No nic w następną niedzielę, startujemy w CYKLO Gdynia, oby ze swoich sektorów i walczymy dalej.
  4. Pomysł: Założenie na ten rok kolarski miałem takie. Jako członek amatorskiej grupy kolarskiej „SELA BIKE KASZUBY”, pojechać wszystkie wyścigi organizowane przez Pana Czesława Langa, „Cyklo Toruń” i „Cyklo Gdynia”, a na deser jeden wyścig górski. W początkowej fazie był plan, żeby wystartować w Tdp Amatorów, ostatecznie zdecydowałem się na start w wyścigu Tatra Road Race 2016, w Zakopanem. Dlaczego start w wyścigu górskim? To proste. Bardziej lubię jechać rowerem, pod górę niż po płaskim. Fakt, sylwetka raczej nie „góralska” ale „kto biednemu zabroni bogato żyć” (dla ścisłości w piątek 08 lipca waga pokazała 99,8 kg). Więc stało się, rejestracja, opłata startowa i rezerwacja hotelu, żeby 09 lipca 2016 roku około 11:00 stanąć na linii startu wyścigu. Przygotowania: Ponieważ mój dystans 54 km posiadał 1314 m przewyższeń, w tym 12% podjazdy, a „kaszubskie” górki są bardzo piękne ale w porównaniu do tych z wyścigu bardzo krótkie i płaskie , żeby mieć chociaż mgliste wyobrażenie z czym przyjdzie mi się zmierzyć, profil trasy wyścigu ustawiłem na trenażerze. I tu pierwsze zdziwienie, program pokazał że 54 km przejadę w czasie około pięciu godzin. Tak bardzo się tym nie zmartwiłem bo wiedziałem, że trenażer lubi przekłamać i uda mi się szybciej przejechać ten dystans. Jadąc na trenażerze, na nachyleniach około 10% jechałem z prędkością od 5 do 8 km/h, zakładając że w realu pojadę szybciej. Ćwiczyłem też na trenażerze alpejskie podjazdy, a w realu na treningach starałem się nie omijać podjazdu na Wieżycę, często podjeżdżając go kilkukrotnie. Po takim przygotowaniu wiedziałem, że nie będę walczył z najlepszymi kolarzami, przede wszystkim chciałem w ogóle ukończyć wyścig, super by było ukończyć go w czasie mniejszym niż trzy godziny i osiągnąć średnią prędkość około 20 km/h. Weekend startowy: Wyjazd do Zakopanego w piątek rano nie odbył się bez przygód, które zawsze muszą mi towarzyszyć. Będąc już za Żukowem przypomniałem sobie, że nie zabrałem baterii do Di2, którą dzień wcześniej włożyłem do ładowarki. Dobrze że dojechałem tylko do Żukowa, a nie do Łodzi . Zawróciłem i o 8:00, już drugi raz wyruszyłem w drogę do Zakopanego. O 9:00 wjechałem na autostradę w Gdańsku, a o 12:40 byłem w Częstochowie. Obwodnica Łodzi niesamowicie skraca czas przejazdu na południe Polski. Od Częstochowy do Krakowa już gorzej, bo korki i zwężenia pasów ruchu, a z Krakowa do Zakopanego już całkiem wolno mijała podróż. Ostatecznie około 17:40 dotarłem do hotelu Merkury Zakopane, gdzie już organizatorzy rozkładali miasteczko startowe. Ja zdecydowałem się na pobyt w hotelu Merkury Zakopane i nie żałuję. Po pierwsze. Wynegocjowana cena za dobę przez organizatora bardzo atrakcyjna. Po drugie. Sam hotel, jak dla mnie wystarczający. Super śniadania, basen, sauna i baseny termalne pozwalają się wystarczająco zrelaksować. Po trzecie. Komfort mieszkania na linii startu i mety jak dla mnie bezcenny. Po przyjeździe odebrałem w góralskiej karczmie przy dźwięku góralskiej kapeli pakiet startowy. Pakiet zawierał, numer startowy, chip pomiaru czasu, materiały reklamowe, napoje izotoniczne i zestaw bardzo atrakcyjnych kuponów rabatowych. Sobota rano, to już ostatnie dopinanie szczegółów, mała rozgrzewka i start. Organizacja: W tej części napiszę o Organizatorach. Generalnie w skali od 1 do 6, śmiało mogę wystawić notę 6++. W miasteczku startowym niczego nie zabrakło. Zabezpieczenie trasy w pełni profesjonalne i super bezpieczne. W newralgicznych miejscach, czyli na stromych zjazdach w miejscach szczególnie niebezpiecznym stała opieka medyczna. Przyznam się, że raz kiedy był ostry zjazd, długa prosta i niewidoczny zakręt, uratował mnie właśnie pomarańczowy strój ratownika będącego na tym zakręcie. Tylko jak go zauważyłem, zacząłem hamować i tylko dla tego nie wypadłem z trasy. Super strefy bufetu, gdzie rozdawane były pełne bidony, owoce, ciastka i pewnie coś jeszcze, czego nie widziałem bo wziąłem tylko bidon i pojechałem dalej. Na bufecie można też było wyrzucić swoje bidony, które po wyścigu organizator zebrał i przywoził do miasteczka startowego, gdzie można było je sobie odebrać. Po przejechaniu linii mety, na zawodników czekały gromkie oklaski, uśmiech hostessy, zimny Lech Radler, pamiątkowy dyplom za ukończenie wyścigu z osiągniętymi wynikami. Później były dekoracje, losowanie wielu atrakcyjnych nagród. Nawet mi się udało i wygrałem pobyt w jednym z Zakopiańskich hoteli i tym oto sposobem znalazłem się na podium Tatra Road Race . Organizatorzy postarali się do tego stopnia, że dwóm zawodnikom, którzy w dniu 09 lipca obchodzili urodziny, zafundowali tort urodzinowy i zapewnili gromkie sto lat, przy wtórze kapeli góralskiej. Myślę że były to dla nich niezapomniane przeżycia. Wyścig: Startując wiedziałem jedno, zabrzmi to dziwnie ale żadnego ścigania. Tylko swoje tempo bez żadnego podpalania. Początek można powiedzieć lajtowy, taki podjazd około 5%, na dużą tarczę z przodu. Wjazd do Kalatówek, zakręt w prawo i pierwszy podjazd na górska premię. To co tu zobaczyłem ja „kaszubski góral” przeszło moje najśmielsze wyobrażenia o tej trasie. Pionowa ściana gdzie moja prędkość sięgał 6 km/h, a prawa ręka co chwilę wciskała przycisk na klamko manetce chcąc jeszcze zmieniać przełożenia na tylnej przerzutce. Niestety 28 zębów to było wszystko co miałem. Takich podjazdów na trasie mieliśmy cztery. Cztery „ściany płaczu”, gdzie ja nie walczyłem o prędkość, tylko o to żeby rower nie stanął, a ja żebym się nie przewrócił. Ostatecznie jestem zadowolony, bo na żadnym z tych podjazdów nie zszedłem z roweru. Nie bez znaczenia na mój wyniki miał padający deszcz. Przez około godzinę może dłużej, może krócej dokładnie nie pamiętam, padał góralski deszcz czyli „siklawica”. Jak dla mnie miało to ogromne znaczenia na zjazdach. W pierwszej części wyścigu na zjazdach osiągałem maksymalną prędkość 72 km/h, asfalt był suchy, obręcze kół i klocki hamulcowe były suche, czułem że jadąc z dużą prędkością mogę kontrolować rower. W tej części wyścigu gdzie padał deszcz, na zjazdach osiągałem prędkość 30 km/h i czułem, że rower chce jechać sam coraz szybciej, a mi pozostaje jeszcze mocnej naciskać na hamulce. Moja masa robiła swoje. Co do samego ścigania. Założenie żeby tylko jechać swoim tempem okazało się bardzo słuszne. Próba ścigania z innymi na powiedzmy pierwszym czy drugim podjeździe, pewnie zakończyła by się jakimś małym sukcesem, wyprzedzeniem kilku najbliższych rywali, ale na kolejnym podjeździe pewnie bym zemdlał lub dostał zawału. Podsumowanie: Wyścig dostarczył mi wiele satysfakcji. Najbardziej mnie cieszy, że go ukończyłem. Nie byłem ostatni. Jechałem na rowerze pięknymi górskimi trasami. Osiągnąłem więcej niż planowałem przed startem. Wielki szacunek i ukłon do samej ziemi dla Organizatorów. Gratuluję, macie świetny wyścig, a to przecież dopiero druga edycja. Nie boję się tego napisać ale w takim tempie za 10 lat będziecie lepsi od Tdp Amatorów, jeśli taka rywalizacja w ogóle Was interesuje. Ja już dziś planuję start za rok. Do wszystkich kolarzy amatorów, apeluję. Jeśli kochacie jeździć na rowerze, zacznijcie już dziś przygotowania i wystartujcie za rok w Tatra Road Race. W najbardziej ekstremalnym wyścigu dla amatorów kolarstwa szosowego, organizowanym w Polsce. Satysfakcja gwarantowana! Wilki też szacunek dla Wszystkich kolarzy z dystansu 133 km, sam start na tym dystansie sprawia, że jesteście moimi bohaterami. O tych co walczyli i wygrywali z innymi osiągając średnią prędkość około 32 km/h nie wiem nawet co napisać, żeby oddać należny im szacunek. Czapka z głowy Panie i Panowie. Lubię to!Zobacz więcej reakcji SkomentujUdostępnij Chronologicznie 8 Dawid Trepczyk, Jeremi Kilas i 6 innych użytkowników Komentarze Monika Monko Widok z okna hotelu. Lubię to! · Odpowiedz · 12 lipiec o 12:36 Monika Monko No to startujemy w pięknym słońcu. Lubię to! · Odpowiedz · 12 lipiec o 12:39 Monika Monko Widok z trasy. Lubię to! · Odpowiedz · 12 lipiec o 12:41
×
×
  • Dodaj nową pozycję...