Kurde z tą blokadą (w głowie) to faktycznie jest lipa.
Mam koło siebie taką fajną górkę z której zawsze zjeżdżałem jak tylko się dało, przodem, tyłem, bokiem, bez oka, z rozpędu, na składaku, itp.
W zeszły sezonie po jakichś 7-8 latach przerwy kupiłem "górala" i od razu na górkę, no i kanał, najfajniejszy zjazd, a ja stoję jak wryty na krawędzi i ani rusz. I nie jest to kwestia dużego nachylenia czy długości, a już na pewno trudności do ścieżka równiutka w dół, a gdzie indziej takie zjazdy i większe objeżdżam bez problemu. Tylko na tym jednym się zacinam, a gleby tam nigdy nie miałem żeby był jakiś uraz.
Serducho się rwie do przodu a nogi jak te racice wbijają się w glebę i cofają do tyłu, palce zaciskają klamki i ni chu, hu. A przecież latałem tam jak holender. Podchodziłem do tego zjazdu ze cztery razy i odpuściłem, mam nadzieję że w tym roku pęknie.
I to samo ze zjazdem po schodach - coś się zblokowało - starość chyba idzie za szybko.