Skocz do zawartości

Olgierd

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    423
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    5

Zawartość dodana przez Olgierd

  1. Przepaleń w światłach czasem nie unikam -- celowo -- choćby dlatego, że dzięki temu można zniknąć jakieś nieciekawe detale. A czasem tak po prostu jest fajniej. A czasem obrazek ma taką rozpiętość tonalną, że nic innego się nie da zrobić (i to się odnosi właściwie do tego ostatniego zdjęcia). Ale O.K., już kończę moje wygłupy. Reżimiarskie się te internety robią, jakieś "góry", psiakrew, naciski ;-) Miało być ACTA do tego, ale jak sądzę ACTA w ogóle potrzebne by nie było ;-)
  2. To ja może -- korzystając z tego, że to wątek poświęcony stali -- pozwolę sobie pokazać kolej żelazną i nie tylko:
  3. A nie szczyla Ci nic w rowerze? ;-) Może trochę ponarzekamy -- od razu będzie bardziej forumowo-internetowo... ;-) PS nieco złośliwie dodam, że mawiają, że w rozmowach, które wymagają pewnego poziomu elokwencji dobrze odnajdują się wyłącznie osoby naprawdę inteligentne... ... no to teraz czekam na tłumy tu piszące ;-) byle nie od rzeczy! :-)
  4. "Na razie" na wszystkich wakacjach (Beskidy, Izery, Karkonosze, ale i Kaszuby) towarzyszy mi zwierzątko: co się nieco kłóci z rowerem (i nieco wyższymi górami), ale przyjdzie kiedyś czas, że będzie trzeba zmienić swoje przyzwyczajenia...
  5. Pierdykation! Jak będę już na emeryturze ;-) to tylko tak będę spędzał wakacje! Rower, kobita, Bierhalle i wiuut via jakieś Alm. Moje fotki to pamiątka ze studenckich czasów -- rowerem tam nigdy nie zagościłem (bo i byłoby to praktycznie awykonalne). Ale to stare dzieje (z czasów zdjęć analogowych -- co chyba widać ;-)
  6. Myślę, że pokazywać takie obrazki o wielkości znaczków pocztowych to jak nie przymierzając rozlać komuś trochę browca na blat stołu i powiedzieć "pij ile chcesz" ;-) Ja myślę, że takie górskie żwirki i wigórki to się da na sztywno. I nie dlatego, że dało się dekadę temu -- lecz po prostu: bo tak. ;-) Aleś mi Pan smaka narobił... reminiscencyjnego...
  7. No ba. Po Sowich, Stołowych, Bialskich, po Masywie Śnieżnika (ale bez samego Śnieżnika), na Ślężę, w okolicach Nowej Rudy. Naście lat temu, ale chyba nadal się liczy? ;-) A dla rozbawienia P.T. Kolegów w poniedziałkowy poranek, jeden cyczek, com go w ubiegłym roku zrobił w Jaworzynce (k. Koniakowa//Istebnej):
  8. To ja może się pochwalę z kim najczęściej jeżdżę ostatnio ;-) Wczoraj: dziś:
  9. Bo offtopy są najprzyjemniejsze, a co więcej -- elokwencja P.T. Offtopicznych Dyskutantów zawsze jest najlepszą gwarancją ich inteligencji. PS Cyclo jest łagodniejsze w smaku od Cono Sur, na tyle łagodne, że osobiście mogę je spożywać bez zagrychy (Cono Sur Cabernet także, ale jednak w pewnym momencie potrafi zawołać "zjedz coś!"). Zaś odchodząc na chwilę od tematów rowerowych dodam, że niedawno spożywałem także pyszną hiszpańską Tarragonę (miks szczepów tempranillo, garnacha, cabernet sauvignon), polecam, zwłaszcza, że w popularnym sklepie na L. kosztuje w granicach 12 zł (a więc 1/3 ceny Cono Sur). Aha, czyli 1/3 ceny łańcucha SRAM PC10, jaki mam zamontowany w Inbredzie ;-)
  10. Cono Sur są pyszne, a historia związana z tymi rowerami -- bardzo romantyczna Co ciekawe nieco wyżej na mojej prywatnej Liście Przebojów są winka... Cyclo (półwytrawny merlot) Natomiast względem ceny: rozeznaj się, proszę, aczkolwiek nie ukrywam, że zacnemu człowiekowi zawsze dobrze jest dać zarobić parę groszy na jadło i napitek... ;-)
  11. Ja bym może i poprosił, ale mam dodatkowe pytania: - cena 25 zł // 2 szt. została rzucona na poważnie? - czy po winiaczu też najdą? ;-) (bo ja się ostatnio -- to pewnie też ten efekt kabrioleta -- na winiacze powoli przerzucam ;-) <no dobra, to znów żart> No to pech, bo 0,11 mg w 1 dm3 to właściwie granica Łapanie rowerzystów za takie naruszenie to jest naprawdę granda na maksa.
  12. A ja nie mam pojęcia dlaczego, ale z takiego linka do Picasy mam redirecta do Google Plus, który się nie wykonuje i ostaję się z bladą stronką... (nawet nie 404). Więc nie widzę tych zdjęć, niestety.
  13. <offtop mode> A zawsze myślałem, że tylko dyskoteki się zamykało, jak się ludziom nudziły... ;-) PS nieco poważniejszy: wychowanemu poniekąd na usenecie nie sposób zrozumieć forumistyczych zawołań "zmień tytuł wątku" albo "to zamknijcie ten". </offtop mode>
  14. Ładny piesek tam obok. Mój by tak nie wytrzymał.
  15. Ale już po kilkunastu dniach -- może trzech miesiącach -- okazuje się, że wady stają się zaletami: - okazuje się, że nie trzeba aż tak napieprzać na rowerze, bo przecież jak wolniej jedziesz, to szerzej patrzysz (to dla tych, którym rower służy do przewijania krajobrazów przed oczyma); - pod górkę po prostu zaczynasz pedałować z wyczuciem, mięciutko, "na okrągło" (a jak się nie da, to złazisz z roweru); - z górki po prostu odpoczywasz (przecież rower i tak jedzie -- czego jeszcze trzeba?); - w tymże terenie żaden łańcuch nie dzwoni, nie lata, pantograf przerzutki nie zbiera śmieci, - i właściwie nie ma miejscówki, której jednak nie dasz rady (na prostym, faktycznie). Przyznam, że siadając na terenowego singla w połowie kwietnia miałem trochę obaw. A teraz, jakem się przekonał jaki to ubaw, zaczynam dumać, czy jednak 29era też nie zaprojektować jako singla (no może 2 zębatki z tyłu i napinacz na sprężynie, dzięki czemu mógłbym łańcuch palcem przekładać). IMHO próbując nawet przez parę kwadransów nie dasz rady rozeznać się w temacie. Ale nie namawiam
  16. Jak najbardziej, jest nawet znacznie fajniej (i pogubić się można ;-) Od śluzy (albo mostku te 100 m za śluzą) jedziesz cały czas w dół rzeki, drogą przez pola prawie na "przedmieścia" Kotowic, tam skręcasz w prawo i podjeżdżasz pod osławioną wieżę widokową. Stamtąd pod most kolejowy, na którego przyczułek się wspinasz i w lewo, w kierunku Siechnic. Dojeżdżasz do mniejszego mostu (nad jeziorem Panieńskim), jedziesz dalej prosto, za mostem zjeżdżasz w prawo i trzymając się cały czas nasypu (ale przez las) dojeżdżasz znów na nasyp, w okolicach stacji Zakrzów/Kotowice. Stamtąd już w sumie prosta droga do Siechnic, z których też, oczywiście terenowo, lecisz via Blizanowice do Trestna. To wariant bardzo lajtowy (dużo szutru). Wariant mniej lajtowy obejmuje choćby bujanie się przez lasy i łąki między Ratowicami i Kotowicami (wytrzęsie na brukach pewnie jak w jakimś Roubaix), wjazd w ten las wokół jeziora Panieńskiego (miejscami mnóstwo błota). Przecież jest "jazda", miejscami nawet "ostrzejsza", no a Ty nawet "wielkokiszkowo" ;-) Jak najbardziej, jest nawet znacznie fajniej (i pogubić się można ;-) Od śluzy (albo mostku te 100 m za śluzą) jedziesz cały czas w dół rzeki, drogą przez pola prawie na "przedmieścia" Kotowic, tam skręcasz w prawo i podjeżdżasz pod osławioną wieżę widokową. Stamtąd pod most kolejowy, na którego przyczułek się wspinasz i w lewo, w kierunku Siechnic. Dojeżdżasz do mniejszego mostu (nad jeziorem Panieńskim), jedziesz dalej prosto, za mostem zjeżdżasz w prawo i trzymając się cały czas nasypu (ale przez las) dojeżdżasz znów na nasyp, w okolicach stacji Zakrzów/Kotowice. Stamtąd już w sumie prosta droga do Siechnic, z których też, oczywiście terenowo, lecisz via Blizanowice do Trestna. To wariant bardzo lajtowy (dużo szutru). Wariant mniej lajtowy obejmuje choćby bujanie się przez lasy i łąki między Ratowicami i Kotowicami (wytrzęsie na brukach pewnie jak w jakimś Roubaix), wjazd w ten las wokół jeziora Panieńskiego (miejscami mnóstwo błota). Przecież jest "jazda", miejscami nawet "ostrzejsza", no a Ty nawet "wielkokiszkowo" ;-)
  17. Troszkę, ale to dosłownie troszeńkę by się dało (na odcinku między centrum Czernicy a mostem kolejowym -- tak na oko 500 m). Natomiast wyznaczony przez Ciebie sposób sforsowania Odry właśnie w obrębie Śluzy//Jazu w Ratowicach (ściśle między wyspą a prawym brzegiem rzeki) wskazuje, że albo szedłeś po dnie, albo jakaś łajba Cię przeniosła ;-)
  18. Hmm, no faktycznie troszkę taki Papa Mobile ;-) tyle, że nie trampki czerwone, a gumki.
  19. Ponieważ ja przychylam się do tezy, że jedno zdjęcie jest warte tysiąc słów -- zaś żaden wątek na forum nie ma sensu bez okraszenia go fotką -- pozwolę sobie zarzucić obrazkiem, który mnie w sztywnym singlu całkiem-całkiem cieszy: nic się nie plącze, nic nie gmatwa, żadnych niepotrzebnych przewodów -- dzięki czemu jest nawet miejsce na szajsowatą lampkę z Tesko za 5 zeta
  20. Od razu mówię, że z Ratowic do Jeszkowic generalnie nie da się nie asfaltem. Tj. próbowałem się bić pod mostem kolejowym, ale ostatnie powiedzmy 1000 metrów jest nie do przejechania -- trzeba wracać na szosę i nią pedałować aż do skrętu na elektrownię. Mniej asfaltu zobaczysz jadąc via Trestno // Blizanowice // Siechnice. Właściwie to jak się zaprzesz, to już od Żabiej Kładki (za ZOO) asfaltu nie powąchasz; ja wczoraj powąchałem, taki świeżo wylany, na budowanej szosie od mostu w Łanach... I love the smell of warm asphalt in the afternoon... ;-)
  21. Odgrzewam temat ;-) zwłaszcza, że wczoraj udało mi się, mimo 35-stopniowego upału, przebyć na rowerze 65 km (dodam, że to w godzinach 16.30-20.45, bo ja mam nietypowe możliwości pedałowania) zaś nawrotka -- bo "tam" jechałem lewym brzegiem Odry, a wracałem prawym -- była w Ratowicach.
  22. Z drugiej strony nie ma co ukrywać, że 90% przeciętnych, w miarę zaawansowanych, polskich rowerzystów (czyli ludzi wytrenowanych, ale niekoniecznie pokroju Neda Overenda) rozjeżdżających dróżki i bezdroża wokół swojego miejsca zamieszkania generalnie nie potrzebuje ani pół przerzutki, żeby swobodnie zwiedzać tu-i-tam. Singlem naprawdę da się przejechać praktycznie każdą zabłoconą dróżkę, przeciąć każdą zarośniętą łąkę, podjechać pod 3/4 pagóreczków, etc.
  23. Ja mam (w "maluchu") 32:16, co pozwala mi na bezstresowe rozwinięcie prędkości przelotowej ok. 27 km/h. Jak się sprężę, pójdę nawet szybciej (mój maks na równym to 42 km/h, ale łydki dość szybko rozpaliły mi się do czerwoności). W terenie problemem nie jest prędkość maksymalna, lecz minimalna -- singiel wymaga utrzymania jakiejś tam prędkości minimalnej, żeby się stabilnie toczył (to pewnie wynika z efektu żyroskopowego czy czegoś tam). Zauważyłem, że do powiedzmy 8-10 km/h daję radę, poniżej jest już niestabilnie (w terenie, bo na równym nie ma problemu). Zaś przejazd przez różne wertepy generalnie problemem nie jest (chyba się nawet mniej stresuję, bo mi się przerzutka w nic nie wciągnie, bo bujający się łańcuch nie zassie gałęzi), chyba że robi się naprawdę stromo. W "dużuchu" będę miał przerzutkie, więc część obaw wróci, ale już sobie pomyślałem: do pierwszego zmielenia (haka albo samej zmieniarki) ;-)
  24. Ja sobie pozwolę na tradycyjny sceptycyzm. Raz, że panie, bo kiedyś to były rowery... -- a widział kto kiedy fula ze stali? -- a dwa, że rozmywanie każdej ortodoksji zaczyna się właśnie od miłych ułatwień (a przecież rower to zasadniczo 2 kółka i 4 łożyska). Tak czy inaczej prąd w rowerze kojarzy mi się (jak) najgorzej. Nawet nie to, że może popieścić, ale po prostu -- nikt mi nie powie, że jest inaczej -- to zawsze będzie najsłabszy element konstrukcji: woda, zasilanie, temperatura, pojemność. Nawet Tesla by tego nie obskoczyła.
  25. My tu pitu-pitu bajkę o Żelaznym Wilku, a oni już wymyślili elektronowy mózg w rowerze, który będzie za kierującego rządził pompowaniem tylnego zawieszenia. Fajnie wygląda zestaw Q/A: Że w fulach da się różne cuda wstawić, byle tylko kolarza naciągnąć na kasę, to wiedziałem od zawsze. Ciekawym do czego Waszym zdaniem można by zaprząc elektronowy mózg w sztywnoogonowcu? Aha, nie jeździłem nigdy na żadnym francuskim rowerze, ale chyba od dziś zaczną mi się nieodzownie kojarzyć z tym, z czym kojarzą mi się francuskie auta.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...