Ja w typowym kasku rowerowym połamałam i rozorałam sobie nos, rozorałam również połowę górnej wargi oraz przestrzeni między nią a rzeczonym nosem i spory fragment brody, przy okazji daszek wbił mi się bardzo głęboko w nasadę nosa( co powoduje przepiękną fontannę krwi i równie piękną dziurę).
Tyle w kwestii mojej wiary, że oprócz czerepu kask raczy też chronić moją twarzoczaszkę;] co nie zmienia faktu, że dziękuję wszystkiemu co się tylko da, że na ten akurat powrót z terenu do domu nie chciało mi się go ściągać z głowy(teraz na mtb niezależnie czy na 2 czy 200 km nie ruszam się bez kasku)- bo zanim moja twarz spotkała się z glebą wylądowałam na niej praktycznie czubkiem głowy na tyle skutecznie, że udało mi się na moment stracić przytomność i do dziś krótki czas po tej glebie jest dla mnie niewiadomą...