Ja mam na koncie kilkaset ślimaków (nie chodzi o pobicie rekordów... tyle tego wyłazi po deszczu), kilka mniejszych lub większych jaszczurek, parę pasikoników. Miałem też nieprzyjemną przygodę z szerszeniem który w trakcie jazdy wplątał mi się we włosy (miałem wtedy trochę dłuższe). Na szczęście w miarę szybko wyplątał (po mocnym trzepnięciu) się i skończyło się bez nieprzyjemności. Jednak źródłem największego utrapienia jastrzębskich kolarzy są właśnie wiejskie kundle i kury, które zawsze muszą wyłazić na szosę. Psy zawsze za mną biegną. Kurczaka potrąciłem tylko raz.