Tak czytam i czytam, sporu nie ma kask ma być i koniec. Mnie samemu kask parę razy globus uratował, raz nie zmieściłem się pod konarem, gdyby nie skorupa pewnie był bym przykładnie oskalpowany. Ale nie chciałem o tym pisać.
Zauważyłem pewną naszą bydgoską zależność. Kiedy jadę do naszej mekki rowerowej Myślęcinka co by namiastkę gór zrobić to ...
... jak jedzie koleś w kasku, może być nawet na składaku to inny kaskowiec Go pozdrowi, jak jedzie bez kasku a rower nawet profeska nikt ręki nie uniesie. Tak oto piętnujemy twardogłowych bezkaskowców.
A jutro wkleję fotki które zrobiłem na Transcarpatii, kolega który przede mną jechał i zaliczył glebę, gdyby nie miał kasku, trup lub inwalida, cienia przesady nie ma, z resztą po fotkach zobaczycie że było porządne ######nięcie.