Za oknem mega ulewa z siłą wodospadu nie przestaje wylewać się z nieba, temperatura otoczenia spadła do +3st. C. Mój wczorajszy wieczorny zapał do jazdy niestety umarł dziś rano śmiercią tragiczną. Wieczorem rozpoczynam kolejny maraton dyżurowy w pracy – NUDA, szara monotonność dnia codziennego wykańcza. Gmeram zatem w rowerze w ramach chwilowego relaksu, głównie wykańczam krylonem te drobiazgi, których jeszcze nie pomalowałem. W piątek w nocy 60-cio godzinny wyjazd szkoleniowy, powoli szykuję s
Nowe koła niestety w dalszym ciągu się zaplatają, mały poślizg wystąpił z powodu zmiany koncepcji dot. szprych – trzeba było je domówić i teraz niespokojnie czekam aż przyjdą a ja otrzymam telefon z serwisu z jakże radosną, wdzięczną i bez mała kluczową informacją. Co do reszty to montaż rzecz jasna nawet nie ruszony, absolutny brak czasu. Tymczasem metodycznie coś tam klikam tu i tam, co by kurierzy nie mieli zbyt lekko: łańcuch do nowej kasety, nowe klocki do V-Brake’a, nowe linki + pancerz
Moja lewa rzepka okazała się faktycznie trafiona (tj. pęknięta). Fizykoterapia potrwa jeszcze do końca tego tygodnia. Za kolejne dwa tygodnie rozpoczynam serię iniekcji z kwasu hialuronowego, dostawowo rzecz jasna. ALEEE... Co najważniejsze, mogę/pozwolono mi powrócić do kręcenia już za tydzień, HA ! Plan treningowy, po raz nie wiem już który, został odpowiednio przeformatowany, na szczęście niewiele.
Rozpocząłem „kolekcjonowanie” komponentów do kolejnych faz tuningu roweru – właśnie dota
Wielkanocne szaleństwo w pełni a ja w międzyczasie dokonałem w warsztacie kilku drobnych zmian. Przede wszystkim wymieniłem łańcuch na nowy ponieważ stary (raptem niewiele ponad 900km przebiegu, i to czyszczony oraz smarowany jak trzeba !) wydawał z siebie zdecydowane pozimowe jęki oraz rzężenia, dając jasno do zrozumienia, że ma już dość. Ponadto przeprosiłem się ze spinką do łańcucha (ConneX Link Wippermanna) – naprawdę nie wiedziałem, że obsługa łańcucha może być taka prosta, haha ! No i po c
W kontekście kolejnych wydatków: przy okazji odbioru nowego koła (nareszcie ! ) nabyłem pompkę do amortyzatora (MAGURA). Tak jest, eksperymenty z ustawieniami amortyzatora pora rozpocząć. W/g instrukcji pod moją wagę (72-81kg) oraz przy tym skoku (120mm) ciśnienie powinno wahać się w granicy 85-100psi. Amortyzator dostał 90psi i był stanowczo zbyt miękki, tak więc póki co podpompowałem go do 100psi. No zobaczymy jak teraz będzie się sprawował, chociaż daję głowę, że pewnie i tak skończy się na
W dalszym ciągu pozostaję rowerowo bezużyteczny, kolano w trakcie rehabilitacji i nadal złośliwie nie chce wrócić do stanu pierwotnego sprzed kontuzji. Nie będę się tutaj rozpisywał nad wszelkimi skomplikowanymi aspektami wycieczek po specjalistach, najróżniejszych wariantów diagnostycznych, turbo wyczarowywaniem skierowań, oczekiwania na MRI/TK itd. bo to nuda straszna. Poza tym naszła mnie taka refleksja – to przecież miał być blog o JEŻDŻENIU ROWEREM a nie kącik zwierzeń inwalidy i emeryta...
Obcy w moim kolanie ciut się wyciszył ostatnimi czasy, chociaż nadal jestem w trakcie rehabilitacji oraz leczenia. Sprawy mają się jednak na tyle lepiej, by po kolejnej dłuższej przerwie powrócić do kręcenia. Na razie oczywiście dupy nie urywa i zmuszony jestem jeździć bardzo ostrożnie oraz na niewielkie dystanse. Klikam więc po mieście lub do pracy, sporadycznie zaliczając rekreacyjne ścieżki leśne. No cóż, niestety nie ma innej opcji skoro jest się dziadkiem oraz inwalidą wojennym.
Rower
HA ! Hałda części zbyt długo już oczekujących na montaż wzbogaciła się o kolejny brakujący element układanki. Dziś dotarły do mnie piasty, NARESZCIE. Na froncie walki o upragnione komponenty zapanowała więc nieoczekiwana cisza. W zeszły czwartek przyszły obręcze, dętki, opony, nyple, inne pierdoły. Swoją drogą z tymi piastami to tak nie do końca wyszło jak planowałem, no ale trudno – rower stoi a jeździć trzeba, jak się nie ma co się lubi trzeba lubić co się ma. Najwyżej zajeżdżę je na śmierć po
Minęło sporo czasu zanim ponownie dosiadłem mojej Maszyny. Nieszczęsna kontuzja kolana oraz późniejsza rehabilitacja, maratony w pracy, mega demolka (tj. że niby remont) w domu... Oczywiście jak zwykle wszystko na raz. Skutkiem czego po wielu przygodach i wojażach dopiero w zeszły wtorek dokonałem próbnej, poserwisowej przebieżki oraz sprawdzenia sprzętu. Jechało się trochę dziwnie, to porażające ale naprawdę odwykłem. Podocierałem nowe klocki, sprawdziłem przerzutki, podusiłem amora, pobawił
Jest chłodno, wietrznie i ostatnio coraz bardziej mokro. To jednak nic, najbardziej nie cierpię odmulania z syfu roweru oraz prania / czyszczenia ciuchów czy plecaka po każdej jeździe. Warunki na zewnątrz wnętrza są skrajnie nieprzyjazne – ślisko, ciemno, trzeba uważać bo o wywrotkę naprawdę nietrudno. Podczas moich wczesno-porannych (vel nocnych, w zasadzie zacząłem jeździć wyłącznie po ciemku) eskapad, za każdym razem staję się mokrą rzeźbą z błota bo rzecz jasna za każdym razem, mniej lub bar
Ktoś kiedyś napisał na tym forum, że na rowerach się jeździ a nie o nich pisze. Co racja to racja, pewnie dlatego mnie tu tyle czasu nie było. Przez minione miesiące w końcu miałem okazję pokręcić i – co najważniejsze – kręcę dalej. I chociaż właśnie przekroczyłem niewiele ponad 1.500 km przebiegu (w/g wstępnych planów na ten sezon powinno być teraz dwa razy więcej…), to biorąc pod uwagę, że z powodu kontuzji kolan tak naprawdę zacząłem kręcić dopiero w maju (stopniowo rozkręcając się do lipc
Maszyna stoi zamknięta i cierpi, ja również – rehabilitacja kolana w toku, fizykoterapia, konsultacje z mądrymi głowami itd. Niestety powiedziano mi, że najwcześniej mogę wskoczyć na rower dopiero około 7 marca i to pod duuużym znakiem zapytania, tj. bez przeciążeń, wyłącznie po płaskim i w bardzo ograniczonym zakresie/rekreacyjnie, uważnie obserwując co się dzieje ze stawem/rzepką. Czyli dokładnie odwrotnie jak lubię. No ale nic, pmimo mojej skrajnie upartej oraz niesfornej natury, posłuszni