W niedzielę trochę pośmigałem na Romecie, wziąłem go na zawody XC do Wodzisławia Śląskiego. Myślałem, że będzie bardziej płasko
Byłem tam z chłopakami z uczelni. Poza nami byli jednak starsi prosi i dużo Czechów w każdej kategorii.
Śmisznie było, wszyscy zacieszali i patrzyli z podziwem, że na singlu jadę i bez amora, foty robili i pytali "Czemu tak?" Co więcej, nie byłem ostatni - 19 na 32 w mojej kategorii, do tego objechałem kilku mastersów i osoby na maksymalnie dopasionych furach - pamiętam siakiegoś carbonowego Cube, Stumpjumpera FSR z brainem, Pronghorn pr6, Meridę Matts Magnesium.
Cały dzień czekałem na trochę deszczu. Na ostatnim okrążeniu rozpętała się burza, lało jak cholera i niektórzy prowadzili rowery Na zjazdach zrobił się potok! Mnie się oczywiście podobało. Upieprzyłem się niesamowicie, rower również zbierał błoto, jednak napęd pracował idealnie - innym biegi nie wchodziły, trzeszczały łańcuchy, V-ki przestały trzymać. Jeden gościu złożył w terenie przednie koło wpół (amorek wertepów nie wybrał, huehue)
29er to pierońska broń na XC. Mimo błotka i szybkich opon nie ślizgałem się, koło nie traciło przyczepności. Trawers i mokre korzenie też nie sprawiały problemu. Były też doły i przejazd w poprzek wpół odkopanych rur co wszystkich zatrzymywało. Ja tymczasem się po tym przetaczałem ^^.
Nie ma co się pieprzyć. Rower w końcu cały wrzuciłem do jeziora.
A potem sam wskoczyłem się umyć.
W kolejną sobotę znowu XC na Romecie