I zdjąłżem monokl z lewego oka. Wyjąłemże chsteczkę atłasową z kieszeni na piersi, tej, w której zwykłem nosić grawerowaną papierośnicę. Przetarłem szkło, nalałem sobie 30 letniej szkockiej do szklanki, założylem monokl ponownie i zacząłem lekturę raz jeszcze. Szkocka musi poczekać.
Młody człowiek pełen marzeń już krystalizuje swoje pragnienia. Jakże to piękne. Gdyby nie ropne zapalenie rogówki, to bym w owej chwili łzę uronił. A tak wciągnąłem swoje skórzane bambosze, szlafrok i podnosząc się z wyraźnym trudem z fotela ruszyłem do garażu. Wbrew wyraźnym protestom mojej ukochanej małżonki wbiłem się z wyraźnym trudem w już lekko znoszony strój z Lidla, kupiony wiele lat temu i wyciągnąłem zapomnianą już Cobię z czeluści garażu. Mijając nowego Mercedesa żony, VW syna i Land Rovera córki modliłem się tylko, że buty SPD jeszcze są tam, gdzie zwykły być. Maserati tak ładnie wypolerowane przed dwoma dniami dziwnie przestało od tego momentu wzbudzać emocje.
I ruszyłem przed siebie. Ruszyłem w zapomnienie, w nicość przesłości, w nieodgadnione nigdzie. Tam, gdzie zawsze czułem się najlepiej. Smak błota na ustach smakował lepiej niż 30 letnia szkocka, która pewnie zdążyła już się podgrzać przed kominkiem.
I jechałem ... nawet nie wiem gdzie.
[Ja za 20 lat po przeczytaniu takiego tekstu jak twój. Szacunek djzatorze!]