Skocz do zawartości

Rowerowy lamer

  • wpisów
    33
  • komentarzy
    347
  • wyświetleń
    78 099

30 km z przygodami


Gruby120

1 073 wyświetleń

Dzisiaj na Śląsku panowała piękna pogoda, więc postanowiłem - a jakże! - wsiąść na rower i trochę pokręcić. Niesiony na fali wczorajszego szaleństwa, postanowiłem rzucić się na głębszą wodę, a w zasadzie tuż obok wody - w Dąbrowie Górniczej jest bowiem gdzie jeździć, mianowicie wybrałem się nad zalew Pogoria. Dodatkową motywację stanowił fakt, że dzisiaj dotarł do mnie licznik rowerowy, który czym prędzej zainstalowałem i skonfigurowałem.

 

Z chaty na Pogorię wybiło 4,8 km, to była rozgrzewka - trochę pod górkę, trochę z górki, głównie płaski teren. Gdy doturlałem się na miejsce, wziąłem głęboki oddech i pojechałem zaliczyć rundkę wokół zbiornika wodnego. Jako że wokół ciągnie się ścieżka rowerowa, jazda to czysta przyjemność. Masa ludzi na rowerach, rolkach, biegaczy, spacerowiczów, "nordiców" i innych zakochanych par.

 

zdjcie0089r.jpg

 

zdjcie0088kq.jpg

 

zdjcie0090c.jpg

 

Wiedziałem, że trasa liczy ok. 6 km (uściślając, licznik wskazał 6,2 km), więc sądziłem, że się porządnie spocę. Nie, nic z tych rzeczy, Pogorię objechałem bez zająknięcia, roniąc kilka kropli potu i połykając kilka komarów.

 

Podbudowany tym małym osiągnięciem, jako lamer z krwi i kości przystąpiłem ochoczo do zaliczenia drugiego, a następnie trzeciego okrążenia! Dałem radę bez problemów, a nawet zbaczałem z głównej trasy, aby tuż przy brzegu powściekać się w głębokim błocie zalanym wodą, klucząc między drzewami. Jak ja to lubię! Powtórzę się, ale MTB to był dla mnie najlepszy możliwy wybór.

 

zdjcie0085l.jpg

 

zdjcie0086z.jpg

 

zdjcie0087h.jpg

 

Po zaliczeniu 2 okrążeń postanowiłem zmienić miejscówkę - pobujać się w lesie w okolicach domu. Zamiast pędzić prosto, odbiłem jednak na dąbrowski park (okolice Nemo) i... zdarzyła się tragedia. Podczas próby wjazdu na bardzo stromą górkę, gdy wstałem z siodła - strzelił łańcuch. Kląłem pod nosem, bo jeżdżę dosłownie kilka dni na nowiutkim rowerze, a tu taki pech. Widocznie to jest cena, jaką muszę płacić za swoją masę ciała. Łańcuch przerzuciłem przez ramę i ruszyłem z buta na chatę.

 

lancuch.jpg

 

Na szczęście połowa drogi była z górki, więc wskakiwałem na siodło i zjeżdżałem, bo hamulce się nie zerwały:). Tak oto skończył się dla mnie ten rowerowo piękny dzień. Gdyby nie niespodziewana awaria, zaliczyłbym pewnie dodatkowe 10 kilosów, a skończyło się na 29, co i tak uważam za niesamowity sukces. Jutro zapylam (z buta, hehe) do serwisu, aby dogadać się z łańcuchem.

 

Do przeczytania!

7 komentarzy


Rekomendowane komentarze

kup sobie jutro skuwacz do łańcucha i zabieraj go w trasę to następnym razem po prostu nareperujesz na postoju:) ale widoki to masz ładne u siebie powiem Ci...

Odnośnik do komentarza

może jeździłeś na takich przełożeniach, że łańcuch pracował pod skosem, np. jeden przód siedem tył, albo trzy przód jeden tył. Unikaj skrajnych przełożeń, napęd dłużej ci będzie służył.

Odnośnik do komentarza
Gość
Unfortunately, your content contains terms that we do not allow. Please edit your content to remove the highlighted words below.
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...