Skocz do zawartości

[Wypadki]Rower vs Samochód


Orzech89

Rekomendowane odpowiedzi

Właśnie łatwię formalności związane z odszkodowaniem za rozbity rower.W rowerze uszkodzeniu uległo prawie wszystko.Nieuszkodzone są tylko sztyca mostek hamulce i przerzutki.Zostałem potrącony na skrzyrzowaniu ścieżki z jezdnią.Była policja,pogotowie,badanie alkomatem zarówno mnie jak i kierowcy.bezprzeczna wina kierowcy.I co z tego jak dla towarzystw ubezpieczeniowych liczą się papierki,paragony za zakupiony sprzęt itp itd

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Witam

 

też coś napiszę. Sytuacja pośrednio związana z samochodem.

Było to ok 3 lata temu. Jechałem sobie popołudniem w Katowicach, drogą z pierwszeństwem, ok. 30 km/h Nagle widzę kątem oka że do skrzyżowania zbliża się auto. Tak więc obserwuję to auto i spostrzegłem, iż się zatrzymało, pomyślałem że wszystko jest w porządku i jadę dalej. Jednak grubo się myliłem. Nagle gdy oderwałem wzrok od tego samochodu ujrzałem przed sobą (ok 5 metrów przede mną) innego rowerzystę, który jechał z naprzeciwka i skręcał w drogę gdzie stał ten samochód. Ja miałem pierwszeństwo. Niestety nie zdążyłem wyhamować i uderzyłem w jego bok. Cały impet uderzenia gościu przyjął na siebie. Ja miałem lekki wstrząs mózgu i byłem ogólnie poobijany. Jeszcze tydzień po zdarzeniu bolała mnie lewa połowa ciała. Gościu gorzej to przeżył. Rozwaliłem mu głowę i bark oraz był ogólnie bardzo podrapany. Dodatkowo złamałem mu na pół jego składak.

Od razu było zgłoszenie na policję, przyjechała po nas karetka później komenda, wszystko trwało ok 4 godziny :confused: Okazało się że gościu był pijany, miał ponad 2 promile we krwi. Jechał do domu, miał do niego ok 100 metrów.

Wiem że była sprawa w sądzie, dostałem nawet informację że mogę się stawić, ale nie chciałem już mu robić więcej problemów.

Zawsze staram się jeździć uważnie, lecz tego zdarzenia nie mogłem uniknąć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie łatwię formalności związane z odszkodowaniem za rozbity rower.W rowerze uszkodzeniu uległo prawie wszystko.Nieuszkodzone są tylko sztyca mostek hamulce i przerzutki.Zostałem potrącony na skrzyrzowaniu ścieżki z jezdnią.Była policja,pogotowie,badanie alkomatem zarówno mnie jak i kierowcy.bezprzeczna wina kierowcy.I co z tego jak dla towarzystw ubezpieczeniowych liczą się papierki,paragony za zakupiony sprzęt itp itd

pisałem o swoim wypadku i nie maiłem nawet 1 paragonu a dostałem odszkodowanie bo ubezpieczalnia ma zas...ny obowiązek wezwać rzeczoznawcę który powinien wycenić szkodę chodź w wypadku roweru mało kiedy zna się na tym temu proszą o rachunki i tak jak już pisałem kiedyś jak widzicie że się nie znają to idźcie do sklepu gdzie was znają poproście o wycenę w przypadku składania tego roweru z nowych części i pod taką wyceną pieczątka serwisu czy sklepu i macie piękną wycenę na kwotę często przewyższającą wartość nowego roweru. nie dajcie się zwariować

ps. kiedy miałeś wycenę strat i zakończenie postępowania w odszkodowalni bo może jeszcze uda ci się wysępić to co ci się należy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Co prawda do kontaktu z samochodem nie doszło ale z jego winy, jechałem sobie dziś przez uliczkę wzdłuż bloków jak to często ustawione są samochody bokiem do drogi połową na drodze połową na trawniku czy poboczu a skutek tego jest taki ze mieści się tylko jeden samochód na jezdni ale do rzeczy jadę tą stroną gdzie nie ma samochodów i z naprzeciwka samochód zaczął omijanie szeregu samochodów na dodatek jechał bez świateł ja jechałem sobie spokojnie blisko krawężnika spokojnie byśmy się minęli gdyby zwolnił ale on jechał dość szybko i z obawy odbiłem na trawnik na którym jakiś idiota ustawił worki z liśćmi w rządku pierwsze 3 przejechałem ale na następnych jakimś cudem zablokowało mi się koło i zaliczyłem piękne OTB mimo ze mam 150mm skoku z przodu na szczęście ładnie wystawiłem łapki i zrobiłem klasyczny przewrót na dodatek udało mi się nogami ścisnąć rower żeby na mnie nie zleciał ale i tak było pluszowe bo spadłem na owe worki z liśćmi ale nie zmienia to faktu, że bardzo mnie to wkurzyło bo w końcu droga nie jest tylko dla samochodów a rowerzysta nie jest wrogiem na drodze chociaż w Polsce kierowcy 4 kółek a rowerów to chyba najwięksi wrogowie. Pozdrower dla rowerzysty który jechał za mną :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja na prawie 4000km miałem jak do tej pory jeden kontakt z samochodem. Złożyły się na to 3 czynniki: po pierwsze zamulony dzień - wyraźnie czułem obniżoną koncentrację, po drugie silna noga, po trzecie słaby przedni hamulec. Niejeden by powiedział że hamulec mam jak brzytwa, ale jednak dla mnie to było za mało i czułem to już wcześniej, że nowe klocki trochę nie domagają, ale myślałem że się dotrą.

Ruszałem ze świateł, auto przede mną skręcało w prawo, ale nie miało włączonego kierunkowskaza. Pociągnąłem ostro na "jedynce", a potem przy wrzucaniu "dwójki" popatrzyłem na chwilkę na kierownicę. Kiedy podniosłem łeb zobaczyłem, że zbliżam się bardzo szybko do auta przede mną, które właśnie skręca w prawo i zatrzymało się w kolejce do przepuszczenia pieszych. Pocisnąłem hamulce, ale niestety nowe klocki tutaj okazały jednak się za słabe. Bardzo delikatnie pocałowałem zderzak auta przednią oponą, kierowca nawet nie poczuł, a na samym zderzaku nie została nawet ryska. Jeszcze w drodze powrotnej wstąpiłem do rowerowego i kupiłem nowe klocki Shimano na obydwa koła.

 

Chciałem jeszcze podzielić się spostrzeżeniem, że w Krakowie jakoś nie odczuwam wrogości i niebezpieczeństwa ze strony kierowców. Może to po części kwestia lokalnej kultury jazdy, ale raczej nikt nie mówi że w Krakowie kierowcy są łagodni jak baranki. Myślę, że to głównie kwestia mojej bardzo dobrej znajomości przepisów i sumiennego stosowania ich, oraz lusterka wstecznego. Mimo, że przejechałem bardzo dużo głównie po mieście, to rzadko zdarza się żeby ktoś mnie spychał z drogi, czy nawet trąbił. Ostatni raz musiałem zmienić tor jazdy chyba jeszcze we wrześniu, kiedy "obcy" autobus zmieniał pas i troche zajechał mi drogę. W tym roku (ponad 3000km po mieście) zostałem otrąbiony tylko raz, kiedy łamałem przepisy przejeżdżając przez przejście dla pieszych. Owszem, czasem mi się zdarza jechać chodnikiem, ale tylko jak przepis na to zezwala i jazda jezdnią byłaby ewidentnie niebezpieczna. Wtedy czasem nie wytrzymuję i przejeżdżam przez przejście dla pieszych nie zsiadając, bo byłaby to mordęga przeprowadzać rower co 100m. Ale najlepiej jest znaleźć alternatywną drogę, co najczęściej mi się udaje.

 

Nie mówię oczywiście, że jazda jezdniami jest bezpieczna i wygodna, ale też nie zgadzam się z tym, że większość kierowców traktuje rower jak kołek na jezdni. Wręcz przeciwnie, obserwuję coraz większy respekt kierowców w stosunku do rowerzysty, a nawet coraz częściej zdarza się pomaganie, np ktoś zatrzymuje się żeby umożliwić skręt w lewo. Chcemy być traktowani poważnie, to po pierwsze przestrzegajmy przepisów. A jeśli ktoś ma z tym problemy to bezpieczniej dla niego i innych żeby nie jeździł po drogach publicznych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako, że lepiej uczyć się na czyichś błędach, to napiszę i moją przygodę z autem.

 

Pewnego razu jadąc do sklepu po gripy, była godzina ~17, wakacje, jasno, świetna pogoda. Jadę sobie osiedlowa uliczką dojeżdżając do centrum, zjechałem na chodnik bo przede mną korek, jadę po chodniku wzdłuż korka i musiałem przedostać się na drugą stronę, to skręcam w lewo (między samochodami była przerwa na pasy dla pieszych) i przejeżdżam przez pasy patrząc w prawo, czy nikt nie będzie jechał po swoim pasie. Jakie było moje zdziwienie, gdy z lewej strony nadjechało srebrne A4, które wyprzedzało stojący korek pod prąd i po przejściu dla pieszych. Oczywiście wpadłem na auto, zniszczyłem mu maskę, przedni zderzak, prawy przedni błotnik i drzwi, w czym drzwi były nie do odratowania ( kierownica uderzyła tak mocno, że nie dało się zamknąć szyby). Przyjechała policja, mi się nic nie stało, zostałem ukarany mandatem 100zł za jazdę po przejściu dla pieszych, kierowca dostał 300zł i 6 pkt karnych. W rowerze porysowana została kierownica, klamki hamulców, suntour duro dostał strzała od boku, ale tylko wgniotke miał, koło z tyłu troche zaczęlo się bujać na boki.

 

Szkody spisał policjant, stawiłem się na policję po bodajże tygodniu w sprawie wyjasnienia tego, skierowałem się do sklepu rowerowego, gdzie wartość porysowanych części wycenili na 600zł, w ubezpieczalni przyjeli papiery, przyjechał rzeczoznawca, które był bardziej rzeczonieznawcą, pieniądze po około miesiącu były na koncie, a duro wesoło sprzedało się za prawie 300zł na allegro...

 

Jedna ważna sprawa - wina była ewidentnie kierowcy - tak stwierdził rzecznik na policji, lecz osoby w ubezpieczalni były bardzo, a to bardzo przeciwko mnie i każdy wmawiał mi tam, że jeśli ja otrzymałem również mandat to jestem winny temu wypadkowi, nie ugiąłem się temu i walczyłem o swoje, poszedłem na policję, która miała obowiązek wydać mi dokument o pełnej winie kierowcy srebrnego audi - wtedy już nikt nie mógł mi nic powiedzieć w ubezpieczalni. Ważne jest aby w takiej sytuacji nie poddawać się i walczyć o swoje. Pozdrawiam i życze jak najmniej wypadków.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Wyprzedzanie skręcającego w lewo to jakieś fatum. Mam działkę poza Krakowem gdzie żeby dojechać trzeba skręcić z głównej szosy w taką boczną drogę w lewo. Na skrzyżowaniu jest przez jakieś 300m w każdą stronę ciągła linia zabraniająca wyprzedzania. Jednak praktycznie nikogo to nie powstrzymuje. Co się na tym skrzyżowaniu co roku wyprawia to się w głowie nie mieści. Akurat jest tam dłuższy kawałek prostej, jest z góry i kierowcy masowo wyprzedzają ciężarówki i całe kolumny aut. Gdzieś mają ciągłą linię. Raz miał tam miejsce wypadek gdzie właśnie ktoś z takiej kolumny skręcił w lewo, a ktoś wyprzedzał. Na szczęście nie spotkali się, ale przekosili cały przydrożny rów. Jedno auto odbiło się od betonowego słupa, poszło do kasacji. Cudem nikomu nic się nie stało. Rok później znowu identyczna sytuacja. Znowu cudem wszyscy przeżyli, na tym razem jedno auto zatrzymało się na wspomnianym betonowym słupie i poszło do kasacji, a drugi zostało poważnie uszkodzone i przeorało rów. Było jeszcze kilka innych wypadków których nie widziałem, raz nawet z ciężarówką. Gościowi z osobówki który brał w tym udział ucięło rękę, a w potem szpitalu wykitował na zawał. Tyle że wtedy to chyba kierowca ciężarówki zasnął za kierownicą, a nie skręcał w lewo. Od tego roku wrzucono jakiś kilometr przed tym feralnym skrzyżowaniem ograniczenie do 40km/h i dodatkowo znak pionowy zakaz wyprzedzania. Skutek niestety zerowy, tylko czekać na kolejne wypadki...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...