Skocz do zawartości

[ergonomia] Podjeżdżanie pedałowanie a podejście na nogach co bardziej efektywne


Rekomendowane odpowiedzi

22 godziny temu, JWO napisał:

Metoda wyliczenia nachylenia jest jedna. Wysokość/Długość(w poziomie) * 100, czyli tangens*100. 100% to 45deg

Budowlańcem drogowym nie jestem ale zawsze jak czytałem to pojawiały się dwie metody, bez określenia która jest wiodąca (zwłaszcza że przy większości nachyleń nie ma to większego znaczenia).

19 godzin temu, KrisK napisał:

trzymam się standardu dla podjazdów w stravie i opisu stoków.  Stopnie przytoczyłem bo one bardziej działają na wyobraźnię niż procenty. 50%jawi się strasznie i wygląda źle a wiele wyjazdów z garażu tyle ma i podjedziemy to bez mrugnięcia okiem i rozkminiania. 

Ja Garmina i znaków drogowych.
Coś mi się nie wydaje żeby były 50%. Jak zerknąłem w internety, to wszędzie podają, że maksymalne nachylenie to 25%. Nawet jeśli, to tak jak pisałem wcześniej, to kilka metrów i można zrobić z rozpędu.

Stopnie też są dosyć abstrakcyjne. Przy 50% na długości mieszkania wbijasz się 2 piętra wyżej, na 100m robisz 50m w górę, to tak jakby na 5 klatkach bloku wjechać na 16 piętro.

18 godzin temu, wkg napisał:

Na podjazdach zawsze się coś dzieje, zmiana pochylenia, nawierzchni, satysfakcja z technicznego segmentu... no i widać jak miasteczka robią się malutkie.

Nie zawsze, czasem potrafi wiać nudą jak na prostej płaskiej drodze.
Mam w lesie taki podjazd. Początek jest kręty, więc nie widać ile jest do podjechania ale przedostatni odcinek to +/- 200m prostej. Za nastolatka wykańczało mnie to równie psychicznie co fizycznie.

Jest też kwestia objeżdżenia trasy, raz pojedziesz to masz efekt nowości. Za 10, 20... n-tym już masz wywalone na widoki, znasz każdy zakręt, kamyk, kręcisz na autopilocie i uciekasz myślami gdzie indziej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, KrisK napisał:

Zapewnie słabiutko. Kiedyś było lepiej teraz IMO jest dramat. Strach nie pomaga.  Ale nie dopisuje do moich braków ideologi że niby łatwiej jest wypchać. Jak mnie ktoś objedzie nie zastanawiam się czy jest mniej zjechany tylko patrzę jak to zrobił i co mogę poprawić. Ja widzę gości latających z średnimi 36 to nie zakładam że mieli lżejsze zabawki w dzieciństwie. 

I patrząc na twoje dystanse i przewyższenie zakładam że mnie o jedziesz w górach dlubiac w nosie i czytając gazetę...  No chyba że nosisz ten rower na plecach

 

Chyba rozmawiamy o innych podjazdach albo innych dyscyplinach. Średnia 36 ale to chodzi o prędkość bo jak tak moje są czasem grubo poniżej 10-ki. A moje wyniki nijak się mają do możliwości podjazdowych. Ja raczej jeżdżę na wytrzymałość. 

Z tymi % to też jest coś nie tego. Podjazdy typu Laskowa, Studzionki w Gorcach mają chwilowo ponad 25% nachylenia i już się leży na kierze a to jest przecież asfalt. Co by było w razie szutru, bardziej kamienistej drogi czy korzeni z kamieniami...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mając najlżejsze przełożenie w rowerze crossowym 22/30, na tym podjeździe w najbardziej stromym miejscu wcale nie było już lekko, a to tylko 18%. Swoją szosówką z 39/23 nawet bym nie próbował.

http://www.altimetr.pl/podjazd-bezmiechowa.html

A już w terenie kombinacja dużego nachylenia i trudności terenowych, na znacznym odcinku powoduje, że na szlakach pieszych w Bieszczadach nie da się cały czas jechać. Niektóre odcinki są tak strome i trudne technicznie że może tylko "koń" z umiejętnościami trialowca by to podjechał.

KrisK, już widzę jak się spinasz, rozkręcasz siłą woli na kadencji  i wyjeżdżasz końcowy odcinek podejścia pod Okrąglik od Przełęczy nad Roztokami.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pamiętam tylko podjazd w osi lądowiska, od stodoły na kwadrat (1/3 drogi na szczyt) czyli na pierwszy garbek. Po trawie, 40 korba, 34 z tyłu, Romet Wagant Pasat... Oj  musiały nogi się wyrobić jazdą nad Solinę, aby to wjechać bez podparcia, nawet spd nie miałem. Pierwsze wjechanie -święto. Ale wtedy się piło  takie napoje z reklamą: 

Radość z życia,siłę Smoka

da Ci jogurt (.... )z Sanoka :)

na guglu mój podjazd zaorany, nie ma go już :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tyfon79 tak to był przykład nie koniecznie z podjazdów a ogólnie ze światła rowerowego ... Choć jak patrzę na niektóre segmenty w górach i widzę prędkości to zastanawiam się jak....  Część pewnie już elektrykami bo widziałem zapisy osób które widziałem na elektrykach ale niektóre przejazdu są na analogach  i  zaskakują. Zresztą szosowcy na asfaltach potrafią na naprawdę zacnych ściankach strzelać takie prędkości że ciężko uwierzyć. 

@marvelo chcesz coś udowadniać ? Co podjadę a co nie?   Ja mam to w nosie.  Jadę to co chce i podjadę to co mi się uda .. i albo wrócę po miesiącu i podjadę albo nie i to będzie zależało tylko od mojego widzi misie. 

Może bym podjechał może bym spuchł a może by mi tak znalazło za skórę że bym tam wracał co tydzień do skutku. Tak miałem takie miejsca które do oporu męczyłem aż zmęczyłem.  Tylko co to ma za znaczenie?  To jakaś licytacja?  Nadepnąłem Wam na odcisk bo czasem nie podejdziecie a ktoś napisał że pewnie się da tylko trzeba więcej popracować?  Poważnje tak to zabolało?  Zdarzało mi się na trasie usłyszeć od lepszego dobrą radę która mi dała progres ...  Zdarzało mi się coś podjechać co zakładałem że jest do wypchana tylko dla tego że ktoś lepszy jechał przede mną i zobaczyłem że się da i jak się da.  Ja byłem zjechany on uśmiechnięty.   Ale ja mam satysfakcję że nie odpuściłem.   Stąd wiem że da się że da się przeskakiwać samego siebie i podjechać i wiele więcej niż się nam wydaje. I wiem że są ludzie którzy chodzą na rowerach po skałach więc i nie ma dla nich wielu miejsc gdzie nie wjadą.   

Mi nie musicie próbować udowadniać że jestem cieńki. Ja to wiem i tego nie kryję.  Nie zmienia to faktu że wiem że da się o wiele więcej. Nawet czasem wiem jak to zrobić ale jestem za cienki albo za bardzo się boje.  Ale jak się uda....  Jak się uda to już potem jedynie towarzystwo jadącej ze mną osobie może mnie zmusić do podprowadzania. 

@zekker procenty są łatwe i czytelne ale mało ludzi wie co z nimi zrobić.    

Co do podjazdów garażowych to robią wynalazki różne.  Czasem tak radosne że potem jest problem.

Co go gór to 50% zdarza się sporadycznie i na krótkich kawałkach uśrednione do 200m mało gdzie masz ponad 25%.  Więc zawsze to będzie ścianka, krótsza albo dłuższa ale jednak nie powalająca.  Jak ktoś ma nogę to łyknie te kilkadziesiąt m i potem już na 30% to będzie dla niego bułka z masłem 🤣 Też dla tego wyznaczając trasy ostrożnie podchodzę do wartości w segmentach bo można się mocno naciąć.   

Ja widzę po sobie jak się zmienia percepcja.  Kilka mc temu terenowe 10%gdzies tam męczyło i potrafiło zatrzymywać.  Teraz tego samego nie zauważam a i czasem na garminie kątem oka zobacze wartości bliższe 2z przodu i nadal jadę.  Czasem młoda jest zaskoczona jak jej mówię co Garmin powiedział o procentach....  Ona też coraz bardziej przestaje zauważać te podjazdy. No chyba że ma zły dzień i wszystko ją drażni to wtedy każdy jest za stromy.  Za to jak zejdę z roweru to nagle podzjedzie jakiś francowate podjazd... Zawsze to fajnie objechać kogoś silniejszego ;)  Z kolei jak jej kilka kolejnych nie pójdzie to potem już jest zazwyczaj gorzej... Przynajmniej do momentu kiedy nie odzyska wiary i chęci.   

Od psychiki zależy straszliwie dużo. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja może napiszę jeszcze z innego punktu widzenia. Rowerzysty rekreacyjno - turystycznego. Otóż dla mnie wjeżdżanie za wszelką cenę jest bez sensu. Ostatnio jechałem w góry (ale bez jazdy terenowej) z bagażem, po 20 km był ostry i długi podjazd. W jego połowie stwierdziłem, że dalsza jazda mija się z celem i lepiej jest wypchać. Przy blacie 34 i zębatce 32 z tyłu było na tyle twardo, że jazda była bardzo męcząca, a nie miałem już lżejszych przełożeń. Wyjechałbym pod to wzniesienie, tylko miałem perspektywę kolejnych ponad 100 km w upale, praktycznie cały czas pod mniejszą lub większą górę, więc stwierdziłem, że zarzynanie się już na początku trasy dla oszczędzenia pewnie minuty jest samobójstwem. I pod koniec trasy również jeden stromy podjazd odpuściłem, po całym dniu jazdy można tylko złapać jakąś kontuzję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 9.07.2021 o 00:31, KrisK napisał:

@marvelo chcesz coś udowadniać ? Co podjadę a co nie?   Ja mam to w nosie.  Jadę to co chce i podjadę to co mi się uda .. i albo wrócę po miesiącu i podjadę albo nie i to będzie zależało tylko od mojego widzi misie.

No i słusznie. Nic mi do tego. 

Ale to raczej Ty próbujesz udowadniać, że jak ktoś podjedzie 20%, a na 30% zsiada i pcha to się z sobą pieści. Że wystarczy psychika, motywacja, zacięcie, technika, ambicja. Otóż jakiś margines zwykle jest, ale pewnych rzeczy nie przeskoczysz bez posiadania wystarczającej mocy. Umiejętności techniczne też czasem wymagają odpowiedniego talentu, budowy ciała. Nie każdy będzie skakał na rowerze po skałach jak Danny MacAskill i jak ma się połamać, to lepiej niech pcha lub niesie rower. 

Dlatego ja uważam, że pchanie w górach to żaden wstyd. Kończą się przełożenia, kończy się przyczepność, leżymy na kierownicy a i tak odrywa przednie koło więc stajemy i pchamy. 

Jednak z założycielem temat to ja się do końca nie zgadzam, bo jednak uważam, że rower w górach powinien mieć przełożenia znacznie poniżej 1:1, może nawet 0,6 (ja mam 0,73 i trochę lżej by się przydało) i w większości przypadków warto jechać do końca przełożeń.    

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 5.07.2021 o 11:51, KrisK napisał:

Więc sorry ale jeśli wolicie wypychać niż jechać to chyba czas zacząć po prostu mniej odpuszczać więcej jeździć... Tak do 15% to nie ma tematu, że się nie opłaca podjechać. Powyżej 20 sprawny piechur może i wyprzedzi Was, ale nadal często o wiele lepiej podjechać niż pchać rower.
Jest jeszcze jedna sprawa.  Ja mam śruby w nodze... 20km z buta w górach to zawsze był dla mnie ból. Już sobotnie 7km dało sie we znaki. Te same trasy rowerem to nadal są spacerki i wracam może i zmęczony, ale bez bólu.  Dla mnie samo to pokazuje jak mniej obciążam na rowerze organizm.

Ja nie mam śrub w nodze, a i tak się z Tobą w tym względzie zgadzam. Też wolę jeździć po górach niż chodzić. Nawet jak muszę sporo pchać, to i tak jest dużo szybciej na rowerze, nawet crossowym. Im mniej strome fragmenty, tym szybciej. To, czego nie podjadę, to często zjadę, więc unikam tych obciążeń, które podczas chodzenia po górach zabijają najbardziej. Chodzi o te dynamiczne obciążenia na nogi, gdy muszą wyhamować ciężar ciała. Ja po chodzeniu po górach zawsze mam potworne "zakwasy" (właściwie to te mikrourazy mięśni i ścięgien) na parę dni. Dlatego dzień chodzony (bez roweru) zostawiam sobie na sam koniec. 

Na bardzo stromych zjazdach też czasem sprowadzam rower - lewa ręka na kierownicy i hamulcu, prawa na rurze poziomej obok siodełka i też sporo odciąża to mięśnie i stawy, bo część siły przejmują ręce. Wolałbym mieć takie szlaki, by móc cały czas jechać, ale nawet w takich Bieszczadach (w innych górach z rowerem nie byłem) szlaki piesze obfitują w bardzo strome i kamieniste podejścia, często jest ślisko, korzennie itp. Pomimo tego z rowerem jest przynajmniej dwa razy szybciej, zwykle ze trzy razy, a w dół to jeszcze więcej. 

Kiedyś wjechałem na Przełęcz Bukowską (wiem że nie wolno, ale jakoś tak z rozpędu wyszło i nikt mnie nie zatrzymywał). Była druga połowa października, gdzieś już po 16:00. Wszyscy już schodzili. Na górze zostawiłem rower zaraz za przełęczą i jeszcze kawałek zrobiłem na samych nogach. Nikogo już na górze nie było, mogłem sobie sam obejrzeć zachód słońca, a gdy wracałem, wyprzedzałem jeszcze tych ludzi, którzy schodzili i których mijałem, jadąc pod górę. Zatem z rowerem dużo szybciej.

Szkoda że Bukowska nie jest otwarta dla rowerzystów, bo jedzie się tam bardzo dobrze, choć chyba też w paru miejscach musiałem pchać (bo tłok).  

   

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...