Skocz do zawartości

[Nieuczciwy handlarz] rower elektryczny - pytanie


Rekomendowane odpowiedzi

Witam, mam pewien problem. W marcu rodzice kupili mi używany rower elektryczny od handlarza, który miał kiedyś działalność gospodarczą, ale już od roku nie ma, mimo to handluje rowerami nadal. Rower wizualnie prezentował się bardzo dobrze i co ważne - działał. Jako że mieszkam na drugim końcu Polski, rodzice wysłali mi go kurierem po jakimś czasie. Dodam, że handlarz nie wystawił żadnego dowodu zakupu, nie było żadnej umowy prócz słownej, nie było też gwarancji. Po dwóch tygodniach sporadycznego używania roweru ten zaczął się co jakiś czas wyłączać (nie wspomagał). Później wyłączył się na dobre. Poinformowaliśmy telefonicznie handlarza, powiedział, że pomoże. Przez pandemię zwlekaliśmy z pojechaniem tam, jeździłam więc bez wspomagania. W między czasie rower był na przeglądzie w serwisie, w którym stwierdzono, że kable są jakieś podejrzane, jakby ktoś je kiedyś sam nieumiejętnie reperował, zupełnie inny typ kabla, niż być powinien (może to być przyczyna psucia się roweru). W sierpniu w końcu pojechaliśmy do rodziców, po drodze zostawiając rower do naprawy u handlarza. Handlarz został poinformowany o tym przeglądzie i o diagnozie. Po kilku dniach odezwał się i oznajmił, że kable zostały ŻYWCEM WYRWANE i że to ci w serwisie na pewno zrobili. Zanegowaliśmy to. Mówił też, że w silniku było dużo błota, co było niemożliwe, bo po żadnym błocie nie było jeżdżone. Wymienił przednie koło z napędem i sterownik. Potem wymyślił, że mu podmienili baterię w serwisie, że to nie jego! XD Dał inną baterię. Dodam, że ta niby podmieniona (czyli ta od niego) miała bardzo słabe tylne światło. Przy odbiorze roweru pokazał "podmienioną" baterię - światełko świeciło identycznie słabo (czyli ta sama bateria), po czy włożył nową i świeciło bardzo mocno. Czyli od początku dał słabszą baterię, ale jednak działającą, więc nie bateria była przyczyną awarii roweru. Zarządał 600 zł na wymienione koło z silnikiem i sterownik, lub że odda 900 zł i że rower zostaje u niego (rower kupiony za 1500, więc bez tych 600 za naprawę by oddał). Rower działał, więc szkoda go było nie wziąć. Wzięliśmy więc. Powiedział, że gwarancji nie daje, ale byliśmy pewni, że już będzie okej. Wróciliśmy do siebie po kilku dniach, rower cały czas leżał w bagażniku. Jechałam nim kilka godzin, po czym przerwał na dosłownie sekundę wspomaganie, ale od razu się włączyło (była spora górka, więc mogło mu braknąć mocy). Następnego dnia działał, potem przestał i tak w kółko. Kolejnego, czyli trzeciego dnia działał czły czas. Był używany bardzo delikatnie, bez żadnych pagórków, bez dziur, bez wilgoci itd. Nagle na prostej drodze się zatrzymał i koniec. Od tej pory nie ruszył. Handlarz został poinformowany, że znowu się stało to samo (może silnik się przepalił od złych kabli?). Czyli wtedy przy naprawie usunął skutek, ale nie przyczynę. Najpierw się nie odzywał, po trzech dniach pisania w końcu się odezwał, że to nie jego wina i on roweru nie przyjmie, nie odda pieniędzy. Straszyliśmy go policją, ale on się nie boi. Teraz pytanie do Was - czy miał ktoś taką sytuację z rowerem elektrycznym i odkrył przyczynę psucia się roweru? I drugie pytanie - Co można prawnie z tym zrobić? Zgłosić na policję? Podać do skarbówki?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli korespondencja jest zachowana, ma sie dowody na zakup, to można, ale - o ile polubownie się nie zgodzi owy handlarz - w sądzie, z pomocą prawnika. Oprócz gwarancji jest jeszcze roczna rękojmia na zakupy u osób prywatnych.

Ale finansowo to się to opłacać zdecydowanie nie będzie. Jak się autorka tematu chce odegrać, to może spróbować nasłać skrabówkę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, oleksja napisał:

nie było żadnej umowy prócz słownej

To też jest umowa wedle polskiego prawa. 

Zebrać całą korespondencję, wszystko inne, co może się przydać i złożyć zawiadomienie o oszustwie na policji. Wartość przedmiotu spora, więc będą musieli się sprawą zająć. Może samo zawiadomienie z sądu wystarczy, żeby gościa wystraszyć. Jeśli nie - pewnie będzie normalna sprawa w sądzie, przesłuchania itd (nie, to nie wygląda tak jak w Sędzi Annie Marii Wesołowskiej ;) nie ma się czego bać).

Problemem tutaj jest jednak fakt, że przy sprzęcie dłubał ktoś inny. To w razie czego może być i z pewnością będzie najważniejszym punktem obrony handlarza. W tym momencie pewnie nikt nie jest w stanie stwierdzić, kto i co w tym rowerze robił w międzyczasie, a w jakim stanie był on kupiony. 

No i moim zdaniem nie warto już inwestować w ten rower... Zapowiada się studnia bez dna. Czasami łatwiej i taniej jest po prostu wymienić całość. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedyna faktyczna opcja to zebranie calej korespondencji ze wspomnianym jegomosciem. Poproszenie serwis ktory zajmowal sie rowerem o wystawienie pisemnej ekspertyzy i zgloszenie zawiadomienia o oszustwie na policje. Jesli po zawiadomieniu i poinformowaniu o nr sprawy ten czlowiek sie nie ugnie, bedzie to droga impreza

Mowiac bez ogródek jest to dosc bolesna finansowo nauczka, ze w ten sposob i z ludzmi ktorzy nie maja mozliwosci na nic wystawic zadnego dokumentu niczego sie nie zalatwia 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...