Skocz do zawartości

[siodło] Brooks - złoty środek?


kombiii

Rekomendowane odpowiedzi

Kupiłem ostatnio nowy rower. Zamiast przełożyć do nowego, idealnie dobrane siodełko, sprzedałem je wraz z rowerem :wallbash:

Obiecałem sobie kiedyś, że gdy dojdzie do kolejnej zmiany siodła, będzie to skórzany Brooks. Znalazłem dobrą cenę i od kilku dni jestem szczęśliwym posiadaczem modelu B17 Narrow o szerokości 15 cm. Bardzo ważna uwaga, która być może przyda sie nowym użytkownikom tego siodła - jest piekielnie twarde i ... śliskie. Czytałem o nim, że trzeba czasu, by dostosowało się do anatomicznego kształtu tyłka i stało się siodłem marzeń i to prawda. Po 40 kilometrach, miałem ochotę je wyrzucić. Ból był nieznośny. Obecnie przejechałem 90 kilometrów i coś sie zaczęło dziać. Szanowny zad przestał odczuwać ból a w siodle w miejscach kości kulszowych, pojawiły sie dwa malutkie dołeczki. Nie można tego jeszcze nazwać komfortem, ale pierwsze koty za płoty. Chyba się polubimy ;)

 

brooks narrow b17.JPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na myśl o siodle Brooks zawsze się uśmiecham. Nigdy nie miałem, ale sentyment mam olbrzymi. Zawsze kiedy odwiedzam ojca przejazdem na rowerze (a robię to często, blisko mieszkamy) to On wspomina swój pierwszy szosowy rower - po bracie. Ów rower jest już dziś mgliście niewiadomo jaki (w końcu ponad 50 lat temu na nim jeździł) ale siodło ponoć było niesamowicie wygodne - skórzany Brooks. Zawsze się krzywo patrzy na moje "plastiki". Jeździł na moich rowerach, ale nawet na siodło speca s-works power narzekał: "eee to nie to samo..." ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przestało padać w końcu, trochę obeschło, to zaruszyłem w teren. Zrobiłem 40 kilometrów, z czego dwadzieścia po górach (pętla w Wapienicy). Po opadach było trudniej niż zwykle, ale nie o tym. Podczas odpoczynków, zejście z siodła nie wiązało się już z dojmującym bólem a i po przejażdżce już po pół godzinie, mogłem siedzieć normalnie na krześle. :woot: Na siodle pogłębiły się odbicia moich kostek kulszowych i są już wyraźnie widoczne. 

Natomiast to jeszcze nie jest to, choć widzę progres.  W sumie przejechane 130 km.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj stuknęło siodełku, próbującemu współpracować z moim zadkiem 245 km. Zaczynam mieć znowu obawy. Choć straciło na twardości i stało się wygodniejsze, nadal po trzydziestym kilometrze, czuję, że jadę i to jak czuję :confused:. Nazwałbym to małym postępem. Czytałem, że to może trwać i 500 kilometrów ....

Powiedziało się A, trzeba powiedzieć B. Jeżdżę nadal.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O nie, nie. Nie wydawajmy pochopnych sądów. By być sprawiedliwym, pomimo moich utyskiwań, cały czas jest niewielki progres. Jak już wspominałem, niektóre opinie użytkowników, mówią o kilkuset przejechanych kilometrach na Brooksie, zanim dopasowało się do ich szanownych zadów. Dajmy szansę siodełku i mojej pupie (jakkolwiek to brzmi) do , powiedzmy 500 kilometrów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie jest żadna legenda tylko specyfika tego typu siodełek. Chodzi o materiał. Skóra dopasowuje się do części ciała, która na siodełko spoczywa. Ostatnio oglądałem jakieś siodełko Sella Monta Grappa, też skórzane i też widoczne były wyraźne ślady po kościach kulszowych.  Obecnie siodełka skórzane to ze świecą szukać więc nie dziwi, że wokół Brooksa tyle legend obrosło. To normalne siodełko przeznaczone do pewnej grupy bikerów. Pewnej bo np w MTB słabo go widzę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siodełko ma nalatane obecnie 300 kilometrów i powiem Wam, że zbliżam się do przełomu.

Ból zniknął całkowicie. Odczuwam jedynie ucisk, który nie jest już tak bardzo uciążliwy, jak wcześniej. Na siodełku zarysowały się wyraźnie ślady moich kości kulszowych i więcej czasu poświęcam wrażeniom z jazdy, niż użalaniem się nad tyłkiem ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dogadzanie    pupie   właściwym zestawem.

ps.1. Wczoraj ustrzeliłem tego konesera "zagramanicą". Sam ma dwa Brooks-y. FLYER na sztycy NCX - można jeździć całymi dniami  bez wkładki (także w ciągach wielodniowych). Drugie to B17 - 100km  bez pampersa wytrzymuję, ale w końcówce podnoszę pupę. Oba używam od 6 lat. Przed "erą Brooks-a" były otarcia. Teraz "nie pamiętam" co to jest. Bardzo rzadko jeżdżę z pampersem. Głównie jak jest w okolicach 0 stopni i zakładam dodatkowo spodenki z pampersem jako zewnętrzną warstwę docieplającą.

ps.2. Są węższe - odpowiedz do postu niżej.

Zestaw 2.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A sprężynowy Brooks ? Mi tak bardzo przypasował, że na stałe zamontowałem do 29er. 

Na płaskim delikatnie pracuje (wiem bo słyszę jak czasami skrzypi - to wiekowa używka i zawsze zapominam przesmarować) - ale w zasadzie jest sztywne, nie jest odczuwalne podczas pedałowania.

Za to w lesie po dołkach i korzeniach jest ogromny plus, musi nieźle się uginać, bo ważę ok 100 kg a kręgosłup przestał płakać - często powyżej 50 km po ostrzejszych dołach na sztywnym Selle dało się czuć  że trochę oberwał.

 

IMG_20190603_190547.jpg.4721d354495a162789fdb29aaaa6137d.jpg

Jak wyżej - na Brooksie w większości przypadków do 100 km bez wkładki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 minut temu, kombiii napisał:

Brooks i amortyzowana sztyca? Nie tędy droga

Czasem na wertepach myślę o amortyzowanej sztycy. Szczególnie, jak nie zauważę dołka i wylatuję w powietrze z rowerem. Ostatnio  Bontragera połamałem : ) Cały sklep się zleciał oglądać ; D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...