Skocz do zawartości

[nordkapp 2019] Poszukuję chętnych na wyprawe.


Rekomendowane odpowiedzi

Sprzęt nie ma znaczenia jak masz elektrownię w nogach albo nieograniczony czas na podróż. Ja spotykałem ludzi jadących naprawdę na różnych sprzętach podobnych do Wigry 3 lub Ukrainie :) 

A jak zrobić 100km dziennie - przejedź pierwszą 100 a zobaczysz że to wcale nie jest tak dużo. Oczywiście ktoś powie że to zależy od terenu, pogody, przygotowania fizycznego itp. itd.

O tym wszystkim poczytasz więcej w innych tematach.

 

  • +1 pomógł 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sprzęt nie ma znaczenia, głowa tak. Ostatnio musiałem kupić inny rower (do tego którym jeździłem wcześniej nie wejdą opony 2,25, a tylko tej szerokości się nadają tam gdzie się wybieram). Poprosiłem o radę z opisem czym wcześniej jeździłem. Generalnie wyszło, że nie miałem prawa dojechać na Nordkapp zimą Kellys(em) Phanatic 10 czy Kross(em) Level 1 przejechać zimą Mongolii.  Kross użyczony przez producenta.

Przy długich wyprawach ważne by jechać tak by nie nabawić się kontuzji.

Z moich doświadczeń dojeżdżanie do pracy ( 20/40 km dziennie powinno wystarczyć), mięśnie się przyzwyczają.

Przy każdej długiej wyprawie są najważniejsze pierwsze 3 dni (przyzwyczajenie się do nowych sytuacji, innego wysiłku, troszkę innego sposobu żywienia).

Znam takich którzy nie jeżdżą bo od kilku lat gdybają jaki sprzęt sobie kupić. Wynik kanapa wygrzana, kilometry nie zrobione ;)

 

 

 

  • +1 pomógł 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie twierdzenie ze sprzet nie ma znaczenia chyba jest roche na wyrost poniewaz teren jest rozny wiec nie wszedzie sie np. szosa wjedzie, 

pytam sie o sprzet poniewaz planuje kupic grawela wlasnie pod takie tripy ....

100 km mam juz za soba a nawet wiecej niz 100 , tylko co innego jak raz przejechac 100 km a co innego jak codziennie np przez tydz pokonywac po 100 km

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jeżdżę rowerem typu Cross oczywiście odpowiednio doposażonym w bagażniki (przód / tył), błotniki i oświetlenie. Cross poradzi sobie w lżejszym terenie i nie stwarza zbyt dużych oporów na asfalcie. Na kiku wyprawach  już byłem, pozycja za kierownicą jest ok, puki co wszędzie się sprawdził, ale raczej nie jeżdżę po hardcorowym terenie, na ogół to asfalt , szuter i ubite ścieżki, a tutaj Gravel też powinien sobie spokojnie poradzić. Jak dla mnie w Gravelu trochę brakuje amortyzatora, na dłuższą metę, na dziurawych trasach mogą boleć nadgarstki choć to może być kwestia przyzwyczajenia. Rozważyć można też MTB 29,5" bo tam można założyć opony crossowe 28", a w drugą stronę może być trochę gorzej jak chodzi o szerokość opony.

Co do 100km to ja w zasadzie jakoś specjalnie do wyprawy się nie przygotowuję. Oczywiście staram się trzymać z kondycją na poziomie (bieganie, czasem basen), żeby nie przeleżeć zimy na  kanapie. Jakoś na miesąc przed wyprawą dosiadam częściej roweru, jadę czy to do pracy czy też po pracy na jakieś wypady, ale też raczej w granicach 30-40km, ewentualnie jakieś tam 100km walnę raz po raz. Na 1-2 tygodnie przed wyjazdem odstawiam rower, żeby odpocząć fizycznie i mentalnie. Najgorzej to z przyzwyczajeniem i ponownym oswojeniem dupska do siodełka. Na wyprawę zabieram zwykle maści, coś rozgrzewającego przed i regenerującego po, kilka dni jazdy i mięśnie są zmęczone ale jechać spoko się da, ważne żeby nie było zakwasów i jak już wyżej wspomniano aby głowa była mocna. Można zaryzykować stwierdzenie że na takiej wyprawie najważniejsza jest głowa (w sensie motywacji) i du..a (żeby dało się usiedzieć na siodełku), a mięśnie jak nie jesteś "zastany" jakoś dzadzą radę.

  • +1 pomógł 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, Grzeszaldo napisał:

pytam sie o sprzet poniewaz planuje kupic grawela wlasnie pod takie tripy ....

 

Poważny problem z gravelami jest taki, że w standardzie napęd często nie będzie miał wystarczająco lekkich przełożeń do jazdy z sakwami. Typowy napęd w gravelu to korba 30-46 (wariant optymistyczny) albo 34-50 (pesymistyczny), sparowana z kasetą około 11-32. Przy kole 28 cali daje to ~2,04 metra na obrót korbą. Z mojego doświadczenia wynika, że najlżejsze przełożenie starawego roweru MTB (koło 26 cali), oparte o zębatki 24-32 jest baaaardzo użyteczne przy jeździe z sakwami. Takie przełożenie daje ~1,5 metra na obrót korbą. Różnica to ~33% także bardzo duża.

W praktyce, kupując gravela do jazdy z sakwami trzeba się liczyć z wypychem albo zmianą części napędu. Ja mam w planach to drugie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, clavdivs napisał:

Tylko w drogich modelach masz hydrauliczne hamulce, w większości są mechaniczne. Dla mnie to jest męczarnia zawsze brakuje konkretnej siły hamowania.

Przecież mechaniczne tarczówki nie mają mniejszej siły hamowania od hydraulików, bo i czemu by miały? Imho mechaniki to akurat zaleta pod wyprawy, mniejsza szansa na jakiś nienaprawialną awarię, jak wyciek, zapowietrzenie, przerwanie przewodu czy cokolwiek. Ja wolałbym uniknąć przetaczania płynu gdzieś w karpatach rumuńskich albo na pustyni gobi :D 

Jak tarczówki hamują słabo to na ogół sprawa jest prosta – zmiana klocków, wymiana tarczy na większą i powinno być ok.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To się zgadza, na pewno Gravel będzie lepszy pod Ultralighting niż pod zwykłe sakwy. To jest jednak dość ważne żeby kupować rower możliwie zgodny z przeznaczeniem. Kiedyś wybrałem się na 100km miejskim ścigaczem (Kross Scraper) jakoś nie byłem zachwycony i wrócilem do starej poczciwej Meridy Crossway.

Kwestię mechaniki i hydrauliki w hamulcach to najbardziej chyba czuć na klamce. Jeżdżę na wyprawy od lat na hydraulicznych tarczówkach i jak na razie zero problemów. Generalnie zależy dokąd jedziemy czy zamierzamy jeździć w niektórych przypadkach to faktycznie im prostszy sprzęt tym lepiej. Hamulce mechaniczne,  rama stalowa, bagażnik stalowy żeby Ci to pospawali w razie czego... ja mam tarcze hydrauliczne, ramę alu i nawet bagażniki alu, ale jeżdżę po Europie więc jakoś się tym nie przejmuję. Jeśli mówimy o wyprawach sakwiarskich to ryzyko przerwania przewodu hamulcowego jest na pewno mniejsze niż podczas harców po lesie.

Edytowane przez diesel16
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, bts napisał:

Przecież mechaniczne tarczówki nie mają mniejszej siły hamowania od hydraulików, bo i czemu by miały? Imho mechaniki to akurat zaleta pod wyprawy, mniejsza szansa na jakiś nienaprawialną awarię, jak wyciek, zapowietrzenie, przerwanie przewodu czy cokolwiek. Ja wolałbym uniknąć przetaczania płynu gdzieś w karpatach rumuńskich albo na pustyni gobi :D 

Jak tarczówki hamują słabo to na ogół sprawa jest prosta – zmiana klocków, wymiana tarczy na większą i powinno być ok.

Ja nie jestem entuzjasta mechanicznych hamulców tarczowych. Najczęstsza opinią przeczytaną napisaną przez kupującego gravela z mechanikami jest"slabe hamulce" Koncze już 2 sezon na gravelu i na przyszły to już będzie 3 podjecie do wymiany hamulców.

W żadnym innym rowerze tak często nie wymieniałem hamulców. Najlepsze że dobre zaciski, tarcze i klocki w gravelu cenowo bardzo szybko doganiają dobre hydrauliki. Siła hamowania hydraulików to jest kosmos w porównaniu z takim przykładowym avid bb5 road. Przypuszczam że winą za taki stan jest krótki ciąg klamki szosowej. 

Bezproblemowość mechaników też jest dla mnie wątpliwa. hamulce to mechanizm mechaniczny działajacy w temperaturze, z niewielką ilością smarów konserwujących. Po jakimś czasie coś tam się zacina itp. W gravelach często masz że pancerze do hamulców, są przez cała długość, warto dbać aby ten element aby był dobrej jakości"czytaj koszty" Inaczej znów zacięcia i nieciekawa praca mechanizmu. 

Hamulce hydrauliczne jak nie zaciekną, lub zapowietrzą to nic im się nie stanie. Trzeba mieć naprawdę pecha, aby 2 niezależne hamulce padły na jednej wyprawie. Jeśli mowa o tak trudnych wyprawach jak Gobi, ja zdecydował bym się na pobranie klku części zamiennych. Na niektóre  mniej ambitne wyprawy brałem dodatkowe  rzeczy jak hak do przerzutki, linki, lancuchy, szprychy.  Na ambitną wyprawę wziął bym dodatkowy zestaw hamulca, to az taki wielki bagaż nie jest.

Moim zdaniem na "cięzkie" wyprawy gravel traci z swoich zalet i na wyprawę poza cywilizacje wziął bym inny rower.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Witajcie - to mój pierwszy post ;)

Zajrzałem tutaj, ponieważ chodzi mi po głowie wyprawa po południowo-środkowej Szwecji - start w Goteborgu (samolot z W-wy ok 400 pln z rowerem), następnie ponad wielkimi jeziorami i na południowy wschód - albo do lotniska Skavska (Sztokholm), albo do Nynashamn i powrót promem do 3 miasta (koszt porównywalny). Nie jeździłem jeszcze po Skandynawii w ten sposób (wczesniej jedynie jako student saksowałem w Skanii). Do przejechania byłoby około 500-600 km, a więc bez szaleństw dystansowych (bardziej doznania niż challenge), czas około tygodnia (ograniczenia pracowo-rodzinne). Noclegi planuję na dziko lub na kempingach przy znacznej samowystarczalności (rozważam nawet pozostawienie namiotu i ograniczenie się do płachty biwakowej). Nie zamierzam zabierać jedzenia z PL, ponieważ w SE są Lidle i dramatu finansowego nie ma (choć jest oczywiście nieco drożej). Zależy mi na maksymalnym kontakcie z przyrodą, kąpielach w jeziorach i jeździe rowerem. Termin wyjazdu to lipiec 2019  (raczej w środku tygodnia z weekendem pośrodku - lepsze ceny na samoloty) - póki jeszcze dzień jest w miarę długi. Trasę mam dopiero w zarysie i jestem na etapie planowania, tak więc chętnie wysłucham/wyczytam podpowiedzi, sugestii, przestróg i wszelakich komentarzy. Na co uważać, co jest upierdliwe, co się nie przyda. Gdyby udało się zmontować jakąś grupę, to można by rozważyć opcję samochód + prom (dysponuję  - autem, nie promem ;)). Ktoś chciałby popełnić coś w tym stylu?

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zeszłym roku byłem na Kattegattleden i śmiało mogę polecić. Samochód zostawiłem w Świnoujściu i promem dostałem się do Trelleborga. Z Trelleborga już rowerem przez Malmo do Helsingborga, gdzie zaczyna się 400km, szlak rowerowy do Goteborga. Jazda wzdłuż morza, urocze miasteczka portowe, spektakularne zachody słońca, kontakt z naturą... to wszystko tutaj znajdziesz. Spałem głównie na dziko, kąpałem się w morzu i pod prysznicami przy plaży. Z rozbijaniem namiotu nie ma problemu zgodnie z panującym tam prawem swobodnego dostępu do natury. Nie chowałem się po lasach, spałem zwykle nad samym morzem, ale nie na plaży. Oczywiście trzeba zachować odpowiednią odległość od zabudowań i lepiej poczekać do zachodu słońca jak trochę się przerzedzi (Szwedzi lubią zachody słońca, a na tej trasie ich nie brakuje). Z Goteborga wracałem do Malmo pociągiem, nie ma problemu z rowerem choć trzeba za niego dopłacić. Koszt łączny to bodaj 200 zł z groszem.

Namiot czy trap?
Ja bym brał namiot. W Szwecji jest duża wilgotność powietrza, rano wstajesz i wszystko dookoła mokre do czasu aż wyjdzie słońce i trochę przesuszy,  druga sprawa to komary, w Szwecji bywają w nadmiarze.

Ceny i jedzenie
Jeszcze parę lat temu różnice w cenach były większe i mam wrażenie że nie było tyle Lidla co teraz więc ogólnie rzecz biorąc dużych zapasów brać nie trzeba. Jadąc do Skandynawii zwykle zabieram ze sobą jakieś kabanosy i tego typu pierdoły, ale bez przesady. Trochę drożej będzie w ICA czy Coop ale na zachodzie Szwecji z zakupami w Lidlu nie było problemu.

Lipiec
To dobry moment, dni faktycznie są jeszcze długie w zasadzie to obyłem się praktycznie bez oświetlenia, bodaj raz na południu już wracając użyłem czołówki, co nie zmienia faktu że warto oświetlenie ze sobą zabrać.

Co może przeszkadzać?
Wspomniane wyżej Komary - warto profilaktycznie zabrać coś ze sobą, ostatnio było gorące lato i trasa wzdłuż morza sprawiły, że specjalnie mnie to nie dotknęło, ale jak będziesz jeździł w okolicach jezior to może być to problem.
Ceny kempingów - można powiedzieć że kempingi to sport narodowy Szwedów, taka forma spędzania wakacji, kemingi są bogato wyposażone, niekiedy mają też baseny ale za to są dość kosztowne choć oczywiście nie wszystkie. Ostatnio spałem 2x na kempingu, raz w Trelleborgu i raz już w okolicach Goteborga i trzeba liczyć coś w okolicach 80 zł 1 osoba + namiot.

Gdybyś jechał na Kattegattleden to warto odbić trochę z trasy i pojechać do rezerwatu Kullaberg pooglądać skaliste klify, co prawda jest tam więcej pchania niż samej jazdy ale warto.

Jeśli chodzi Szwecję to mogę też polecić wyprawę rowerową na Gotlandię, łatwo się tam dostać. Płyniesz promem z Gdańska do Nynashamn i tam przesiadka na prom Nynashamn - Visby i jesteś na Gotlandii. Tam najlepszy okres to przełom Lipca i Sierpnia ze względy na festiwal średniowiecza ale jak pojedziesz w Lipcu też będziesz zadowolony. Objechanie dookoła to jakieś 700 km o ile pamiętam.

Olandia też jest spoko. Tu dopłyniesz Promem z Gdyni do Karlskrony, z Karsklony w jeden dzień dojedziesz na Olandię. Mostem nie przejedziesz chyba że w autobusie. Z Kalmar na Olandię pływa mały prom, można zabrać się z rowerem, z tego co pamiętam na promie była płatność tylko kartą.

Moje wstępne plany na ten rok zakładały kontynuację czyli Bohuslan, start z Goteborga i dalej na północ przez Tjorn, Orust do Fajllback, Stromstad aż do Oslo, ale nie wiem jeszcze co z tego wyjdzie.

  • +1 pomógł 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 8.01.2019 o 01:00, diesel16 napisał:

W zeszłym roku byłem na Kattegattleden i śmiało mogę polecić. Samochód zostawiłem w Świnoujściu i promem dostałem się do Trelleborga.

Moje wstępne plany na ten rok zakładały kontynuację czyli Bohuslan, start z Goteborga i dalej na północ przez Tjorn, Orust do Fajllback, Stromstad aż do Oslo, ale nie wiem jeszcze co z tego wyjdzie.

Dzięki za wskazówki. Trasa wygląda fajnie, chociaż mi chyba bardziej zależy na jeziorach i lasach (chociaż, jak wspominałeś, oznaczałoby to polubienie się z komarami - może ktoś ma jakieś ciekawe metody radzenia sobie z tym zjawiskiem?). Gotlandia wygląda też fajnie, chociaż nie ma tam wspomnianych jezior. Z kolei rolnicza Olandia trochę przypomina mi Mazowsze (przynajmniej ze Street View ;) ). Odnośnie Twoich planów to mi chodziło po głowie coś odwrotnego, czyli samolot do Oslo i stamtąd na południowy wschód - albo na lotnisko Skavska albo do którejś z przepraw promowych (uwzględniałem podwiezienie się ewentualnie gdzieś pociągiem). A z Gdyni nie pływa nic do Trelleborga, że musiałeś jechać do Świnoujścia? Mnie kusi, żeby w jedną stronę polecieć (czas i koszty). Z powrotem już może być większy kłopot, bo łatwiej przygotować rower i graty do lotu w domu, więc raczej prom.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O szwedzkich lasach i jeziorach to za dużo nie powiem, bo nie byłem. Planowałem kiedyś okolice jezior Wenner i Wetter tj. promem do Karlskrony,  rowerem w kierunku Wenner i Wetter, potem wzdłuż kanału gotajskiego i następnie albo na południe do Karlskrony (prom do Gdyni) albo na północ do Nynashamn (prom do Gdańska). Jakoś ta wyprawa nie doszła do skutku. Póki co jednak preferuję jazdę wzdłuż morza, i co się z tym wiąże, również wyspy. Z krainy jezior na pewno słynie Finlandia.

Co do komarów to nie mam traumy z nimi związanej, ale ogólnie panuje przekonanie że Skandynawia to siedlisko komarów. Nie powiem żeby nie zdarzyły się przypadki pośpiesznego rozbijania namiotu, w celu ograniczenia kontaktów z komarami, wówczas z pomocą przychodził standardowy środek do psikania na komary. W Skandynawii na rowerze byłem już kilka razy i ani razu takiego środka nie zużyłem nawet w połowie. Jeśli jednak wybierasz się w lasy i nad jeziora to akcja ucieczki do namiotu przed komarami może stać się rytuałem. W trakcie jazdy to nie dopadną, gorzej wieczorem przy rozbijaniu namiotu. O komarch pisałem głównie w kontekście niezabierania namiotu. Słyszalem o teorii w myśl której warto nałykać się witaminy B, by komary tak chętnie nie brały, ale nie wiem ile w tym prawdy. Ewentualnie może moskitiera na twarz. Jeśli myślisz o spaniu w lasach możesz zabrać hamak, ale taki z moskitierą. Z drugiej strony namiot 1-osobowy, względnie lekki i mały po spakowaniu, kupisz już za 200 zł z lekkim okładem, więc może nie ma co kombinować.

Gotlandię wspominam bardzo dobrze, być może dlatego, że była to moja pierwsza poważna wyprawa pod sakwami. Niezależnie od tego ta wyspa ma swoje uroki. Oczywiście mówiąc Gotlandia mam na myśli również Faro, bo nie wyobrażam sobie jechać na Gotlndię i nie zobaczyć Faro. Jedną z największych atrakcji są Raukary w Langhammars i cała ta okolica, a to jest właśnie na Faro. Pomijając Raukary to ogólnie fajnie tamtędy się jechało. Na trochę podobny "klimat", taki skalisto-kamienisty, natknąłem się na Olandii, w jej północno - zachodniej części, choć to na pewno nie to samo. Samej Olandii nie kojarzę jakoś mocno z rolnictwem, na pewno rolnicza jest Skania, widziałem to na trasie z Trelleborga do Malmo i dłuższa jazda w takim otoczeniu może faktycznie okazać się nudna. Na Olandii na pewno ciekawe są okolice rezerwatu ptaków (mimo że zapędów ornitologicznych w sobie nie odkryłem) na południu oraz wspomniana część północno - zachodania. Wyspa jest płaska, dobra na początek przygód z sakwiarstwem. Ja najpierw byłem na Gotlandii, a kilka lat później na Olandii i jakiegoś specjalnego rozczarowania nie doświadczyłem.

Co do kwestii logistycznych to oczywiście masz rację, że samolotem lepiej polecieć gdzieś i wracać niż na odwrót. Są tacy, co latają w obie strony, wówczas na miejsu, w sklepach rowerowych, szukają kartonów po rowerach. Na Allegro widziałem jakieś torby do spakowania roweru, nie były jakoś specjalnie drogie, ale nie wiem do jakich rozmiarów dają się złożyć po wyjęciu z nich roweru. Ogólnie samolotem z rowerem jeszcze nie leciałem, przewoziłem autokarem wówczas z pomocą przyszła folia strech, ale pakowałem w domu. Nie wykluczone, że jeśli dojdzie do skutku wyprawa z Goteborga na północ, to pomyślę o samolocie bo zdaje się że lata z Gdańska do Goteborga. Z lataniem trzeba uważać bo te "tanie lotniska" bywają mocno oddalone od miast np. z lotniska do Sztokholmu jest dalej niż z Nynsahamn, gdzie przypływa prom z Gdańska. Jeśli jedziemy rowerem to może się okazać że szybciej do Sztokholmu dostaniemy się z udziałem promu niż samolotu.

Z Gdyni do Trelleborga nie ma promu, pływał kiedyś do Ystad, ale już go nie ma. Byly też promy na trasie Gdynia - Helsinki ale z tego co wiem to już  tylko Cargo i pasażerów nie zabierają. Jest też prom Gdynia - Rostok ale to chyba też tylko Cargo. Z Gdańska popłyniesz do Nynashamn a stamtąd w jeden dzień dojedziesz rowerem do Sztokholmu. Ze Sztokholmu możesz popłynąć na Wysypy Alandzkie, to też fajna rzecz...

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Unfortunately, your content contains terms that we do not allow. Please edit your content to remove the highlighted words below.
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...