Skocz do zawartości

[Wypadek] Poślizg


Hell4Ge

Rekomendowane odpowiedzi

Sytuacja to trochę nietypowy poślizg, bo na wodzie / płynie z myjki ulicznej (to raczej nie była zwykła woda bo wątpię by to się wydarzyło na tak małej ilości cieczy).

W skrócie, jechałem drogą mając pierwszeństwo ale czułem, że samochód przede mną i tak się wpierniczy mimo, że już nie powinien, więc zwolniłem delikatnie; Nie myliłem się - samochód zajechał drogę i musiałem wcisnąć hamulec, była to już dość niska prędkość więc odchyliłem się do tyłu hamując przednim. Koło w ułamku sekundy "ślizgnęło" gdzieś na bok a ja leżałem na glebie lekko oszołomiony co się odwaliło. Patrzę na glebę i widzę ślady wody, tylko, że dopiero potem dotarło do mnie że to są jakieś mydliny z ulicznej myjki... wątpię by to była woda bo jeździłem na dużo bardziej łysych oponach w gorszych warunkach i nigdy nie miałem takiej sytuacji.


Rower świeżo po częściowej odnowie, - opony nówki sztuki tygodniowe Schwalbe Marathon Mondial 28, klocki Author ABS 3CC, więc rower zrobił co miał zrobić - koło się zatrzymało całkowicie i w ułamku sekundy stały się rzeczy sprzeczne z grawitacją.

Kierownica skręciła o 180 stopni i zerwała linkę do przedniej przerzutki więc zainwestowałem już dalej w nowe pancerze i linki, klucze do zdejmowania korb i trochę środków w których odtłuściłem / wyszejkowałem co się dało (oprócz łańcucha). Jedna głupota a kosztowała sporo czasu i pracy by przywrócić poprzednią sprawność.

Oczywiście kierowca który zajechał drogę przepadł jak kamień w wodę

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Coś podobnego zdarzyło mi się w zimie na lodzie. Nagła utrata przyczepności przedniego koła i natychmiastowa gleba. Niestety hamowanie przednim hamulcem jest dobre, ale tylko wtedy jak jest dobra przyczepność. Jak jest ślisko, lepiej jednak tylnym. Uślizg tylnego koła koła da się opanować, przedniego nie. Kilka lat temu jeździłem skuterem i dla podszkolenia techniki kupiłem książkę "Motocyklista Doskonały". Bardzo dobra pozycja, sporo rad przydaje się też w jeździe na rowerze. Autor również doradza żeby w przypadku mokrej nawierzchni używać w większym stopniu tylnego hamulca (rozdział 6, Sytuacje specjalne, Kiedy pada).

Oczywiście nie mogłeś przewidzieć, że nawierzchnia jest mokra. No niestety trzeba uważnie obserwować otoczenie, w tym nawierzchnię. W zasadzie prawie cała książka o której piszę powyżej jest o tym: obserwowanie otoczenia i przewidywanie. Jazda czy to motorem czy rowerem jest wbrew pozorom pod tym względem trudniejsza niż jazda blachosmrodem (znaczy się samochodem).

2 godziny temu, Hell4Ge napisał:

(to raczej nie była zwykła woda bo wątpię by to się wydarzyło na tak małej ilości cieczy).

Właśnie problem też jest w tym, że asfalt pokryty mniejszą warstwą wody jest bardziej śliski niż dobrze zmoczony. Tę mądrość też przeczytałem w powyższej książce. Trzeba szczególnie uważać wtedy gdy zaczyna padać deszcz. Tworzy się cienka warstwa wody i kurzu która jest bardzo śliska. Jak już trochę popada, jest paradoksalnie lepiej, bo te brudy spływają i przyczepność się poprawia.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja tez opowiem historie. Lece sobie sztywniakiem kulturalnie 40 po chodniku jak czlowiek, podziwiam widoki, sloneczko swieci, az tu nagle... wychodzi ona. Jasnowlosa pieknosc o nietuzinkowej urodzie i kraglosciach Miss BumBum Rio de Janeiro 2015. Jednym slowem bogini.  No takiej laski to sie nie widuje na co dzien. Nie powiem zwrocila moja uwage na tyle, ze zapomnialem, ze jade na rowerze. Po chwili konsternacji i niezwykle absorbujacej analizie budzi mnie zblizajacy sie prostopadle kraweznik krzyczac glosno: Uwazaj daunie! No to szybkim i zdecydowanym ruchem muskam delikatnie przedni hebel az do zblokowania sie przedniego kola... Rower sie podnosi, a ja zaczynam nurkowac niczym Guillaume Nery. W glowie zaczynaja sie rodzic nieciekawe scenariusze i zle mysli, zwiazane glownie z kosztami naprawy roweru. Spotkanie wydaje sie nieuniknione, a od kraweznika dziela mnie centymetry i milisekundy. No i w koncu uderzam z impetem zatrzymujac sie 2 metry za kraweznikiem, oczywiscie pelna kontrola nad rowerem. Mysle sobie no to kolo pewnie rozj...walone. Po krotkich ogledzinach okazalo sie, ze nawet centry nie ma. Ukontentowany takim obrotem wydarzen wsiadam niczym rycerz na swojego rumaka. Wyobrazcie sobie przejechalem moze ze 200 metrow i normalnie kapec w tylnim kole. No to takze tego... pozniej juz poszedlem do domu.  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To teraz ja. Miałem stalowego crossa Wheeler 1500C. Rozmiar ramy 26" (ramy, nie kół, te były 28") czyli jazda jak na szczudłach. Chciałem pojechać do sklepu w środku zimy na moich cienkich oponkach bez dużych klocków. Ponieważ chodniki zaśnieżone to postanowiłem pojechać po ulicy. Ujechałem może z kilometr i upadłem jakby mnie coś podcięło. Żadnego zarzucania, żadnego poślizgu, brak udziału osób trzecich, po prostu oba koła w bok. Pozbierałem się, wsiadam na rower, ledwo się odbiłem, jeszcze obie nogi na pedałach nie opierały się i znów to samo, nawet na tę samą stronę. Pozbierałem rower i okazało się, ze zgiąłem cały tylny trójkąt, opona się zakleszczyła i musiałem go do domu zaciągnąć. Od tej pory rower nigdy nie był taki sam, nie dało się tego wyprostować dokładnie, przez co po roku czy dwóch pękła ta pozioma rurka, koło haka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...