Skocz do zawartości

[Motywacja] Totalny brak chęci


KsD

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem jak to opisać, od pewnego czasu powstał mi w głowie totalny mętlik dotyczący rowerów. Jak można zauważyć ostatnio napisałem wile tematów dotyczących dyscyplin rowerowych. Problem polega na tym, że kiedyś naprawdę chciało mi się jeździć rowerem a nawet myślałem o poważnym trenowaniu, kupieniu sprzętu i w ogóle(a nawet o klubie). Ale od dłuższego czasu nie mam ochoty wsiąść na rower i pojechać (minęło z pół roku) Aż do któregoś dnia gdy pomyślałem, że sprzedam swój rower Bitwin Triban 500 bo po co ma stać jak komuś może służyć. Ale niestety gdy zacząłem go dokładnie czyścić, regulować, a nawet oddałem koło do centrowania bo miało bicie. Dotarło do mnie wtedy co ja robię przecież lubiłem jeździć. I właśnie od 2 tygodni gryzę się w myślach co zrobić. Nie wiem czy dobrze robię, że tutaj napisałem ale pomyślałem iż kto mnie bardziej zrozumie niż zapaleni rowerzyści. Dziękuję za uwagę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siema!

 

Dokładnie wiem o czym mówisz. Też od jakiegoś czasu borykam się z brakiem motywacji. 10h jazdy w tygodniu to był standard, właściwie wychodziło samo. Teraz (co prawda zima, ale zaczęło się już w październiku) jak 5h wyjeżdżę to jest dobrze. Wysiedzieć solo w siodle 2h to masakra - z kompanem lub w grupie od razu raźniej. Mam jednak parę sposobów jak walczyć:

1. Jazda w grupie. Uwielbiam jeździć w grupie, oczywiście jeśli grupa umie jechać ;). Niestety, tu we Wro z tym słabo ostatnio - brak stałej ustawki.

2. Zluzowanie. Nic na siłę - nie masz ochoty jeździć nie jedź. Zrób przerwę. Nie myśl o tym, że że nie jeździsz. Skup się na pracy/rodzinie/własnym innym rozwoju.

3. Jeśli trenujesz - postaw sobie cel. Jednak bardzo łatwo to powiedzieć, a trudno zrobić. Sam mam z tym problem...

Powyższy punkt widzenia dotyczy trochę bardziej osób trenujących niż kolarskich romantyków, jednak na pewno jest w tym coś uniwersalnego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Moorzyn napisał:

1. Jazda w grupie. Uwielbiam jeździć w grupie, oczywiście jeśli grupa umie jechać ;). Niestety, tu we Wro z tym słabo ostatnio - brak stałej ustawki.

To zależy od osobnika. Mnie osobiście lepiej jeździ się samemu (nie miałem co prawda okazji spróbować treningów klubowych, może to byłoby ok...). Póki co jeździłem z takimi "ludziami", którzy mnie tylko wkurzali. ;)

1 minutę temu, Moorzyn napisał:

2. Zluzowanie. Nic na siłę - nie masz ochoty jeździć nie jedź. Zrób przerwę. Nie myśl o tym, że że nie jeździsz. Skup się na pracy/rodzinie/własnym innym rozwoju.

Dokładnie. Znajdź sobie coś w zamian (basen, siłownia, bieganie itd.). Całkowite lenistwo nie jest wskazane, bo wtedy będziesz siedział i myślał co, jak, dlaczego, po co... Napraw coś w domu, pomaluj pokój (na co nie miałeś czasu trenując... ;)). No i postaw sobie rower w widocznym miejscu. :P

3 minuty temu, Moorzyn napisał:

3. Jeśli trenujesz - postaw sobie cel. Jednak bardzo łatwo to powiedzieć, a trudno zrobić. Sam mam z tym problem...

Zgadzam się. Skoro myślałeś o zawodach - weź udział w dwóch, trzech wyścigach (jeden niewiele wniesie). Nie nastawiaj się od razu na podium, daj z siebie wszystko i wczuj się w klimat. Ale z tym to zaczekaj może do sezonu letniego, bo wyścigi w zimie mogą Cię jeszcze bardziej zniechęcić. :P


Mam jeszcze jedną, sprawdzoną metodę: gdy czujesz, że nie masz już chęci na regularne, "monotonne" treningi - spakuj plecak i jedź przed siebie. Załóż sobie jakiś dystans i po prostu jedź. Znajdziesz pewnie wiele ciekawych miejsc, w których pomyślisz "fajnie byłoby tu pośmigać". I chęć sama wróci. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba każdy ma taki sam moment, ja też miałem i chyba nawet zakładałem temat. Tak jak piszą koledzy, bez napiny, wsiądź i pojedź chociażby krótkie 10km ale czerp z tego radość.

Ja mam kilka krótkich tras, znam je na pamięć i objeździłem tysiąc razy, dzięki temu cały czas mam w głowie jaka to dobra zabawa wyskoczyć sobie na jedną z nich, wyszaleć się i wrócić do domu z bananem na twarzy.

Wydaje mi się że kryzys dość często przychodzi wtedy jak człowiek się napina na coraz lepsze wyniki a one się nie pojawiają, zaczyna się tracić poczucie sensu jazdy.

Odnośnie grzebania przy rowerze, sam to zauważyłeś, zacząłeś coś robić i sentyment wrócił, może pora kupić sobie jakąś zabawkę do roweru żeby go lekko ulepszyć? Coś co sprawi Ci radochę i spowoduje że chętnie znowu wsiądziesz na rower.

Ja mimo że skończyłem sezon w dość przykrych okolicznościach to aktualnie nie mogę doczekać się wiosny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

Nie przesadzaj skom25 - na 10 km to lepiej wyjść, ale na spacer, a nie na rower :no:
Przy takich dystansach motywacja w moim przypadku ( chociaż tu nie chodzi o mnie, a o kolegę ) byłaby zerowa - przecież to szkoda nawet zachodu samego wyniesienia roweru, bo wychodzisz i za chwilę wracasz...
Według mnie godzina to minimum - niby w ostrych górach to i te 10 km można godzinę jechać, ale nie rozmawiamy o jakimś ostrym hardkorze, tylko o zupełnie przeciętnej jeździe jak sądzę.
Nie wiem KsD , czy będzie Ci przez to raźniej i czy Cię to pocieszy, że nie jesteś sam, ale w tej chwili też tylko myślę o rowerze i niestety na myśleniu się kończy...
Tak się zastanawiam, czy przy "beznapinkowym" podejściu, to nawet nie lepiej sobie robić przerwy ( byle nie za długie ), a potem od nowa z mozołem dochodzić stopniowo do lepszej formy - wtedy chyba nie ma takiej monotonii bycia w ciągłym reżimie treningowym i postępy są procentowo większe, bo startujemy z niższego poziomu i dochodzimy powoli do szczytu formy z ubiegłego sezonu, albo lepszej, co może nawet chyba sprawiać czasem większą radość, niż bycie jak zaprogramowany robot ( chociaż roboty też się od czasu do czasu psują ).
Mam za sobą najlepszy w moim dotychczasowym życiu sezon ( bezstartowy - coś w rodzaju jednoosobowych maratonów :icon_wink: ) i pewne obawy, że ten będzie słabszy, ale na miarę swoich skromnych możliwości i czasu ( prawdopodobnie znacznie mniejszego niż rok temu ) postaram się zbliżyć kondycyjnie do tego zeszłorocznego wyjeżdzenia ( 4500 km po nizinnych lasach ) i zachęcam Cię do jak najczęstszego ( oczywiście bez przesady, żeby nie było przegięcia w drugą stronę i przesytu ) podejmowania tego przyjemnego wysiłku ( pewnie paru takich by się znalazło, dla których jest to już czynność automatyczna i beznamiętna - takim współczuję ).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za porady, aktualnie rezygnuję z jazdy rowerem na rzecz innych spraw. Jako, że jestem młodym człowiekiem na pewno nie zaszkodzi ale pozwoli mi wrócić jeszcze z większą motywacją do jazdy :) Przerwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Dziękuje i pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 minuty temu, beskidbike napisał:

Wręcz przeciwnie. Przerwa już niejednemu zaszkodziła, dorobił się brzucha, nadwagi i nigdy do sportu nie wrócił ;)

Spokojnie, moja przerwa nie będzie trwała nawet rok. A przez ten okres skompletuje nowy sprzęt, który da mi jeszcze więcej siły :) Szczerze mówiąc już przymierzam się do tego sprzęta https://www.decathlon.pl/rower-szosowy-triban-540-id_8377756.html#sS Ale to jeszcze temat na inny wątek :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, KrissDeValnor napisał:

No tak, zapominam, że połowa ma problem z nadwagą... ( ja na szczęście nie :icon_cool: ).

Ja również jestem w takiej sytuacji, że nadwaga mi nie jest groźna, aktualnie niedowaga :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznam że dziwnie czyta się ten temat. Z jednej strony stwierdzasz że masz zniechęcenie i nie jeździsz od półrocza (!), a zaraz potem piszesz że zamierzasz kupić nowy lepszy rower, ale wrócisz do jeżdżenia być może za rok, lub może wcześniej.

Moim skromnym zdaniem, skoro przez tak długi czas nie odnajdywałeś radości z jazdy, to być może rowerowanie teraz nie jest dla Ciebie. Nie jest to przygana, ale próba uświadomienia że niechęć do jazdy rowerem nie złem absolutnym. Może po prostu na tym etapie swojego życia masz skłonność do innych aktywności, i do roweru kiedyś wrócisz, albo nie wrócisz. I jeżeli nie wrócisz, to przecież nie będzie jakaś wielka tragedia, o ile sobie znajdziesz jakieś inne fascynujące dla Ciebie zajęcia.

Nie chcę się stawiać za wzór, ale w swoim przydługim życiu próbowałem różnych rzeczy i nie żałuję ani jednej minuty którą poświęciłem na te inne niż rower aktywności, które nota bene, robiłem zawsze z całkowitym zaangażowaniem (tak ma, taki typ jak ja). W dzieciństwie zaczęło się od judo, w młodości jeździectwo i niedługo później narty. Doskonale pamiętam swój pierwszy wyjazd na narty w wieku 20 lat, i tą straszną/śmieszną wówczas myśl "mój Boże, zmarnowałem całe życie że wcześniej nie spróbowałem nart" :002:. Kiedy kontuzja wykluczyła mnie z jeździectwa myślałem że nie przeżyję, niemal co noc śnił mi się po nocach galop wśród łanów zbóż i wręcz słyszałem dźwięk kłosów dudniących o buty jeździeckie. Ale dzięki przyjaciołom poznałem kajakarstwo, to obcowanie z przyrodą i walka na bystrzycach ech...... Niemal jednocześnie zauroczyłem się łażeniem po górach. Nikt mi nie odbierze tych setek km w górach i tych wschodów słońca nad połoninami. Od prawie 20 lat roweruję, wszystko coraz bardziej skupiało się na rowerze,  wyścigi, treningi, reżim dietetyczny, trzymanie wagi startowej, coraz większa ilość przejechanych km rocznie, inne formy wysiłku (siłownia, pływalnia) podporządkowane wynikowi sportowemu w kolarstwie. I....., koniec, 3 lata temu dowiedziałem się że nie będę już mógł startować. Na początku było zniechęcenie, tak jak w tym temacie, ale powoli znalazłem radość w jeżdżeniu bez napinki. Dzięki zaprzyjaźnionemu LBS złożyłem fulla 29er, który coraz częściej przyjmuje koła 27.5 plus. Pojawiła radość z tej jazdy bez zagięcia, chociaż licznika i zapisywania wyników każdej jazdy jeszcze się nie pozbyłem :P

Więc... może wrócisz do roweru jeżeli odczujesz potrzebę, ale jeżeli nie, i znajdziesz sobie spełnienie w czymś innym to się nie zamartwiaj. Ważniejsze moim zdaniem jest to, żebyś kiedyś mógł powiedzieć sobie: miałem fajne życie :thumbsup:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 3.01.2018 o 22:49, KrissDeValnor napisał:

Nie przesadzaj skom25 - na 10 km to lepiej wyjść, ale na spacer, a nie na rower :no:

omatko... już się wstydzę tych ~13km ostatnio... :wacko:

w sumie to rozumiem autora bo różnie w życiu bywa z tymi fazami 'na'. Ostatnio głowa przewiana d...a przewiana i niestety cięzko przy tak zmiennej pogodzie o banana na twarzy i tylko zlicza sie zakręty i patrzy na zegarek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 3.01.2018 o 22:49, KrissDeValnor napisał:

Nie przesadzaj skom25 - na 10 km to lepiej wyjść, ale na spacer, a nie na rower :no:

To był przykład, no ale fakt, może przesadziłem. Ja w lato po pracy robiłem pętle ~25km, w sam raz żeby się wyszaleć wieczorem :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team
W dniu 6.01.2018 o 10:25, lederfox34 napisał:

już się wstydzę tych ~13km ostatnio... :wacko:

E tam, te 13km to może być np. 7km dobrego podjazdu i potem fajny, techniczny zjazd w lesie. Dobra opcja jak się ma mało czasu na wypad, a na pewno lepsza niż 30km asfaltem po płaskim.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

Im masz więcej wolnego i dłużej siedzisz na kanapie, tym więcej powodów wymyślasz sobie żeby nigdzie nie wychodzić. Bo zimno, bo za mało czasu, bo się chmurzy, bo rower nie nasmarowany, bo nie masz pomysłu gdzie jechać.

Czasami trzeba się zmusić i pokręcić ot tak przed siebie. Wtedy ta zimowa niechęć szybko mija :) Nie dla wszystkich jest trening. Mnie też się nie chcę trenować, ale jak podchodzę do każdej jazdy, że dziś zrobię sobie wycieczkę, to jest zupełnie inna motywacja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj. Nie pękaj. Ja dziś zrobiłem 70 km... Nie o to chodzi ile zrobiłem dziś, i w ogóle, chodzi mi o to, że po przyjechaniu do domku miałem banan na gębie. Dlaczego?  Bo to po prostu robię, robię bo lubię. Spuchły fajnie nogi, zmarzła japa od wmordęwindu przy minusie. I to jest piękne, piękne jest to, że już od ponad 5 lat to robię... Co robię? Robię dla siebie coś dobrego, dzięki temu co robię byłem w wielu ciekawych miejscach, bo rower to piękne samodzielne podróżowanie. Poznałem kupę ciekawych ludzi z pasjami, zainteresowaniami, z tą samą rowerową szajbą... Poznałem smak dziecięcej rywalizacji jak za starych czasów podwórkowych, czyli ścigałem się w maratonach o pietruszkę, ale to też daje fun... Garść medali wisi na szafce, takie medale można kupić, ale ja je wyjechałem... Poznałem ultramaratończyków którzy przejechali Bałtyk Bieszczady tour kilka razy, i z kilkoma z nich jeżdżę, większość to starsi ludzie, ale stalowej woli i stalowych łyd niejeden gnojek taki jak ja im pozazdrości... Poznałem osoby które schudły dzięki rowerowi, i również teraz wygrywają zawody, poznałem byłych zawodowców z wyścigu Pokoju, a zaczynałem od starego stalowego rometa z przerzutką z tyłu... A teraz mam i przyzwoity MTB, i przyzwoitą szosę, i wiadro ciuchów kolarskich... Ubieranie się na trening to już rodzaj rytuału... I okrzyki dzieci w mijanych miejscowościach: Dajesz, dajesz! Nie sposób się nie uśmiechnąć pod nosem i pocisnąć mocniej, +10 do mocy... To i wiele więcej dał mi rower, też przerabiałem dołki, ale nie ma opcji, rowerowania nie porzucę... Tak że siądź na rower, i pojedź przed siebie, bez patrzenia na cyferki. Fun wróci :) Krótko mówiąc: Dajesz, dajesz ! 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 3.01.2018 o 20:51, KsD napisał:

Ale od dłuższego czasu nie mam ochoty wsiąść na rower i pojechać (minęło z pół roku)

Ja też, od dwóch miesięcy leży w piwnicy, ale to z przyczyn zdrowotnych.

"Wypalenie zawodowe" działa na tej samej zasadzie, znudzi się lub brak satysfakcji.

Zmień sport, nowe lub stare hobby, jakieś wyzwanie. 

Sport drużynowy = rywalizacja

 

Sportowcom zawodowym też czasem obrzydnie dyscyplina którą trenują.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Upoluj "lasta" na Wyspy Kanaryjskie (Fuerteventura, Gran Canaria, Lanzarote) i tam pojeździj. Dnia Ci braknie, nogami będziesz powłóczył, a jeszcze będziesz chciał, choć już nie będziesz mógł :) I to w styczniu, albo lutym. Wczesnym latem (nie późnej niż druga połowa czerwca, ale lepiej wcześniej) na Majorkę i podjedź na Cape Formentor, albo zjedź do Sa Calobra i wróć na górę, podjedź sobie na Puig Major z Sollier. Albo chociaż Kreta, czy inne Korfu - to wszystko daje niesamowitego kopa. Ciągle chce się jeździć, i jeździć, i jeździć... Zawsze wykorzystuję wczasy do ładowania akumulatorów psychicznych, a już szczególnie zimą. Na Fuercie jest teraz 20 stopni. Ja już nie jeżdżę na wakacje w wakacje, tylko zimą (styczeń-luty), albo późną jesienią (listopad-grudzień). Zasadzam się na Maderę, ale jak się trafi ponownie Fuerteventura (po raz trzeci), to nie pogardzę, tylko pojadę i już.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Po co sprzedawac rower za 20% tego co Cie kosztowal? Zalezy Ci na tych kilku groszach? Jak znowu Cie najdzie ochota na jazde bedziesz musial znowu kupe kasy wydawac. Zostaw go sobie nawet jakby mial stac kilka lat i byc wyciagany od swieta. Tez nie chcialo mi sie jezdzic dlugi czas i zmobilizwowaly mnie w sumie zawody szosowe w ktorych startowalem, a najbardziej pudlo ktore zaliczylem mimo prawie braku treningow ;)

Sprzedalbym rower i bylbym z niczym, a tak sobie stal i teraz moze i jest stary osprzet, ale od stania sie nie zużył.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem Cię w pełni. Też by mi się odechciało jazdy na rowerze gdyby ona polegała tylko i wyłącznie na trenowaniu na szosie czyli non-stop jeżdzie na tym samym odcinku. To faktycznie jest nudne jak flaki z olejem.

Moja recepta na rowerową miłość to jazda komunikacyjna. Musisz gdzieś się dostać to robisz to za pomocą roweru. Wtedy nie ma zmiłuj się.... musisz dojechać. Jednak przy opcji tylko asfaltowej frajda z dojazdu może być żadna. Kup dobry rower MTB a wówczas będziesz mógł dojeżdżać po bezdrożach. 

Jeśli mieszkasz w dużym mieście to opcji dojazdowych masz wiele. Jeśli mieszkasz w małym miasteczku to dojazdami także możesz się znudzić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...