Skocz do zawartości

[Wypadek] Niespodziewana gleba z niczego.


jano0244

Rekomendowane odpowiedzi

              Jako, że w tym roku przypada moje 50 lat życia, żonka zaproponowała mi, żebym jako prezent poszukał sobie nowego roweru. Wszak dotychczasowy Giant był już pełnoletni, a moje koła 26” przy 28” w jej rowerze wyglądało trochę śmiesznie. Pomysł wydał mi się rewelacyjny i natychmiast rozpocząłem poszukiwania. W końcu wybór padł na Kross Trans Alp z 2016r. Taki kompromis pomiędzy ceną i wyglądem z jednej, a wyposażeniem z drugiej strony. Muszę przyznać, że ktoś mi chyba tego zakupu pożałował, bo pierwsze tygodnie jazdy były pechowe. Najpierw dość poważna kontuzja kości ogonowej, kiedy krążąc po podwórku trzymając kierownicę jedną ręką, wpadłem niespodziewanie tylnym kołem w przerwę pomiędzy dwoma płytami betonowymi.  To wyeliminowało mnie z jazdy na prawie 3 tygodnie. Zresztą nie tylko z jazdy na rowerze, ale z siedzenia na czymkolwiek. No, ale tak szybko jak to możliwe, na rowerek wróciłem. Dowiedziałem się też,  że rower wyższy, z węższymi oponami, zupełnie inaczej zachowuje się na luźnym piachu, niż moja stara 26-tka na szerszych, wyposażona w agresywny bieżnik oponach. Podczas pierwszych 300km jazdy kilkakrotnie otrzymałem ostrzeżenie. Ale chyba jednak, nie do końca tych ostrzeżeń posłuchałem…

 

Pewnej niedzieli wracaliśmy z żonką z 35-kilometrowej przejażdżki. Jakieś 6km  przed metą, zjechaliśmy z asfaltu w las. Zjeżdżając z niewielkiego wzniesienia zauważyłem sporo luźnego piachu przed sobą. Zdążyłem krzyknąć do żonki, żeby uważała na piach, zwolniłem do jakieś 15 km/h i wjechałem przednim kołem w zagłębienie, wypełnione grząskim piaskiem, naniesionym najprawdopodobniej opadami deszczu sprzed kilku dni. Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że ja-pierdoła wjeżdżając w tę dziurę z piaskiem, zablokowałem przedni hamulec. Zdążyłem tylko pomyśleć, że jest niedobrze, bo lecę przez kierownicę. Dalszy ciąg opowiedziała mi żonka, która jechała za mną jakieś 20m i całą akcję doskonale widziała. Rower stanął dęba i przewrócił się na bok, a ja po salcie wprzód, obróciłem się jeszcze ze dwa razy na bok i wyhamowałem w piachu bokiem  głowy. Na chwilę mnie zamroczyło, lecz nie na długo, bo gdy uniosłem zakopaną w piachu głowę, żonka dopiero do mnie dojeżdżała.  Tak sobie leżałem i rozmyślałem, jak dobrze mi się tu na środku drogi leży, lecz wystraszona żonka kazała mi się natychmiast podnosić. Szczerze mówiąc, odczuwałem tylko ból prawego nadgarstka, ale na wszelki wypadek wciąż leżąc, sprawdziłem działanie wszystkich kończyn. Ruszały się, więc wstałem i od razu pomyślałem, co z moim nowiutkim rowerkiem. Ale on prawie nie ucierpiał.  Lekko scentrowane tylne koło i trochę skrzywiony bagażnik. Nawet rysek na nim nie było. Ze mną jednak było gorzej. Żonka wodą z bidonu zmyła mi piach z twarzy i podrapanej skroni oraz z prawego kolana, która sporo krwawiło.  Nadgarstek bolał jak cholera, więc końcowe 4km odbyłem kierując tylko lewą ręką. Musiałem wyglądać, jak partyzant, bo widziałem, jak na widok płynących strużek krwi na twarzy i nodze, opadały im kopary. Ale przynajmniej błyskawicznie ustępowali mi z drogi.

Twarz, oba barki, kolano (poza szeroką blizną na stałe) szybko się wygoiły. Niestety z prawą dłonią i  nadgarstkiem było znacznie gorzej.  Mimo wątpliwości „czytaczy” zdjęć RTG nie wykryto złamania, ale  i tak było, jak to ja określam – zmielenie. Kilka tygodni posługiwania się tylko lewą ręką było swoistym doświadczeniem. Nigdy nie przypuszczałem, że wykonanie pewnych  osobistych czynności lewą ręką jest tak paskudnie skomplikowane. Ale powoli, stopniowo sprawność  wracała. Dziś, ponad 3 miechy po glebie jeszcze nie doszedł do 100 % sprawności, ale da się żyć.

Jedną z pierwszych rzeczy, w których śródręcze-nadgarstek prawej ręki pozwalał mi robić, to … jazda rowerem.  Najpierw w usztywniaczu, potem już bez.  Z klamko-manetką było trudniej, ale jakoś mi się udawało.

Kiedy po pewnym czasie pojechałem na wizję lokalną w miejsce gleby, stwierdziłem, że w tym miejscu nie można się wyłożyć. A mnie się udało.

Dlatego pierwszym zakupem po glebie były dobre kaski dla siebie i żonki i nigdzie się beż nich rowerami nie ruszamy. Kto wie, może następnym razem ktoś z nas miałby mniej szczęścia i wyhamował głową na korzeniu lub kamieniu?

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

po podwórku trzymając kierownicę jedną ręką, wpadłem niespodziewanie tylnym kołem w przerwę pomiędzy dwoma płytami betonowymi

 

 

Dowiedziałem się też,  że rower wyższy, z węższymi oponami, zupełnie inaczej zachowuje się na luźnym piachu, niż moja stara 26-tka na szerszych, wyposażona w agresywny bieżnik oponach

 

 

Nie pamiętam dokładnie, ale wydaje mi się, że ja-pierdoła wjeżdżając w tę dziurę z piaskiem, zablokowałem przedni hamulec

 

 

Dlatego pierwszym zakupem po glebie były dobre kaski dla siebie i żonki

Jakoś nie chce mi się wierzyć, że masz 50 lat...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Nigdy nie przypuszczałem, że wykonanie pewnych osobistych czynności lewą ręką jest tak paskudnie skomplikowane

Ja miałem prawą rękę w gipsie przez 3 miesiące. Zadziwiające ile rzeczy można obsłużyć jedną ręką (czasem z pomocą nogi np. wiązanie sznurowadeł) ;)

Ale fakt, że początki były może nie trudne ale dziwne jak trzeba zacząć robić tą drugą ręką.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sorry,ale gdzie jest jakaś konkluzja w przydługim pierwszym poście?

Czemu to ma służyć i komu w czym pomóc ?

Czy to jest o voodoo ?  ( "Muszę przyznać, że ktoś mi chyba tego zakupu pożałował" )

Czy może o służbie zdrowia ?  ( " Mimo wątpliwości „czytaczy” zdjęć RTG" )

Ironiczny pamiętnik ?   ("ale wydaje mi się, że ja-pierdoła" )

 

Napisz wprost,że szukasz namiarów na konkretną miejscówkę z łomotem w okolicach Mrągowa,bo ścieżki rowerowe Cię nudzą.......

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 miesiące temu...

Witam serdecznie.

Trochę się uśmiałem tym wpisem, bo mój Trans Alp też mnie 2 razy wyrzucił z siodła :D

Pierwszy raz, to podczas wycieczki do Władysławowa.

Jechałem chodnikiem za żoną i szwagierką, w pewnym momencie szwagierka zakomunikowała że zjeżdża na ulicę, tylko zamiast zjechać, zatrzymała się w poprzek chodnika. Szybkie zaciśnięcie klamek i przybrałem formę skoczka narciarskiego. Podczas lotu myślałem tylko o tym że taki ładny był ten rower. Kolano zdarte, łokieć stłuczony a rower- tylko jedna ryska na lewej klamce hamulca.

Drugi przypadek- prosty, równy asfalt przed domem. Prędkość ok 15km/h. W pewnym momencie pedał przekręcił się pod butem, amortyzator się ugiął i poszedłem w przestrzeń kosmiczną. Efekt- podrapane siodełko.

Wydaje mi się, że duża wina tych upadków (pomijam moją niezdarność) to przedni amortyzator, który łatwo się ugina i nie ma zbyt dobrego tłumienia na powrocie.

Po drugim upadku zmieniłem pedały na SPD.

Podsumowując- Trans Alp to ostry sprzęt, tylko dla twardzieli ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...