Skocz do zawartości

[Gdzie bezpieczniej] na ddr lub ddrip czy na asfalcie?


BikoBiko

Rekomendowane odpowiedzi

Z pozoru wielu może się spytać - "ale w ogóle co to za pytanie? Wybór jest oczywisty - poza jezdnią." ale to właśnie nie jest takie proste i jednoznaczne.

Osobiście w większości przypadków czuję się wbrew pozorom bardziej bezpiecznie na jezdni.

Do zadania tego pytania sprowokował mnie dzisiejszy odcinek "Drogówki" na TV4 o czym później.

Zapraszam do dyskusji :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zależy... W moim mieście są 2 drogi rowerowe wzdłuż ulic biegnących w tym samym kierunku. Na pierwszej (Mickiewicza) to zwykle jest jak na jarmarku i trzeba mieć oczy dookoła głowy. A bardziej na południe krótszy odcinek ddr (Bydgoska) i tam się nigdy nic nie dzieje, można przejechać migiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo wszystko zależy od miejsca i sposobu jazdy.

Główna droga z dużym natężeniem ruchu, to lepiej czuję się z separacją. Osiedlowa uliczka, czy ogólnie boczna droga, to jedzie się dobrze po jezdni.

Jestem zmęczony i nie mam siły cisnąć, to wolę jechać poza jezdnią. Jadę szybciej, to świadomie ignoruję ścieżki przyklejone do płotów z wylotami bocznych dróg co chwila.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jadę szybciej, to świadomie ignoruję ścieżki przyklejone do płotów z wylotami bocznych dróg co chwila.

Racja najlepsze są te scieżki na ktorych co chwile jest znak koniec DDR bo droga boczna a za 2 metry znowu jest DDR kochane miasta

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Osobiście w większości przypadków czuję się wbrew pozorom bardziej bezpiecznie na jezdni.

 

Jakbyś rozwinął swoją myśl to by było znacznie łatwiej się do niej odnieść. Rzecz oczywista i raczej niepodważalna, że bezpieczniej jest poza jezdnią. Rower w starciu z samochodem nie ma żadnych szans. W przypadku kolizji dwóch rowerzystów szansa na odniesienie poważnych (lub śmiertelnych) obrażeń są znacznie mniejsze. Niebezpiecznym miejscem są tylko przejazdy. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Jakbyś rozwinął swoją myśl to by było znacznie łatwiej się do niej odnieść. Rzecz oczywista i raczej niepodważalna, że bezpieczniej jest poza jezdnią. Rower w starciu z samochodem nie ma żadnych szans.

Właśnie nie do końca.

Nie chodzi o to, ze rower nie ma żadnych szans, bo tu nie chodzi o walkę, ale raczej o dopasowanie się do ruchu i "płynięcie" z nurtem.

Poruszając się na jezdni razem ze wszystkimi pojazdami ( piszę tu o ruchu miejskim, nie poza miejskim czy miejskim - przelotowym, czy obwodnicy) jestem jednym z uczestników ruchu tzw. przewidywalnym.

Widać z jaką prędkością jadę, zbliżający jadąc do mnie i doganiając mogą to ocenić, samochody za mną zapewniają pewna ochronę przed wyjeżdżanie z bocznych ulic itp.

A najważniejsze to poruszając się jezdnią nie przecinam kierunków jazdy innych ( co jest najniebezpieczniejszym przypadkiem).

 

Wracając do programu "Drogówka" to w tym jednym programie na kilkanaście - chyba około 12 zdarzeń drogowych aż 3 były z udziałem rowerzystów i wszystkie na ddr.

2 to kolizje z winy kierujących samochodami na przejazdach rowerowych na skrzyżowaniach z sygnalizacją świetlną.

W obu przypadkach rowerzyści mieli zielone, a kierowcy zieloną strzałkę.

Trzeci przypadek to rzadki, ale równie niebezpieczny - rowerzysta ( na szosówce, bo tylko ja pokazano w programie) wjechał w słup oświetleniowy postawiony na środku ddr.

Z tego co kojarzę to wszystkie 3 sytuacje w jednym dniu , w jednym mieście - Łodzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ktoś kiedyś wrzucał na forum jakieś statystyki policyjne. Wyszło, że więcej wypadków z udziałem rowerzystów działo się na DDR/chodniku niż na jezdni... Jednak dopatrywałbym się tutaj małego kłamstwa statystycznego - na ulicę wyjeżdżają głównie ci obeznani, a nieświadomi zostają na chodniku i nie olewają DDR, przez co właśnie jezdnia statystycznie jest bardziej bezpieczna - świadomi użytkownicy rzadziej pakują się w kłopoty, mają lepszą ocenę sytuacji itp., a na z pozoru bezpiecznych odseparowanych od ruchu samochodowego ciągach wypadkom ulegają ci, których wiedza rowerowa ogranicza się do "jak pokręcę, to pojedzie do przodu". (Oczywiście, gdyby oni wyjechali na jezdnie, to wypadków byłoby jeszcze więcej, więc może dobrze, że jeżdżą jak jeżdżą).

 

Generalnie, jak ktoś jest ogarnięty w temacie i uważa w niebezpiecznych punktach, to DDR jest bezpieczniejsza, ale czasem mniej wygodna. Ulica jest bezpieczna, ale... zawsze coś się może trafić na co nie mamy wpływu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z mojego doświadczenia wynika, że najbardziej trzeba uważać na przejazdach dla rowerów, czyli miejscach gdzie DDR przecina jezdnię. Bardzo często dochodzi tam do wymuszeń pierwszeństwa oraz blokowania przejazdu. Dodatkowo często przed samą jezdnią na DDR są malowane pasy dla pieszych lub znaki w kształcie roweru. Farba kiedy jest mokra jest strasznie śliska i nie daje możliwości hamowania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Nie chodzi o to, ze rower nie ma żadnych szans, bo tu nie chodzi o walkę, ale raczej o dopasowanie się do ruchu i "płynięcie" z nurtem. Poruszając się na jezdni razem ze wszystkimi pojazdami ( piszę tu o ruchu miejskim, nie poza miejskim czy miejskim - przelotowym, czy obwodnicy) jestem jednym z uczestników ruchu tzw. przewidywalnym.

 

Będąc lżejszym o ponad tonę i jadąc ze średnio 2-3 krotnie mniejszą prędkością nie da się płynąć z nurtem. Każdy obiekt poruszający się po drodze znacznie wolniej, stanowi dla innych utrudnienie w ruchu (czyli potencjalne zagrożenie), nawet jeżeli porusza się zgodnie z przepisami. Nie należy zapominać, że bezpieczeństwo nie zależy tylko od nas, ale przede wszystkim od pozostałych uczestników ruchu.

 

 

 

Trzeci przypadek to rzadki, ale równie niebezpieczny - rowerzysta ( na szosówce, bo tylko ja pokazano w programie) wjechał w słup oświetleniowy postawiony na środku ddr.

 

W zeszłym roku na początku czerwca we Włocławku "otry kolasz" nie opanował maszyny i wypadł z łuku wprost na ścianę tunelu. Skutkiem czego odwieźli go szpitala z połamanym kręgosłupem. Kojarzę ten fakt bardzo dobrze, bo akurat przejeżdżałem przez Włocławek jak podali to do wiadomości w lokalnym radio.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja bym tym bezpieczeństwem na lewo i prawo nie rzucał. Separacja to mniejsze ryzyko poważnych obrażeń, ale większe ryzyko jakiejkolwiek kolizji.

 

Tak czy inaczej najwięcej zdarzeń jest na skrzyżowaniach. Kiedyś podawali dla Krakowa lub Wrocławia, że na skrzyżowaniach z sygnalizacją świetlną. Czyli zapewne skręcający w prawo nie ustępowali pierwszeństwa rowerzystom. W kontekście takich zdarzeń jazda jezdnią jest mniej ryzykowna, bo nie ma kursu kolizyjnego ze skręcającymi z naszego kierunku ruchu.

Brak separacji, to też jaśniejsza sytuacja na drodze. Do ogarnięcia są piesi na przejściach i pojazdy z bocznych dróg. Przy wydzielonych ddr mam do ogarnięcia po kolei:

-przejście dla pieszych

-boczną ddr

-samochody na przejeździe

-boczną ddr po drugiej stronie

-przejście dla pieszych po drugiej stronie

Przy spinaniu sieci ddr-ów w Gdańsku coraz trudniej ogarnąć większe skrzyżowania i prawidłowo ocenić kto ma pierwszeństwo.

 

będąc lżejszym o ponad tonę i jadąc ze średnio 2-3 krotnie mniejszą prędkością nie da się płynąć z nurtem. Każdy obiekt poruszający się po drodze znacznie wolniej, stanowi dla innych utrudnienie w ruchu (czyli potencjalne zagrożenie), nawet jeżeli porusza się zgodnie z przepisami.

I to jest kolejny argument za wprowadzaniem stref z ograniczeniem prędkości do 20-30km/h.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie dalej jak wczoraj miałem taka przygodę:

Jadę jezdnią, z prawej jest podporządkowana, którą dosyć dziarsko zadaje samochód. W ostatniej chwili zatrzymuje się by mnie przepuścić. Za chwile czuje powiew powietrza na nogawkach i widzę lusterko omal ocierające się o moją kierownicę. Następnie samochód zjeżdża do krawężnika tak, że mam wrażenie że zawadzi zderzakiem o moje przednie koło. Coś we mnie zagotowało i (wstydzę się tego do tej pory) pokazałem tylnemu zderzakowi środkowy palec. Na co samochód gwałtownie zahamował. Następnie odjechał i zatrzymał się gwałtownie 100m dalej. Nie chciałem być nieuprzejmy i też się zatrzymałem. Po początkowym słowotoku kierowcy i jego ochłonięciu doszło do przywitania i przedstawienia się. Następnie już w w całkiem sympatycznej rozmowie dowiedziałem się, że jechałem środkiem pasa (po kolejnych chwilach okazało się, że nie środkiem tylko metr od krawężnika, a właściwie to czarnym pasem, który na asfalcie zostawiają opony samochodów) i zachowanie kierowcy miało mnie nauczyć zajmowania właściwej pozycji na jezdni (właściwa to oponą miałem jechać po białej linii oznaczającej koniec asfaltu) co w następstwie miało mnie uratować od przyszłego rozjechania przez mniej uważnych kierowców niż "nauczyciel".

I tak sobie myślę, czy ten środkowy palec to dobry odruch czy głupi? Mogło się skończyć przykro gdybym wylądował na tylnym zderzaku samochodu, ale z drugiej strony może kulturalna wymiana zdań zmieni sposób myślenia "nauczyciela", do której by nie doszło gdybym się jak cham nie zachował? "Nauczyciel" pozostałby w przeświadczeniu o dobrze wykonanej pracy, a tak może jakaś refleksja na przyszłość...

 

To tak odnośnie bezpieczeństwa na jezdni... Nie znasz dnia ani godziny gdy cię ktoś z tyłu przyhaczy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I tak sobie myślę, czy ten środkowy palec to dobry odruch czy głupi?

 

Raczej głupi, gdyż środkowy palec nie uchronił Cię przed potencjalną kolizją, a jedynie dałeś się sprowokować. Podniosłeś rękawicę rzuconą przez buractwo. A gdy to już zrobisz, to buractwo jest już utwierdzone w przekonaniu, że zrobiło słusznie. Ty natomiast lądujesz na z góry przegranej pozycji - zawsze. Z której strony nie patrzeć, to Ty wykonałeś agresywny gest, a buractwo chciało Cię przecież tylko nauczyć, że robisz źle. Tak to pewnie jest widziane z drugiej strony.

 

Osobiście nie mam pomysłu jaką postawę w takim przypadku przyjąć. Chyba bierność jest najlepsza, bo podjęcie polemiki to woda na młyn dla takich nauczycieli (czy to w sytuacji rower vs samochód, czy samochód vs samochód). Odnoszę wrażenie, że osoby podejmujące zawód szkoleniowca na drodze, podświadomie poszukują konfrontacji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Odnoszę wrażenie, że osoby podejmujące zawód szkoleniowca na drodze, podświadomie poszukują konfrontacji.

 

Szkoleniowca należy piętnować, bo to niczego nie wnosi. Konfrontacja? Jeszcze gorzej, bo tylko się nakręca, a co z tego potem wyjdzie? Od tego jest policja. Jak kogoś boli, niech montuje kamerę i bawi się w stróża.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie można generalizować w ocenach poszczególnych zdarzeń, wiadomo  szczegóły znane tylko uczestnikom oraz emocje....

 

...ale pozwolę sobie odnieść się do jednego problemu tutaj poruszonego - wymuszanie pierwszeństwa na rowerzyście przejeżdżającym przez wydzielony pas DDR wzdłuż przejścia dla pieszych, podczas 'zielonej strzałki w prawo dla kierowcy auta'.  

Ja doświadczam tego dość często jako rowerzysta - dochodzę do wniosku że to nie złośliwość czy chamstwo kierowców.

Problem może leżeć w braku świadomości, a często po stronie rowerzysty w warunkach 'po zmierzchu' kiedy jedzie zupełnie nieoświetlony, to naprawdę nie pomaga.

Sam jeżdżąc autem w weekendy łapię się na tym, że aby być pewnym że z obu stron nie jedzie żaden rowerzysta rozglądam się z dużo większym skupieniem niż na 'zwykłym skrzyżowaniu' , jeżdżąc na rowerze codziennie widzę innych często bez jakiegokolwiek oświetlenia i to może zmylić kierowcę oślepianego z każdej strony przez latarnie , reflektory innych aut, etc....

 

Natomiast jak wyżej, sam doświadczam często takiego wymuszenia przez kierowcę auta, w sytuacji gdy ja mam zielone a on skręca 'na zielonej strzałce w prawo'   -  z moich obseerwacji wynika że albo mnie nie widzi (a mam zawsze min 300lm włączone) , albo widzi jak już jest za późno (zastawia przejazd , bo zatrzymuje się przed wjazdem dalej na ulicę). 

 

Jestem przekonany że wynika to z braku świadomości że ten rowerzysta może się na 'przejściu' pojawić, po prostu brak jest jakichkolwiek oznaczeń dla kierowcy przed skrzyżowaniem, że w tym miejscu przebiega DDR . 

Myślę że gdy by pod sygnalizatorem 'zielonej strzałki' pojawiła się tabliczka 'uwaga rower'  mogłoby to w dużym stopniu podnieść świadomość kierowców i  na pewno zmniejszyłoby to liczbę kolizji rower-auto.

 

 

A osobiście - tam gdzie można jadę DDR (chociaż jak każdy pewnie nienawidzę DDR z kostki), przychylałbym się do stwierdzenia że ryzyko wystąpienia kolizji jest statystycznie większe , ale skutki tej kolizji są dla rowerzysty mniej opłakane niż przy spotkaniu z najcieńszą nawet karoserią samochodu ;)

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Asfalt zdecydowanie. Czy bezpieczniej? Według mnie tak, na pewno oszczędza też dużo nerwów w porównaniu z jazdą po DDR/CPR gdzie przed każdym przejazdem wk****am się że kierowcy w nosie mają to że mam pierwszeństwo i jeśli ruch na drodze jest spory to przed każdym przejazdem muszę zwalniać, sprawdzać czy nic nie jedzie i bardzo często się zatrzymywać. 

 

Jadąc asfaltem z prędkością powiedzmy 30-40 km/h rzadko zdarza się żeby kierowcy zamierzający skręcić w prawo wyprzedzali zaraz przed tym manewrem. W praktyce zbliżając się do przejazdu rowerowego czy jakiejś bocznej drogi wystarczy rzut oka w prawo i można jechać dalej. 

 

Po przebudowie drogi i budowie CPR-ów  "smutni panowie" przypomnieli sobie jednak że wzdłuż DDR nie można jechać po asfalcie także po dwóch upomnieniach uciekłem z asfaltu nie kusząc losu. Ale gdzie tylko oznakowanie jest w jakiś sposób "wybrakowane" to korzystam z opcji jazdy po asfalcie ciągle myśląc o przeprowadzce do bardziej przyjaznego rowerzystom kraju gdzie ludzi jeżdżących szybciej nie wyrzuca się na CPRy pełne pieszych i niedzielnych rowerzystów. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Z pozoru wielu może się spytać - "ale w ogóle co to za pytanie? Wybór jest oczywisty - poza jezdnią." ale to właśnie nie jest takie proste i jednoznaczne.

Osobiście w większości przypadków czuję się wbrew pozorom bardziej bezpiecznie na jezdni.

Do zadania tego pytania sprowokował mnie dzisiejszy odcinek "Drogówki" na TV4 o czym później.

Zapraszam do dyskusji :)

Dla mnie pytanie jak najbardziej zasadne. A odpowiedź nie jest prosta. Skrócę maksymalnie. Za każdym razem kalkuluję, gdzie przejadę bezpieczniej. To przez to, że trochę przeszłam na rowerze. I tak np. w życiu nie jeżdżę po bulwarach wiślanych w łikendy. Wolę wtedy jakikolwiek asfalt. Niefrasobliwi dorośli, dzieciaczki, których nie chcę potrącić, rowerzyści patrzący do tyłu jadący na czołówkę, rolkarze wpadający na wszystkich. Podobnie jeśli chodzi o rowerzystów droga do Ojcowskiego Parku Narodowego albo droga do Tyńca w ładne łikendy. Ale są takie drogi, które są obciążone bardzo intensywnym ruchem drogowym, że ich też unikam. Mając już dużo kilometrów za sobą, mam rozeznanie kiedy, gdzie jechać. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Bezpieczniej jest tam gdzie danego dnia nie trafimy na debila który nas trafi :)

 

A poważniej to czasem naprawdę na ulicach jest lepiej bo kierowcy lepiej widzą obiekty na jezdni.

Przejazdy są nieraz zupełnie zasłonięte i  albo jedziemy wolno albo kierowca nas widzi za późno więc nie może być bezpiecznie.

 

 

 

Będąc lżejszym o ponad tonę i jadąc ze średnio 2-3 krotnie mniejszą prędkością nie da się płynąć z nurtem. Każdy obiekt poruszający się po drodze znacznie wolniej, stanowi dla innych utrudnienie w ruchu (czyli potencjalne zagrożenie), nawet jeżeli porusza się zgodnie z przepisami. Nie należy zapominać, że bezpieczeństwo nie zależy tylko od nas, ale przede wszystkim od pozostałych uczestników ruchu.

 

No nie żartuj :)

 

W samochodzie z ostatniego 1000km po Krakowie mam prędkość średnią na poziomie 22km/h :) 

A jest nieźle bo są ferie :)   W normalnym okresie to od tankowania do tankowania i 18 potrafi być przy jeździe ATW.

Rzadko mi się zdarza że autem jest dużo szybciej (w centrum wolniej jest auem) chyba że trasa typowo "dwupasmówkowa" i nie przez ATW.

Więc jak ktoś nie pcha się na przelotówki to wcale dużo wolniej nie jeździ :)

 

W Krakowie w wielu miejscach problemem jest zbyt wolny nurt aut nie na odwrót.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najbezpieczniej czuję się na pasach rowerowych. Kierowcy mnie widzą, nie jadę po tej samej części jezdni, wymalowane linie zmuszają do zachowania odstępu i skłaniają do spojrzenia w lusterko przy skręcie w prawo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Ciężko oczekiwać, aby kierowca skręcający w prawo zauważył gościa (do tego często nieoświetlonego) tnącego >25km/h rowerem po przejeździe. Często jest to po prostu fizycznie niemożliwe. Znajomy w ten właśnie sposób wylądował na masce. Na szczęście nic mu się nie stało no i miał na tyle przyzwoitości, że nie robił z tego awantury. Moim zdaniem DDR trzeba zostawić dla rolkarzy i niedzielnych rowerzystów. Jak ktoś chce szybciej pojechać - powinien wybrać asfalt.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...