Skocz do zawartości

[3000] 2x40km do pracy


Rekomendowane odpowiedzi

od jakiegoś czasu jeżdżę sobie 2/3 razy w tygodniu do pracy, dystans 40km w jedną stronę. Jeżdżę na ATB trochę zmodyfikowanym. Nigdy nie jeździłem na 28". Czy rower typu hybryda lub trekking coś tu poprawi? Trasa taka: http://connect.garmin.com/activity/508280992

 

Zastanawiam się też trochę nad elektrycznym wspomaganiem. Co wy na to?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No proszę cię ze 40 w jedna strone to za duży dystans jak na rower. Sam taki dystans mam i dobrze sie jedzie.

Szosą jeżdżę i zajmuje mi to 1godzine20 minut do 1godziny 30 minut w zaleznosci od tego jak noga zapodaje.

Kup sobie jakis rower na kołach 28 np merida crosway wygodna pozycja i lekkie toczenie lub rower szosowy ale z kierownicą prostą cos jak merida speeder T1 szybki rower i wygodny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No proszę cię ze 40 w jedna strone to za duży dystans jak na rower.

 

Nie napisałem, że za duży na rower, tylko, że za duży na dojazd rowerem do pracy.

 

Wolę w tym przypadku dojeżdżać wspomnianym motocyklem za +- 10 zł w dwie strony (CBF125 pali 2-2,5l/100 km - dużo ?). W jedną stronę taki dojazd zajmie może z pół godziny i potem w robocie nie towarzyszy nikomu zapach potu. :P

 

Rowerem do pracy/szkoły - ok, ale max. 20 km w jedną stronę i takie jest moje zdanie. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opcja autko + samochód jest najbardziej sensowna gdyż dojazd do pracy trzeba rozpatrywać całorocznie więc także zimowo oraz w deszczu. 40 km to jest już sporo więc wspomaganie byłoby sensowne. Problem w tym, że rowery elektryczne mają niewielki zasięg a jazda takim rowerem bez wspomagania to już koszmar. Zatem puki jesr siła to ja bym dojeżdżał na szosowce a jak osłabnę to ... autko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opcja auto+rower to najgorszą opcja z możliwych. Sam to przerabialem (mam wprawdzie tylko 23km) i były same minusy. Pobudki rano rzut oka do góry na okno dachowe i... chmury, rosa, deszczyk, śnieg, mróz w efekcie budzik na 30 minut później i kimawa. Praktycznie to samym samochodem jeździłem. Teraz jak się nastawilem że niezależnie od pogody jadę rowerem to mam spoko. Budzik, przebiorka, rower, prysznic, robota.

Do pracy wychodzi mi około 45 minut tak, że myślę, że 40km w 1:30-1:45h jest do zrobienia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja mam tak samo , trzeba się tylko nastawić : co by się nie działo - rower , budzik troszkę wcześniej aby był czas na ewentualny wybór stroju w zależności od pogody

 

wracając do tematu , napisz jeszcze jaka jakość drogi , czy idealny asfalt czy dużo dziur , bo jak asfalt to bym celował w szosówkę , a jak dziurska to crossa/trekinga na troszkę szerszych laczkach

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Generalnie przy 40km podróż raczej przestanie być przyjemna. Przynajmniej przy regularnej jeździe.

 

 

zależy od przyzwyczajenia i osobistych upodobań, ja przez prawie 2 lata jezdziłem 30km w jedną stronę, odpuściłem gdy był duży śnieg i w perspektywie 10km nieodśnieżonej DDR - ale żeby to było za dużo? niekoniecznie , nie widzę też różnicy czy 30 czy 50km , powyżej tego można by się zastanowić...    

 

teraz firma zmieniła siedzibę i mam 20km w jedną stronę...i czegoś mi brakuje ;)

samochodu na codzień nie używam  - a ponad wszystko nienawidzę komunikacji miejskiej, tak wiele osób pachnie jakby na przystanek dojechali właśnie rowerem :D

 

no i jeszcze jeden aspekt - w pracy głownie siedzę, 10h przed monitorem  , czas dojazdu rowerem mam w zasadzie mniejszy niż komunikacją miejską , dla mnie same plusy bo regularnie codziennie mam jakiś tam 'trening cardio',  a to że czasami nic nie wyszło zmoknie ....no cóż - biegnąc do pociągu też można sandałki zamoczyć :D  , 

 

poza tym to jest forum rowerowe, ja tu widzę odradzanie roweru i doradzanie skutera , świat się kończy ! :D

 

EDIT:

jedynyproblem do ogarnięcia to właśnie możliwość nasiąknięcia pod prysznicem po przyjeździe do pracy, 

bez tego faktycznie bym odpuścił

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzi o odradzanie, a o to, by realnie spojrzeć na problem jakim jest dojazd do pracy. Gdyby to był odcinek do 20 km, to bym nawet nie polemizował, czy jest sens, ale tu chodzi o 40 km odcinek w jedną stronę, co daje nam razem 80 km dziennie tylko na dojazdy do pracy.

Przykre byłoby jakby się kolega zraził w ogóle do roweru, a to jest ostatnia rzecz, którą moglibyśmy sobie życzyć i jakby nie pisać to warto mieć jakąś alternatywę.

Nie twierdzę, że nie ma ludzi, którzy chętnie pokonają taki, a nawet większy odcinek do pracy i do tego będą to traktować jako rozgrzewkę prze prawdziwym treningiem. Poważnie to ilu z nas "rowerzystów" będzie w stanie zmierzyć się codziennie niezależnie od pogody z takim wyzwaniem? Deszcz przeboleję, ale mrozy po 20 stopni to już mega wyzwanie i ja odpadam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ok, ale nikt nie każe nikomu jeździć codziennie , na jesieni czy w mróz,

 

ja przyjąłem że autor nie porywa się na nieznane, napisał przecież:

 

 

od jakiegoś czasu jeżdżę sobie 2/3 razy w tygodniu do pracy, dystans 40km w jedną stronę.

 

... teraz szuka tylko odpowiedniego sprzętu - sprawdzi się pewnie i cross i trekking i przełaj, w zależności od upodobań.

 

Jeśli zależy na prędkości to bym wybrał przełaj i zastosował odpowiednie opony (nie wiem jaka nawierzchnia dokładnie, poza tym tutaj już upodobania mają jakieś znaczenie).

Jeśli ma być bardziej uniwersalny to dwa pozostałe - kryterium dla mnie by była waga.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedzi. Autko mam, nawet specjalnie LPG zrobiłem pod te dojazdy. Hobbystycznie czasami jeżdżę rowerem, tyle że potrzebuję czegoś wygodniejszego/szybszego niż mam. Trasę robię w około 2 godziny. Chodzi mi o wyjaśnienie kwestii czy jadąc wspomnianą np: meridą speeder dojadę szybciej i czy jadąc jakimś "wyprostowanym trekkingiem" dojadę wygodniej, oraz porównania tejże meridy i trekkinga co do wygody i szybkości, bo nigdy żadnym z tego typu sprzętów nie jeździłem, a jakoś problem mam z wypożyczeniem.


Tak z ciekawosci, sprawdzales ten mostek? Niby kolejowy, ale nawet jabys musial przenosic rower pod pacha to moglbys urwac pare ladnych km.

2ltllpu.jpg

Most jest fajny, ale dosyć zrujnowany. Nie wiem, czy odważyłbym się przejść bez roweru. Dużo dziur w podłodze. Nieużywany ze 20 lat. Drogi dojazdowe szuter/kopny piach. Dzięki za podpowiedź, ale raczej wybiorę poprzednią drogę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Chodzi mi o wyjaśnienie kwestii czy jadąc wspomnianą np: meridą speeder dojadę szybcie

Jak droga do pracy to tylko asfalt lub niewielka domieszka innych nawierzchni bez trudnego terenu to dojedziesz szybciej, bo lżej się jedzie.

 

 

 

czy jadąc jakimś "wyprostowanym trekkingiem" dojadę wygodniej, oraz porównania tejże meridy i trekkinga co do wygody i szybkości, bo nigdy żadnym z tego typu sprzętów nie jeździłem

Zawsze jest coś za coś , treking jest wygodniejszy, cięższy i trochę wolniejszy.

Ja jednak celowałbym w trekinga przy takiej kilometrówce, zwłaszcza, ze podczas jazdy różna pogoda się zdarza i wyjeżdżając w słoneczny ranek można dojechać w burzy, a treking ma przewagę błotników.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak droga do pracy to tylko asfalt lub niewielka domieszka innych nawierzchni bez trudnego terenu to dojedziesz szybciej, bo lżej się jedzie.

 

 

 

Zawsze jest coś za coś , treking jest wygodniejszy, cięższy i trochę wolniejszy.

Ja jednak celowałbym w trekinga przy takiej kilometrówce, zwłaszcza, ze podczas jazdy różna pogoda się zdarza i wyjeżdżając w słoneczny ranek można dojechać w burzy, a treking ma przewagę błotników.

Nawierzchnia asfalt w stanie różnym. Deszcz mi się niedawno przytrafił, ale z drugiej strony hybrydy często umożliwiają mocowanie błotników, więc raczej pozostaje kwestia wygody. W obecnym jestem dosyć pochylony i czasem dokucza drętwienie nadgarstków czy łupanie w krzyżu. Pod koniec sezonu z reguły jest lepiej. Przyglądam się też http://www.kross.pl/pl/2014/e-bike/esenso i widzę, że ramę ma taką samą jak ich trekking, metodą kombinatoryki dochodzę do wniosku, że mogę mieć dwa w jednym tylko trzeba drugie koło na tył kupić. Do pracy na e-bike a na wyprawy trekking - czy się mylę?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

E-bike tylko na stosunkowo krótkie dystanse, do 20 km pewnie (realny zasięg). Napędzanie roweru, który z ładunkiem będzie ważył pewnie z 25kg nie należy do najłatwiejszych zadań.

To jest bardzo dobra opcja: http://www.kross.pl/pl/2014/trekking/trans-global

Usportowiona geometria i wszystko czego potrzebujesz na takie dojazdy, czyli bagażnik pod sakwy, oświetlenie z dynama i błotniki.

 

 

 

ok, ale nikt nie każe nikomu jeździć codziennie , na jesieni czy w mróz,

 

Dystans jako taki na kolana nie powala. Swego czasu pojawił się jegomość, który planował jazdę 150 km w jedną stronę (300 km tygodniowo). Do tego dystansu trzeba jeszcze wkalkulować zmęczenie materiału, które po pewnym czasie daje o sobie znać i to bardzo wyraźnie. Poza tym zupełnie inaczej jedzie się, gdy jedzie się na niedzielną przejażdżkę, a inaczej się jeździ de facto z przymusu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W kwestii elektryka...

Mój (Gazelle Orange Inergy) po dwóch latach codzinnej eksploatacji (8tys. km), w każdych warunkach, na najtańszem aku (u Gazelle jest Bronze, Silver, Gold, Platine - ja mam Bronze), przy pełnym wspomaganiu przejeżdża ok 25km. Jestem pewny, że aku stracił już część swojej pojemności, ale nie wiem ile. Platine ma 2x większą pojemność niż Bronze.

Tak naprawdę, to z tym podawaniem liczby kilometrów przy rowerze elektrycznym, to trochę zgadywanie. Sprawa wygląda o wiele prościej. Silnik 250W/36V. Aku 36V/250Wh. Razem daje godzinę jazdy przy pełnym wspomaganiu. Ile przez tę godzinę przejedziesz, to zależy głównie od Ciebie, od wiatru, od terenu.

Przekładanie tylnego koła może nie być proste, lub w praktyce niewykonalne. W moim kabel nie odczepia się na wtyczkę, trzeba coś odkręcać. Po odłączeniu i ponownym polączeniu silnika, trzeba (tak słyszałem od serwisantów) na nowo skalibrować elektronikę.

 

Ten elektryczny Kross, wygląda niestety jakby jego specyfikację układali marketingowcy. Przerzutka Deore, manetki Tourney, to linka pewnie ze sznurka od snopowiązałki... Musisz pamiętać, że całość będzie chodzić tak jak najsłabszy element.

 

Jeden z kolegów na forum pisze, że rowery elektryczne są awaryjne. Ma on wiecej doświadczenia niż ja, więc jestem gotów mu wierzyć. Mój się raz zepsuł, przy czym ja nie miałem problemów z naprawą gwarancyjną (wymiana silnika na nowy), a na czas naprawy dostałem inny rower, również elektryczny. Dlatego jeślibyś się na taki rower zdecydował to ważniejsze od niskiej ceny jest zapewnić sobie sprawną obsługę gwarancyjną.

 


I jeszcze jedno, bardzo ważne. Rower elektryczny wspomaga do prędkości 25km/h. Powyżej tej prędkości silnik przestaje pomagać i jedziesz o własnych siłach. Jeśli na sportowym rowerze jeździsz szybciej, to rower elektryczny nie będzie dla Ciebie usprawnieniem.

Jazda przy wyłączonym silniku elektrycznym, niczym się nie różni od jazdy zwykłym rowerem miejskim. Silnik nie stawia dodatkowych (wyczuwalnych) oporów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rower elektryczny może być zdradliwy, szczególnie dla osób bez kondycji. Jak się jedzie ze wspomaganiem to zapewne (domniemuję) ma się ekwiwalent lekkiej szosy... A jak zabraknie prądu - 25kg... Dla mnie byłaby to niewielka różnica... Dwie butelki wody w sakwach więcej, bo na co dzień jeżdżę klocem co ma 20-21, a czasami więcej. Natomiast nie dalej niż 3-4 dni temu widziałem jedną panią, która miała problem z ruszeniem z miejsca takim pojazdem - w którym ewidentnie zabrakło prądu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...