Skocz do zawartości

[Strach jazdy zimą] Wasze opinie


Rekomendowane odpowiedzi

Ale bzdury na temat hamowania wypisujecie :)

Dla mnie to będzie 4ta zima i pierwsza na nieagresywnym bieżniku, wcześniej miałem 2xNoobyNic na zimę. Teraz Racing Ralph z przodu i geax saguaro z tyłu.

Dowód że się nie obijam https://i.imgur.com/nBU1d0s.png a gdzieś na forum nawet można moje zdjęcia znaleźć.

 

Hamowanie robi się tak (nawet na lodzie!)

Najpierw 30-40% tył, po 2~3 sec przód do 60%. To trzeba wyczuć i poćwiczyć.

 

Dlaczego tak? Proste, najpierw tył żeby docisnąć przód i wtedy ma się znacznie większą przyczepność na przód i można dołożyć hamowaniem przodem.

W przypadku warunków zimowych trzeba się pogodzić z tym, że nie zawsze się uda przy prędkościach 20+ ale ilość gleb się zmniejszy, ja tej zimy 0 słownie ZERO! Kilka razy się ewakuowałem albo asekurowałem ale bez gleby.

 

Blokowanie koła tylnego ćwiczyć dużo w bezpiecznych miejscach i driftować ile wlezie bo fajne :D

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja zawsze zimowałem w piwnicy a w tym roku się zmobilizowałem. Łącznie w weekend 70km zrobiłem i było BOSKO. Owszem, troszkę mokro w dupkę bo błotniki to zbędny balast ale i tak jestem zachwycony i w głowę zachodzę dlaczego dopiero teraz się przemogłem.

 

Ciśnienie na mniej niż 2 bary żeby się opona kleiła bardziej, spd wykręciłem na minimum żeby móc się wypiąć. Hamowanie owszem jest słabsze, ale siła i tak jest dość duża, zablokowanie koła z przodu powoduje znaczne opadnięcie kokpitu więc jakaś tam przyczepność musi być.

 

A po jeździe rowerek do piwnicy, mam w pralni dużą starą wannę to cyk podwieszam maszynę i płukanko, szorowanko + smarowanie napędu po paru godzinach. Mimo masy soli w mieście nie mam na łańcuchu ani grama rudej.

 

 

Aha, kaloszki (ocieplacze) na butki to genialne rozwiązanie. A kupiłem na próbę najtańsze, trzysetki decathlonowe. Na M089 jest mi komfortowo przez 45 minut, kolejne pół godziny jest mi w miarę ok ale już chłodno, po 2 godzinach jest mi zimno ale daję radę.

 

 

Gleb zero, dwa wypięcia "awaryjne" w kopnym śniegu jak mnie zniosło to musiałem wyskoczyć z pedału.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Codziennie jeżdżę do pracy, znaczna część mojej trasy przebiega po lokalnych, bardzo wąskich, krętych i mocno nachylonych drogach, które są utrzymywane „na biało” czyli różne kombinacje śniegu, lodu, błota pośniegowego, gołoledzi. Co gorsza wypada mi jechać w porze wzmożonego ruchu lokalnego, co chwilę mijam samochód bądź pieszych idących drogą bo pobocza brak. W takich warunkach, zjeżdżając w dół z reguły nie tykam hamulca przedniego, chyba że mam pewność co do stanu nawierzchni (a to w zimie zdarza się bardzo rzadko). Już zachwianie toru jazdy może w moim przypadku spowodować wpadnięcie pod samochód lub potrącenie pieszego, o wywrotce nie chcę nawet myśleć. Nie chcę podważać wyrażonych w tym wątku opinii o technice hamowania zimą, ale wydaje mi się że w dużym stopniu zależy ona od okoliczności w których się poruszamy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie z wyższej prędkości najlepiej hamuje się tylnym hamulcem do połowy i zarzuca tylne koło lekko w bok a następnie minimalnie wciskam przedni (dosłownie klocki ledwo tarczę ściskają) jeśli jest taka konieczność. Nie jest to reguła i oczywiści dużo zależy od nawierzchni.

Rower MTB, opony 2.1 Michelin WildGrip w moim wypadku i jest ok. Szkoda mi kasy na zimowe opony a i sądzę że w większości przypadków można jechać na oponach które aktualnie się ma tylko trzeba wyczuć rower i mierzyć siły na zamiary przy wyborze trasy. Ja mam styczność głównie z rowerami MTB , Cross i Trekking i tutaj o nich mówię.

 

Czy nikogo nie dziwi pewność większości rowerzystów jak jadą po lodzie i wchodzą w zakręt jak by nigdy nic ? :) Druga rzecz, raczej jeżdżą na platformach więc niech się cieszą. Myślę że SPD to było by tam o wiele gorzej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poślizg przedniego koła dużo łatwiej opanować, bo je widać.

 

 

Czytam,patrzę i nie wierzę.Już nawet żaden komentarz nie przychodzi mi na myśl.Nigdy bym się nie spodziewał,że dożyję czasów,w których na forach internetowych dostępne będą takie treści.

Ps.Pełen szacun dla autora za odwagę.

Ps.Emotikona nie będzie.Nie mam na niego pomysłu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Hamowanie robi się tak (nawet na lodzie!)
Chyba mamy co innego na mysli jak piszemy o hamowaniu na lodzie. Dla mnie lód to jednolita pokrywa z lodu na jakiejs nawierzchni, a nie male miejscowe oblodzenia gdzie nawet jak sie slizgniesz 20cm to za chwile zlapiesz trakcje na sniegu czy nie oblodzonym asfalcie. Na prawdziwym lodzie ciezko jest nawet jechac prosto, nie mozna praktycznei nawet skrecac a hamowanie nie istnieje chyba ze tylkiem po ziemi. Zadna opona na lodzie nie bedzie miala zadnej przyczepnosci. Letnia, zimowa, jesienna czy wiosenna - nie ma znaczenia. Po lodzie ciezko jest nawet isc, a co dopiero jezdzic i hamowac. Tylko ja pisze o lodzie takim, co jak sie bylo dzieckiem to sie rozpedzalo i slizgalo przez lilka metrow, a nie tylko zmrozonym asfalcie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A gdzie masz takie jednolite powierzchnie? Oczywiście w pierwszych etapach zimy to i może jakieś zamarznięte kałuże i hardcorowa gołoledź. Teraz jak jest śnieg to lód raczej występuje w formie "chropowatej".

Zacznijmy od tego że jeździ się z głową i jak macie zamiar latać 20+km/h po lodzie to Wam współczuję. Najpierw prędkość trzeba dostosować do panujących warunków a potem myśleć o hamowaniu.

Ja stosując metodę rozpisaną NIGDY nie miałem problemu z zatrzymaniem roweru, jak już to z nadmiernej prędkości w zakrętach kiedy nie hamowałem a po prostu driftowałem bo mnie poniosło :)

Wczoraj latałem w lodowatych koleinach niemalże ciągle uślizgując się tyłem ale wiecie jak to w koleinach jest, zawsze się odbijesz raz z lewej raz z prawej i tempo można trzymać. Polecam przetestować metody hamowania w taki warunkach, są w miarę bezpieczne :) Nawet udało mi się utrzymać mocną średnią!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, co do jazdy zimą, przerabiałem to wiele razy, i gleby też przerabiałem, do tego już po ciemku w nocy na szosie, na kolarce z oponkami 23c lód jest "niestraszny", o ile jedziesz na lekkich biegach aby utrzymać trakcję, ale pod warunkiem jazdy dokładnie prosto, jak i rowerek pionowo ma jechać, żadnego bujnięcia rowerku na boki, ale to skrajny przypadek, i wtedy i tak czułem się jak na "szpilkach", gdy zechcesz nawet delikatnie skręcić, nawet przy 10 km/h, to rzadko się udaje, bo musisz choć lekko się przechylić skręcając i już tył ucieka i lecisz na bok,  ale to jak już jest typowa szklanka gładziutka na drodze jak plama oleju, że nawet idzie się ciężko bo buty jeżdżą, zdarzało mi się musieć w takich warunkach akurat skądś jechać, nie polecam, natomiast koleiny wzdłużne na szosie, czy mokre czy już suche, bo zamarznięte, czy też mokry lub suchy ale w miarę szorstki śnieg nie są takie straszne, nawet z górki można zjechać, ale zasada ta sama, starać się prościutko jechać i to nawet można dość szybko, ale nie wężykować, natomiast przed jakimś zakrętem czy też przeszkodą, odpowiednio wcześnie stopniowo wytracać prędkość pulsacyjnie i delikatnie hamując przednim hamulcem tak, aby koło przednie nadal jechało ale z oporem szczęk hamulca wytracało prędkość roweru, nie polecam blokować czy też spowalniać koła tylnego na śliskim, ewentualnie bardzo z wyczuciem, i z wyczuciem spokojnie można skręcić w nawet dość ostry zakręt, dziś właśnie też jeździłem kolarką, ale w dzień kiedy mokre jezdnie były, i wróciłem do domu przed ostygnięciem i zamarznięciem szos, kiedyś natomiast miałem taką przygodę gdy wracałem od swojej dziewczyny zimą z wioski kolarką, to trafiła się gołoledź i zjechałem z górki jakieś 6 - 8 km/h, udało się tak zjechać, ale taka kiszka była a na dole cysterna w poprzek drogi, potem było na tyle bardziej ślisko, że bezpieczniej było kawałek iść, niż jechać, i tak po trochu jechałem, szedłem, i 14 km drogi zeszło w prawie 2 godziny do domu bo jechać na szpilkach niewiele szybciej niż iść się dało a i to nie wszędzie...

 

Tak że co do opinii to mimo że w miarę umiem pojechać po lodzie, to i tak się boję tak jeździć i uważam że nie ma co chojrakować, chyba że gdzieś tam jesteś i musisz do domu jakoś doturlać, to po trochu da się, natomiast co do jazdy zimą jako takiej, to polecam, u mnie moje stare nie do zdarcia sprzęty nie odpoczywają bo jest zima :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

A gdzie masz takie jednolite powierzchnie?

Teraz jak jest śnieg to lód raczej występuje w formie "chropowatej"

Np. na wyjeżdżonych gruntówkach. Nie jest to poziom wyślizganej kałuży ale do szorstkości dużo brakuje.

 

Problem zimy jest taki, że ciężko opisać nawierzchnię kilkoma słowami. Jak ktoś się śmieje, że Eskimosi mają 1000 słów na opisanie śniegu, to po pierwszej pełnej zimie zmieni zdanie. Temperatura, wilgotność, ubicie to wszystko potrafi tak odmienić konsystencję i przyczepność, że co 100m może się inaczej jechać.

Z lodem jest podobnie, różni się twardością i fakturą. Kałuże zamarznięte na lekkim mrozie, mimo że są gładkie, to stosunkowo miękkie, więc zarówno guma jak i kolce lepiej trzymają. Bajorko zmrożone w minus kilkunastu potrafi mieć fakturę wypustek, mimo pewnej chropowatości opony trzymają kiepsko, bo nawierzchnia twarda i słaby z nią kontakt (kolce też nie zawsze pomagają, bo trafiają w dołki lub nie dają rady wbić się).

 

 

 

Hamowanie owszem jest słabsze, ale siła i tak jest dość duża, zablokowanie koła z przodu powoduje znaczne opadnięcie kokpitu więc jakaś tam przyczepność musi być.

Dzisiaj jest, jutro nie ma ;)

Generalnie na śniegu zazwyczaj nie ma problemu, bo nawet jak się koło zablokuje, to po odpuszczeniu zazwyczaj łapie przyczepność.

Większy problem to boczne uślizgi koła na miękkim lub rozłażącym się śniegu.

 

 

 

Najpierw 30-40% tył, po 2~3 sec przód do 60%. To trzeba wyczuć i poćwiczyć. Dlaczego tak? Proste, najpierw tył żeby docisnąć przód i wtedy ma się znacznie większą przyczepność na przód i można dołożyć hamowaniem przodem.

Za dużo teorii i kombinacji. Jeżeli jest na tyle ślisko, że chcesz tyłem docisnąć przód, to tył tym bardziej złapie poślizg i nici z docisku, bo tarcia prawie nie ma.

Hamujesz oboma od razu byle z wyczuciem i tyle. Trzeba być gotowym na odpuszczenie jakby koła się blokują.

Trzeba ćwiczyć wyczucie roweru i hamulców i tyle.

 

Tak się wszyscy tutaj skupiamy na hamowaniu, a dzisiaj praktycznie nie dotykałem klamek, bo nie było takiej potrzeby. Rower i tak na boki chodził, bo śniegu nawaliło i koła uciekały.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To prawda, ja przy takich warunkach jak teraz (drogi dla rowerów pełne rozdeptanego/przymarzniętego śniegu) prawie wcale nie hamuję, chyba że dla zabawy. Prędkości są tak niskie że prawie nie trzeba ich używać. 

 

 

 

 

ale czytając opinie większości z Was to wynikałoby, że po LODZIE lepiej jeździ się rowerem niż samochodem
 

Szczerze? W przypadku gołoledzi wybieram rower. 

 

Owszem, samochodem po praktycznie gładkim lodzie jechałem raz - gołoledź na mało uczęszczanej drodze. I wtedy nie było się z czego śmiać. Jeden niewłaściwy ruch i traciło się przyczepność. 

I w sumie w takich warunkach jazda jednośladem byłaby niemożliwa (pomijając to że można jechać poboczem aczkolwiek mogło być zasypane śniegiem) ale w mieście wolę wybrać rower. Hamowanie czy skręcanie nie jest łatwe ale w najgorszym wypadku się wywrócę choć zwykle wystarczy podeprzeć się nogą. A auto? Wystarczy mi obrazków pojazdów które na hamulcach wjeżdżały na pasy czy skrzyżowanie. Także ze względu na bezpieczeństwo swoje, innych i ewentualne straty finansowe przy głupiej stłuczce wolę powoli i bardzo ostrożnie jechać rowerem. Zwłaszcza że na asfalcie na drogach rowerowych nie jest tak źle. Owszem, to ta sama nawierzchnia co na jezdni ale masa pojazdu nieco inna. Aczkolwiek gołoledź w połączeniu z DDR z kostki to taniec z gwiazdami :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Tak się wszyscy tutaj skupiamy na hamowaniu, a dzisiaj praktycznie nie dotykałem klamek, bo nie było takiej potrzeby. Rower i tak na boki chodził, bo śniegu nawaliło i koła uciekały.
 

 

Dokładnie też tak nie raz miałem, czasem łatwiej było "przelecieć" jakiś nawet dłuższy odcinek szosy mimo że ślisko, to było łatwiej przejechać, właśnie zahamowanie groziłoby glebą, a tak rowerek się przetoczył i nie stracił i tak mizernej przyczepności no ale to jednak jest jakaś kwestia nabycia z czasem jakichś umiejętności i wyczucia kiedy hamować i jak, a kiedy lepiej pozwolić rowerkowi się toczyć swobodnie.

 

 

 

Aczkolwiek gołoledź w połączeniu z DDR z kostki to taniec z gwiazdami  

 

Dlatego też ostatnio parę tygodni temu wybrałem asfalt, mimo że była DDR biegnąca w moim kierunku jazdy, a też się akurat stało ślisko, jak wyjeżdżałem do miasta było w miarę, a potem złośliwie zaczął padać deszcz który momentalnie zamarzał na schłodzonym gruncie i jak wracałem, to i tak w pewnym momencie bezpieczniej było w końcu zsiąść z roweru i iść z kapcia, kostka polbrukowa pokryta lodem to jakaś masakra jest...  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak to liczysz? Znaczy się procenty. 

Oj bez przesady jakoś musiałem się określić, z wyczuciem i tyle. Tak naprawdę to jakiś zawodowy biker to przedstawiał na YT i wystarczyło spróbować, poćwiczyłem i działa.

 

4 zimy jeżdżę a Wy piszecie, że się nie da hamować? To jest jakieś pranie mózgu :D jutro normalnie wybieram się w nocy na rower i to na oblodzone gruntówki, normalnie będą mi się ręce trzęsły ze strachu przed hamowaniem ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, obserwuję temat i wywody na temat hamowania i mnie powoli śmiech ogarnia.

Wszystko sprowadza się do tego czy ktoś chce jeździć czy nie.

Jak chce to go nic nie powstrzyma, a jak nie to gramatura  śniegu na m2,  % wilgotności względnej powietrza , albo rozszerzalność cieplna tarcz hamulcowych,  zatrzyma w domu.

 

Hamowanie jak pływanie,

można mieć świetną teorię ale bez doświadczenia przy pierwszym zanużeniu Phelpsem się nie zostanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, właśnie ja jeździłem, tak jak pisałem we wcześniejszych postach, i tutaj żadne procenty czegoś tam nie pomogą, tu pomaga procent, tfu, łut szczęścia :) jak pisałem we wcześniejszych postach bezpieczniej było iść, bo buty jeżdżą, nie chojrakować, a na filmiku widać to o czym pisałem i pisały osoby wcześniej, kostka polbruk oblodzona jest najgorsza... O ile prościutko jeszcze rower się toczył po asfalcie te 15 km/h to już strach się zatrzymać przed skrzyżowaniem aby się nie wyglebić pod jakiś samochód, ale i tak gleby też zaliczałem, unikam jazdy w taką pogodę jak ognia no ale czasem się zdarzało...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siema! Podepnę swoje trzy grosze do tego ciekawego wątku.  Rozpiszę się trochę i opiszę w skrócie swoje małe doświadczenia.

 

Strach przed zimą? TAK! U mnie też się pojawił, ale nie o własny tyłek lecz o rower, który na bank dostanie w kość od pani korozji.

To moja pierwsza zima na rowerze i w sumie pierwszy pełny rok ponieważ zacząłem poważniej śmigać dopiero od marca zeszłego roku i od tego czasu pojawiły się nawet dwa nowe zupełnie różne rowery w moim "garażu". Co do jazdy zimą (dojazdy do pracy) to postanowiłem nie używać nowych nabytków tylko śmigam cały czas na starym i wysłużonym, 20 letnim pełno-sztywnym MTB 26 cali - Giant Sierra. Mimo wszystko i tak mi go szkoda pakować w sól i breję, ale przynajmniej będzie powód do wymiany napędu (hehe?). Rower śmiga wciąż na starym łańcuchu i kasecie. Jedyne co ma nowe to opony, gripy jak i siodełko.  Czasem myślę, że muszę dorwać jakiegoś rzęcha z marketu i na nim śmigać po solnych drogach, jednak obawiam się, że to byłoby mniej bezpieczne niż używanie mojego starucha nawet jego kosztem.

 

Prawda taka, że w trójmieście prawdziwa zima (śnieg, lód, breja, sól) pojawiła się chyba kilkanaście dni temu i dopiero uczę się jazdy w tych warunkach. Najbardziej dobijają mnie nieodśnieżone odcinki na mostach i węższych przejściach.  Przy mocniejszych opadach oczywisty staję się fakt, że drogowcy zbyt późno wstają. Wszędzie lód, śnieg lub breja, która jest ogarnięta dopiero jak wracam po 16 z roboty. Rano trzeba solidnie uważać tym bardziej, że hamuję cantilever'ami, których klocki znikają w oczach, dlatego postanowiłem jeździć mniej dynamicznie, a raczej jednostajnie. Prawie nie używam hamulca i przewiduję wszystkie STOPy zawczasu (odpuszczam pedałowanie przy zjazdach lub gdy widzę w oddali czerwone światła/ ludzi na przejściu).  Gdy zjeżdżam na jezdnię to staram się trzymać o wiele dalej od tyłów samochodów ponieważ wiem, że w razie czego nie wyhamuję i wpadnę komuś w tylną szybę.  A jak opony? Zauważyłem, że na masie śnieżno lodowej sobie nie radzą. Mam CX Compy 2 calowe, które chyba zmienię na jakieś używane grubsze lacze rodem z Downhillu. 

 

Najgorsze co mnie ostatnio spotkało to temp nieco ponad 0st i gwałtowny deszcz ze śniegiem. Breja niesamowita! Praktycznie jechało się po galarecie i gdyby nie dobre ciuchy to byłbym przemoczony na wylot, a tak to tylko nieco przemokły mi buty. Na mojej zimówce mam zamontowane zwykłe pedały platformowe, a buty jakich używam to wysokie trekingi (Keen Durand). Bucik spoko, ale dość masywny. Plusem jest, że całkiem dobrze sobie radzi z wodą i jest ciepły. Jazda przy -10 stopniach z cieplejszą skarpetką nie powodowała dyskomfortu.  W pozostałych rowerach używam systemu SPD, jednak bałbym się wpinać zimą w mieście. Zdarzały mi się gleby przez SPDki nawet latem, a teraz na tym lodowisku trzeba się czasem podpierać nogą kilka razy na odcinku moich 10 km do pracy.  W terenie bym spróbował, ale nie w mieście... Wracając do butów to ostatnia jazda w galaretce zmusiła mnie do zamontowania solidnego chlapacza, który zrobiłem z baniaka po wodzie źródlanej.  Wygląda jak szajs, ale działa! Buty mam zupełnie suche już po niecałej 1h, a nie po całej nocy jak ostatnio, gdy dostawały wpierdziel jakbym lał na nie ze szlaucha. 

 

Co do ubioru to wszyscy co mnie widzą dojeżdżającego do pracy dziwią się i pytają czy nie marznę oraz jak w ogóle można wsiadać na rower w takich warunkach. Niektórzy gadają, że jestem szalony lub "jesteś hardcorem". Ja odpowiadam, że nie marznę i jest mi cieplej niż jak idę z psem na spacer lub czekam na autobus na przystanku (co jest prawdą).  Czasem mówię kolegom, że na nartach też jeżdżą zimą to dlaczego na rower nie można wyjść? Myślę, że problemem dla wielu jest sama blokada psychiczna lub świadomość o dyskomforcie. Nie wiedzą co tracą! Dla mnie jazda zimą jest super. To walka o przetrwanie, fajne poślizgi (czasem kontrolowane ;)) oraz masa bodźców, których nie ma latem. Podobnie jest do jazdy w deszczu lecz w nim tak nie zarzuca tyłem bajka :D

 

Co do ubioru to staram się ubierać na cebulkę (maks. 3 warstwy). Bluza termo+koszuka/bluza rowerowa a na wierzch w zależności od temp i opadów wachluję pomiędzy wiatrówką, a kurtką z membraną (jak mokro/pada).  Często odpuszczam kalesony termoaktywne ponieważ mi za gorąco i zakładam tylko lekkie ocieplacze na kolana (np. z uciętych skarpetek -  w profesionalnych softshell mi za ciepło) i na to spodnie Endura Singletrack II lub Endura Superlite (membranowe jak jest breja). Pod kask czapeczka + buff na twarz oraz uszy, a na  ręce rękawice zimowe i jechane! :)

 

Co do obaw przed korozją to niestety pojawia się bardzo szybko i mnie to wciąż boli. Staram się po przyjechaniu do pracy polewać z bidonu cieplejszą wodą napęd, hamulce i inne miejsca na których widać solną breję. Kilka pełnych bidonów radzi sobie ze zmyciem złowrogiej galarety. Zauważyłem, że zmniejsza to trochę szybkość pojawiania się rudego nalotu. Mam ten plus, że trzymam rower w pracy w ciepłym i suchym pomieszczeniu.  Gdy docieram pod dom wykonuję dokładnie ten sam zabieg, ale już tylko z jednym myciem z bidonu. W razie czego w " roboczej pralni" mam możliwość umyć od razu rower pod bieżącą wodą, ale nie robię tego zbyt często. Ze smarowaniem i czyszczeniem łańcucha też nie przesadzam. Staram się to robić 1-2x w tyg. w zależności od tego przez co musiałem przejechać.  To w końcu rower .... rzecz, która ma służyć i się zużywać, a nie stać i się świecić ;) Mimo wszystko i tak mi go nieco żal :(  

 

Co do jazdy zimowej terenowej to jeszcze nie próbowałem. Mam w planach wypad do lasu moim 29'erem i nawet zaopatrzyłem się w odpowiednio mocną lampę do jazdy nocą. Pytanie tylko czy drogi leśne w TPK są przejezdne na kole 2.2 cali i czy nie jest zasypane na amen. Obawiam się, że jak mi się spodoba taka jazda to zacznę marzyć o fatbike'u ;)  Muszę jedynie ogarnąć trasę dojazdową aby ominąć posolone drogi, albo dojazd autobusem. Wszystko dlatego, że napędu klasy XT jest mi bardziej szkoda katować breją niż starego Gianta ;)

 

Pozdro!

Kuba

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mam ten komfort że mieszkam na wsi w domku jednorodzinnym. Po każdej jeździe delikatnie opłukam rower wężem ogrodowym. Wkładam na chwilę do kotłowni i zanim siebie ogarnę to rower suchy.

Polecam też umyć rower samochodowym szamponem z woskiem ale bez kół i z wyciągniętymi klockami.

Super sprawa na mokre warunki :) nie trzeba tego często robić, przed nadchodzącymi roztopami na pewno warto. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja polecam Ballistol. Na szmatkę i nasmarować wszystko za wyjątkiem hamulców (tzn. tarcz i klocków, zaciski można). Nie stosować bezpośrednio przed jazdą bo musi przeschnąć, najlepiej na wieczór. Opony też mozna posmarować (tzn. boki). Linki też bardzo dobrze zabezpiecza. Z powodzeniem można stosować zamiast Brunoxa Deo - moim zdaniem nawet lepszy (oczywiście na szmatkę i wyczyścić lagi a nie lać po amortyzatorze albo do środka). 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

A ile osob jechalo po takim lodzie i z jakim efektem? Jak ktos ma teorie na temat % hamowania aby bylo skuteczne to smialo, bez krępacji.

Na takim najlepiej nie hamować, a jeżeli już to dosłownie muskać spowalniając.

Rozumiem, że doświadczenia z kolcowanymi oponami odpadają?

 

 

 

W pozostałych rowerach używam systemu SPD, jednak bałbym się wpinać zimą w mieście.

Jeżdżę 3 lub 4 zimę w spd, bo koniec końców stwierdziłem, ze nie ma sensu bawić się w inne buty. Tyle że mam bloki wielokierunkowe i dużo swobodniej idzie się wypiąć.

 

 

 

Mam CX Compy 2 calowe, które chyba zmienię na jakieś używane grubsze lacze rodem z Downhillu

Jak masz trochę gotówki, to możesz zainwestować w zimówki. Tylko problem z doborem odpowiednich, bo nie załatwią wszystkich problemów zimy.

 

 

 

Ze smarowaniem i czyszczeniem łańcucha też nie przesadzam. Staram się to robić 1-2x w tyg. w zależności od tego przez co musiałem przejechać. To w końcu rower .... rzecz, która ma służyć i się zużywać, a nie stać i się świecić

Płukanie można sobie odpuścić, grunt żeby był nasmarowany i nie zesztywniał. Powierzchowny nalot rudej można olać.

Jak nie lubisz rdzy, to można zainwestować w nieco lepszy łańcuch pokryty niklem, będzie odporniejszy na korozję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżdżę 3 lub 4 zimę w spd, bo koniec końców stwierdziłem, ze nie ma sensu bawić się w inne buty. Tyle że mam bloki wielokierunkowe i dużo swobodniej idzie się wypiąć.

 

Jak masz trochę gotówki, to możesz zainwestować w zimówki. Tylko problem z doborem odpowiednich, bo nie załatwią wszystkich problemów zimy.

 

Płukanie można sobie odpuścić, grunt żeby był nasmarowany i nie zesztywniał. Powierzchowny nalot rudej można olać.

Jak nie lubisz rdzy, to można zainwestować w nieco lepszy łańcuch pokryty niklem, będzie odporniejszy na korozję.

 

Może kiedyś nadejdzie ten dzień, że będę żyć z systemem SPD w totalnej symbiozie. Bawię się w to od ponad pół roku i wychodzi całkiem dobrze, ale w cięższych warunkach terenowych (strome single) mam wielkiego stracha. Miałem już kilka wywrotek i nawet pogiąłem tarczę hamulcową przez te buty ;)  Druga sprawa : mam tylko obuwie letnie + ochraniacze neoprenowe. Kombinacja jest całkiem ciepła lecz przemaka mi od razu poprzez blok jak i czuć od niego chłodek. Pewnie wkładka alu + silikon by tu pomogły. Muszę przetestować taki tuning, ale pierw w terenie. W mieście naprawdę mam stracha ponieważ pułapek jest bardzo wiele. Kilka metrów śniegu, zaraz lód, piach, a później suchy asfalt i kałuża.  W moich butach trekingowych mogę spokojnie chodzić po śliskim bo są do tego stworzone. Do tego usztywniają dobrze kostkę (na boki).  W SPD już dwa razy się wywaliłem schodząc ze śliskich schodów.  Mam buty SPD sportowe, gdzie blok wystaje na równi z podeszwą i czasem na nim pojadę :(  Łańcuch wymienię pewnie wraz z napędem jak się solidnie zajedzie. Rdzawy nalot znika na szczęście po myciu. Ten sprzęt ma już ponad 20 lat i jestem cały czas w szoku, że wciąż daję radę i nawet nie muszę wcale regulować przerzutek. Dla przykładu w nowym rowerze przełajowym mam ciągłe problemy z napędem. Albo nie wskakuję, albo wywala mi łańcuch poza korbę lub ociera o karetkę. Więcej go ustawiam niż jeżdżę. Muszę chyba odwiedzić speca aby rzucił okiem. Może coś jest nie tak zamontowane albo krzywe. Linki są czyste i nic nie hamule ich ruchu... Masakra jakaś, a sprzęt o porównywalnej klasie co w starym :/

 

O oponach zimowych (kolcowane) trochę myślałem , ale raczej odpuszczę z uwagi, że połowa mojej trasy to odśnieżona (czasem z breją) ulica asfaltowa.  Co do ścieżek to bywa różnie. Jednego dnia są pod ubitym śniegiem, a kolejnego już wyczyszczone do zera, więc opony z kolcami to przerost formy nad treścią. Przydałyby się pewnie na odcinku gdzie są mosty/wiadukty, ale mam prostszy sposób jak zarzuca tyłem. Po prostu zsiadam  z roweru i idę te 100 m bez spiny :)   Szukam obecnie info. o zwykłej oponie terenowej, która by się nadawała do jazdy w zimie w mieście. Patrzę na modele Smart Sam i podobne z większym lecz rzadkim bieżnikiem. Moje CX Compy są super do miasta (szybkie i komfortowe), ale  jednak na bardziej suche warunki.

 

Ja mam ten komfort że mieszkam na wsi w domku jednorodzinnym. Po każdej jeździe delikatnie opłukam rower wężem ogrodowym. Wkładam na chwilę do kotłowni i zanim siebie ogarnę to rower suchy.

Polecam też umyć rower samochodowym szamponem z woskiem ale bez kół i z wyciągniętymi klockami.

Super sprawa na mokre warunki :) nie trzeba tego często robić, przed nadchodzącymi roztopami na pewno warto. 

 

Dzięki za info!  Super, że offroad masz od razu pod domem.  Też mi się marzy taki night ride w terenie. Nawet zakupiłem do tego porządną latarkę Convoy, która zamienia noc w dzień. Małym problemem jest jednak transport roweru MTB do celu. Nie mam zamiaru śmigać po soli na bajku z zamontowanym XT i Rebą ;) Zanim dojadę do lasu/jezior to muszę przebić się dobre kilka km po głównych drogach, ale studiuję ostatnio mapę czy nie ma jakiegoś czystego przejazdu. Robisz swoje wypady w śniegu na góralu z oponą ok 2 cali czy jakiś fatbike'owy kaliber?

 

Pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, dzięki już czytałem. Niestety cena nieco za wysoka dla mnie na dzień dzisiejszy. Pierw planuję wymienić błotniki na nowe. Założyłem nawet o tym temat w dziale akcesoria, gdzie zapraszam do pomocy ;)

 

Co do opon Winter, to ich komplet będzie więcej wart niż chyba mój cały rower zimowy ;) Pierw sobie poszukam jakiś używanych lub w promocji zwykłych MTB w lepszym stanie, a takie wypasy jak ten Winter może zakupię na przyszły sezon. Muszę ocenić pierw jak przetrwa zimę mój stary rower.Śmigam na nim tylko ok 20 km każdego dnia z pracy i do domu bez spiny o czas. Ważne aby po prostu móc dojechać, a nie tylko pchać. Jazda na CX Comp'ach po ubitym śniegu wprowadza rower w pocieszne uciekanie tylnego koła z którym walczę na chodniku ;) Na bank zamiana na coś z większym bieżnikiem by pomogło w lepszej trakcji. Tak czy inaczej dopiero kilka ma za sobą jazdy w soli, więc obserwuję czy go nie zjada zbyt mocno. Wcześniej był mróz, ale nic nie sypało i było sucho.

 

Na deser fotka z moim najnowszym dziełem - mega giga chlapaczem model Saguaro ;) Wygląda jak szmelc, ale działa!!!

 

4386418773654116184_account_id_0.jpg

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...