Skocz do zawartości

[koszty] Jakie są koszty przejechania 1 km rowerem?


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Mój stary rower (ktory dalej jeździ) przejechał 35 tys km. Kosztował 800 zl (na Altusie) a włożyłem do niego max 500 zł. Jeździłem po mieście jakieś 20% reszta po lasach, czyli miał średnio ciężkie życie. Rzadko jezdzony w zimie i deszczu bo mam jeszcze auto.

Przy okazji to rower to nie tylko koszty ale też pewne oszczędności np nie trzeba chodzić na basen czy siłownię :) Do tego każdy liczy koszty nie tylko dojazdów ale też jeżdżenia rekreacyjnego...a przecież nikt nie jeździłby sobie autem po lesie dla przyjemności :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako luźną ciekawostkę podam moje wyliczenia co do kosztów makaronu na km :P

 

Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem pomysłowości. Bardzo podoba mi się ten wątek.

Jeśli chodzi o jedzenie, to trzeba zauważyć, że jadąc samochodem też spalamy kalorie. Trudno byłoby obliczyć różnicę pomiędzy tym kiedy jedziemy na rowerze, a kiedy jedziemy samochodem lub chodzimy. Jest zbyt wiele zmiennych.

 

Ciuchy rowerowe to rzeczywiście spory koszt, jeśli jeździmy cały rok intensywnie. Ja kupuję przeważnie jeden komplet bardzo dobrych letnich ciuchów na sezon plus wiosenno-jesienne raz na 2-3 lata. Ale można taniej, np na wyprzedażach w Decathlonie czy innym wiglle. Czasem kupię coś ekstra do roweru za znaczne dla mnie pieniądze - bo to hobby, które rządzi się nie samą ekonomią.

 

Pozdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żeby robić takie porównania to najpierw powinniśmy ustalić cenę roweru i auta, bo przecież można kupić rower za 100 zł i za 30 000zł (tak samo samochód) a ten koszt trzeba przecież też zaliczyć do przejechanego kilometra, bo jednak wydaliśmy na nasz środek transportu pieniądze, a niestety im droższy rower/samochód tym droższy serwis i utrzymanie go.

 

Można oczywiście kupić rower/auto używane i nic przy nim nie robić i gdy zacznie się coś dziać po prostu sprzedać i kupić inny. Znam osoby, które tak robią i wcale na tym źle nie wychodzą, jednak to nie dla mnie, wolę kupić raz a dobrze i po prostu dbać, serwisować, ale niech służy kilka lat.

Dla mnie porównywanie roweru do samochodu mija się z celem, więc niżej napiszę tylko o kosztach roweru.

 

Druga sprawa, powinniśmy wziąć pod uwagę wszystkie koszty związane z rowerem, części zamienne, akcesoria, nawigację, narzędzia, smary, odzież, plecak, buty, picie, jedzenie, koszty serwisu itd.

Bez większości tych rzeczy długo nie pojeździmy i wcześniej czy później czeka nas wydatek.

 

Jest jeszcze najważniejsza kwestia, mianowicie kto do czego rower wykorzystuje. Jeśli ktoś dojeżdża tylko do pracy i z powrotem i powiedzmy przejeżdża 10 km dziennie to nie potrzebuje praktycznie niczego. Nie musi się ubierać specjalnie w rowerowe ciuchy, nie potrzebuje żeli/batonów energetycznych, nie potrzebuje napojów izotonicznych, łańcuch można smarować raz w miesiącu i to nawet byle czym za grosze a napęd i hamulce można zmieniać raz na kilka lat i to też za nie duże pieniądze.

Sprawa się komplikuje jeśli ktoś ma bardzo drogi rower i np. lubi śmigać maratony. Osprzęt w takim rowerze kosztuje tyle co kilka zwykłych gotowych do jazdy rowerów a zmieniać go trzeba raz na rok lub dwa. Do tego trzeba doliczyć koszty dojazdu na miejsce maratonu (zazwyczaj autem) oraz kilkadziesiąt zł za sam udział w maratonie. Do tego żele, izotoniki, dobre ciuchy, buty itd.

 

I na koniec, żeby tak naprawdę obliczyć ile średnio wydało się pieniędzy na każdy przejechany km, trzeba by było zapisywać wszystkie wydatki jakie poczyniliśmy w związku z jazdą na naszym rowerze od momentu zakupu do momentu sprzedaży, wyrzucenia, zezłomowania go.

 

Jeden będzie jeździł cały rok praktycznie za darmo, a drugi w ciągu roku wpakuje w swój sprzęt kilka tys. zł. także to ile tak naprawdę kosztuje nas jeden km przejechany na rowerze każdy musi obliczyć sobie sam, jednak do samochodu nie ma co tego porównywać, bo to całkiem inna jazda.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja jeszcze dodam jeden parametr, który w jakiś sposób wiąże się ze wspomnianym wyżej sposobem wykorzystania środka transportu. Myślę tu o kosztach alternatywnych. A koszt alternatywny to najogólniej mówiąc wartość utraconych korzyści, w wyniku dokonanego wyboru. Brać tu trzeba pod uwagę przynajmniej kilka "dóbr". Najważniejszym chyba jest czas: najwyższy koszt alternatywny - dla piechura, najniższy dla auta (oczywiście różnie to być może w zależności od odległości, wielkości aglomeracji, ale znowu jadąc samochodem z pracy/szkoły mogę zrobić zakupy - oszczędność czasu). Innym dobrem może być zdrowie lub konkretniej: koszt wizyt u lekarza i lekarstw (tu odwrotnie: najwyższy dla samochodu). Koszty niewykonania jakichś obowiązków domowych z powodu zmęczenia - wściekła żona/mama - najniżej w samochodzie, najwyżej dla piechura, rower pewnie w środku. I tak dalej ;)
Każdy ma inne koszty alternatywne, dlatego każdy powinien tą kalkulację kosztów bezpośrednich i alternatywnych wykonywać dla siebie samego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czas dojazdu zależy od długości trasy. Np. na mojej 2km gugiel podaje praktycznie identyczny czas dla samochodu jaki sam robię rowerem.

Zmęczenie też zależy od trasy. Na kilku kilometrach ciężko się zmęczyć, chyba że ktoś będzie się ścigał. Tak czy inaczej przy codziennej jeździe człowiek się przyzwyczaja.

Codzienne zakupy bez problemu robi się rowerem, więc tutaj też nie ma plusa dla samochodu ;)

 

Jeśli ktoś dojeżdża tylko do pracy i z powrotem i powiedzmy przejeżdża 10 km dziennie to nie potrzebuje praktycznie niczego. Nie musi się ubierać specjalnie w rowerowe ciuchy, nie potrzebuje żeli/batonów energetycznych, nie potrzebuje napojów izotonicznych, łańcuch można smarować raz w miesiącu i to nawet byle czym za grosze a napęd i hamulce można zmieniać raz na kilka lat i to też za nie duże pieniądze.

Odnośnie batonów i napojów zgadzam się. W kwestii ciuchów i konserwacji nie, zwłaszcza jak się jeździ cały rok niezależnie od pogody. Przy kilku kilometrach w jedną stronę cywilne ciuchy wystarczają, ale im dłuższe dystanse i gorsze warunki (zimno, deszcz) tym specjalistyczne ciuchy lepiej się sprawdzają. Zimą nawet na te 2km wolę założyć rowerowe spodnie z membraną niż bawić się w 2-3 warstwy (ocieplenie, membrana na kolana, ewentualnie jeszcze nogawki jak zimno) pod zwykłe spodnie.

 

Latem może i nie trzeba zbytnio dbać o łańcuch, ale zima zabija go bardzo szybko. Warto wydać na lepszy olej i regularnie smarować, żeby po kilku dniach nieużywania nie zdziwić się sztywnością łańcucha.

Zależy jakie kto wybierze hamulce. V-ki są tanie, ale zimą robią straszny syf na obręczach. Mam rolkowe, które niemało kosztowały, ale są prawie że bezobsługowe i niewrażliwe na pogodę. Koszt utrzymania to jak na razie 53zł na specjalny smar (przy ładowaniu raz na rok to pewnie jeszcze przez 5 lat nie zużyję) i przeglądu za nie wiem ile (zrobili przy okazji przeglądu piasty, choć nic nie mówiłem o hamulcu, do tego źle zmontowali go i musiałem jeździć na poprawkę :/ ) przy dystansie 8300km dla przedniego i 7600km tylnego. W sumie głównie oszczędność czasu niż kosztów, bo V-ki kilka razy tańsze w zakupie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pracuję w Warszawie na Sluzewcu, tutaj już o 8:30 nie ma gdzie zaparkować. Parking kosztuje 300 zł i trzeba z niego dymac jeszcze pieszo 5 minut, albo pod biurowcem za 500 zł. Do tego czy autem czy rowerem jadę bardzo podobnie ok pół godziny, wiec czasu nie tracę. W pracy przebieram tylko koszulkę więc zajmuje to tylko minutę.

Dlatego mimo iż mam parking darmowy, to i tak wolę rower.

Czasami wkurza mnie narzekanie kolegów którzy zarabiają 2-3 razy mniej i jeżdżą wszędzie autami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej, codziennie dojeżdżam do pracy, 25 km w dwie strony, miesięcznie około 700km. Jak miałbym wymieniać cały napęd co 2 tys km to masakra.

Mam 3 rowery, górski, kolarzówkę i rower do dojazdu do pracy- rower ten traktuję jako jedną część zamienną, jak coś grubszego się zużyję, zepsuję to go po prostu wyrzucam, wykręcam jedyne przydatne części. A rowery do jazdy do pracy, kupuję wyłącznie używane stare z Niemiec max do 200zł. Obecnie śmigam na rowerze Mifa na starym Sachs S7 (7 biegów w torpedzie)- myślę że nie do zajechania. Przejechałem na nim już około 12 tys.km (w zimie też jeżdżę)  i nic nie wymieniałem (poza bateriami do lampek- koszt 20pln w roku) a kupiłem go za 150pln, a ile on wcześniej zrobił?:), Niemiec do dzisiaj płaczę i dzwoni żeby posłuchać szumu kół:).  Tak więc na dzień dzisiejszy koszt przejechania jednego kilometra to 0,0125 gr/km i ciągle spada:)- myślę że bariera nie do pobicia przez żaden samochód:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kukizek, mam podobnie. Rower do pracy za 190 zł, przejechałem nim ponad 15 tyś. Wymieniłem oponę i 2 razy łańcuch i parę drobiazgów więc koszty trochę wyższe ale generalnie zamykam się w 4 gr/km.

 

Mam też '29, który kosztował sporo drożej i dystans na razie skromny. Więc na dziś wychodzi jakieś 94 gr/km ale z każdym wyjazdem średnio spada. Aż żal nie pedałować:)

 

No i sprawa dla mnie najważniejsza: satysfakcja z jazdy na rowerze BEZCENNA!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bez sensu te wyliczenia, bo porównywane są tu pojazdy o różnym przeznaczeniu.

 

Samochód to środek transportu na długie dystanse. Rower tylko czasami (przynajmniej dla nas tu piszących) i na dystanse krótkie/średnie.

 

No więc transport. Sam mam rower, który niegdyś był zimówką, a teraz służy tylko na dojazdy do pracy. Kupiłem starą używaną ramę + nowy stalowy sztywny wideł. Pozbierałem niechciane części niskich grup, dożynam w nim stare opony, które nie nadają się już do jazdy w terenie. Powiedzmy, że kosztował ok. 400zł. Jeżdżę 4 lata i nic nie dokładam. Przetrę szmatą, nałożę smar na łańcuch i jeżdżę niemal za darmo. Koszt dwóch baków paliwa na 4 lata. Tu nie ma co porównywać.

 

Sport. Jak ktoś liczy koszty kilometra na rowerze XC, to wychodzi drogo. No dobrze. Tylko za 10 tysięcy kupuje się bardzo przyzwoity nowy rower wyścigowy i za ułamek tej kwoty utrzymuje się go przez cały sezon w gotowości bojowej. Ile kosztuje nowy przyzwoity samochód rajdowy i jego utrzymanie przy 8-10 startach w sezonie? :D Porównywanie do kosztów przejechania kilometra trzynastoletnim golfem po mieście to nieporozumienie.

 

Hobby. Kilometr fullem po górach wychodzi wybitnie drogo. Za cały dzień zrobi się raptem 30-70km, zależnie na co góry pozwolą. Drogo wychodzi, ale cyferka nie oddaje istoty sprawy.

 

Proponuję eksperyment myślowy. Perspektywa 5 lub 10 lat. Przeznaczamy budżet roczny po 500, 1000, 2000, 5000 na rower i samochód. Co mamy w garażu?

 

Ja przy 5000zł  rocznie mam po 5 latach w garażu rowerowy odpowiednik Ferrari i kilkunastoletniego wypierdzianego przez Niemca tedeika, wyklepanego i skręconego do 184.000km przed sprzedażą (nie mam nic do Niemców, to tylko opis realiów polskiego rynku samochodów). Więc?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... z takim "ekonomicznym" podejściem to niektórym "oszczędnym" proponowałbym nic innego jak zapakować się już teraz w foliowy worek i oczekiwać na śmierć  ..... będzie zdrowiej i taniej   :bye2: ..... czy jazda na rowerze nie wzmacnia organizmu?, ... czy nie ma dobroczynnego wpływu na układ krążenia i serce? .... i wiele innych takich "odkrywczych stwierdzeń" można by było dodać ...... czyli zdrowie jest bez cenne i warte każdej inwestycji chociażby w rower  :thumbsup:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bez sensu wyliczenia kosztów kilometrów przejechanych rowerem podczas weekendu w górach. przecież nie jedziemy tam tłuc kilometrów tylko spędzić fajnie czas.

to tak jakby policzyć że podczas spędzonego weekendu nad jeziorem przepłynęliśmy 1000 metrów, wydalismy na noclegi jedzenie 1000zł więc każdy metr w jeziorze kosztował nas 1zł ;-) Każdy wdech 2 grosze itp.


... z takim "ekonomicznym" podejściem to niektórym "oszczędnym" proponowałbym nic innego jak zapakować się już teraz w foliowy worek i oczekiwać na śmierć  ..... będzie zdrowiej i taniej   :bye2: ..... czy jazda na rowerze nie wzmacnia organizmu?, ... czy nie ma dobroczynnego wpływu na układ krążenia i serce? .... i wiele innych takich "odkrywczych stwierdzeń" można by było dodać ...... czyli zdrowie jest bez cenne i warte każdej inwestycji chociażby w rower  :thumbsup:

 

w prosty sposób można odliczyć od kosztów jazdy rowerem zaoszczędzone pieniądze wydawane zwykle od 50 roku życia na takie choroby cywilizacyjne jak nadcisnienie, miażdżyca itp, które skutecznie są likwidowane przez regularną jazdę rowerem ;-) Leki są mega drogie a to choroby przewlekłe i praktycznie nie do wyleczenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

jeśli do tego dodamy amortyzację (tak tak, samochód bardzo traci na wartości)

oczywiście, ale można mieć taki jak ja który tylko już zyskuje z wiekiem :)

tylko

 

Jeśli chodzi o jedzenie, to trzeba zauważyć, że jadąc samochodem też spalamy kalorie.

a w 90 % i tak źremy za dużo kalorii i mamy miażdzycę i lustrzycę i musimy kupić super preparat na odchudzanie....

 

 

To co lubię, nie musi być opłacalne. To co kocham nie może być opłacalne.

co racja ... to racja....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

To co lubię, nie musi być opłacalne. To co kocham nie może być opłacalne.

 

Czemu to co kocham nie może być opłacalne? Są ludzie, którzy kochają swoją robotę lub po prostu kochają to co jest i tacy są zwykle najszczęśliwsi. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi się wydaję że chodziło o koszty dojazdów do pracy, jeżdżenia po mieście i porównanie tego z samochodem. Trochę niepotrzebnie niektórzy wrzucają koszty na rowerach za 5 tysi jezdzonych tylko rekreacyjnie w górach. Ja mam auto, wiec koszty stałe są zawsze, ale jak pojadę rowerem do pracy to liczę że oszczędzam jakieś 7 zl ( tylko koszt paliwa, bez oleju, napraw itp)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

Auto to przeważnie dzisiaj konieczność życiowa. Koszty są spore, ale niezbędne.

 

Niby to jakie aspekty życia powodują że auto jest niezbędne? To że jest wygodne i w niektórych sytuacjach niezastąpione, tak. To że jest moda i ludzie kupują rozpadające się gruchoty za mniej niż dobrej jakości amortyzator rowerowy, tak. Ale na pewno auto nie jest niezbędne. Na zachodzie już dawno to zrozumieli i odchodzą od wożenia tyłków wszędzie w samochodach na rzecz innych środków transportu (rower, komunikacja miejska), bo skutki "mody" na samochody są dobrze widoczne na każdym kroku: korki, hałas, smród i miasta całkiem pozastawiane samochodami. No ale Polska jak zwykle sto lat za murzynami i wielu ludzi uważa że rower to jest dla biedoty, a samochód to oznaka statusu społecznego, nieważne że grat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

To że jest wygodne i w niektórych sytuacjach niezastąpione, tak.
 

 

To już zamyka temat. Przeważnie jest to konieczność życiowa. Jeździsz w góry? Ile jest miejsc, w które dojedziesz z rowerem komunikacją zbiorową? No właśnie... Ile godzin jazdy stracisz, gdy już zdecydujesz się na pociąg? No właśnie... Odważysz się pojechać rano na start maratonu Polską Koleją Punktualną? (zakładając, że w ogóle jest połączenie)

 

Celowo podałem tylko przykłady z rowerowego życia. Nie ma co "walczyć" z samochodami, bo to cywilizacyjna zdobycz. Pralka automatyczna, ekspres do kawy a nawet elektryczność też nie są niezbędne do życia...

 

Poza tym: dwie osoby + 2 rowery w pociągu kosztują całkiem niemało.

 

Wracając do ekonomii transportowo-rowerowej. Sam od marca do listopada jeżdżę rowerem do pracy, gdy pogoda jest przyjazna. Jeśli uda się przejeździć cały tydzień (jak obecny), to potem uważam, że pierwsze 120km w kierunku "poza miasto" w łikend mam "za darmo".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@@sznib, Patrzysz z punktu widzenia życia w Przemyślu. Spojrzyj zatem z punktu widzenia np. mieszkańców miejscowości Stara Wieś na granicy północnego mazowsza. Do najbliższego większego miasta 11km, do miasta powiatowego 30km. Dla wielu ludzi w tym kraju to, co Ty masz zwykle w zasięgu spaceru/dłuższego spaceru, często jest wcześniej planowaną wyprawą na kilka godzin. Nie wyobrażam sobie życia bez samochodu w takiej lub podobnej miejscowości.

 

Przyłączę się do zdania, które już tu padło, że porównywanie kosztów przejechania 1km rower vs samochód nie ma sensu. Można sobie porównywać samochód i rower z punktu widzenia np dojazdu do pracy, ale generalne porównanie trąca absurdem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Mod Team

@up, tu się zgodzę, ale nie można powiedzieć że samochód jest niezbędny KAŻDEMU, a taką tezę się w Polsce lansuje.

@marcinusz, wiesz, wystarczy trochę pomyślunku i można z auta korzystać, kiedy jest akurat bardzo potrzebne, wcale go nie posiadając i nie ponosząc wysokich kosztów utrzymania:

http://www.dw.de/carsharing-czyli-samochodowa-komuna/a-4870100

oczywiście nie w Polsce, bo u nas to się myśli jak najwięcej pieniędzy wyciągnąć od kierowców, nie o ochronie środowiska czy oszczędnościach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie można powiedzieć że samochód jest niezbędny KAŻDEMU, a taką tezę się w Polsce lansuje

 

Po pierwsze, nikt tutaj tak nie napisał.

Po drugie, "się lansuje" czyli kto właściwie?

 

marcinusz, wiesz, wystarczy trochę pomyślunku i można z auta korzystać, kiedy jest akurat bardzo potrzebne, wcale go nie posiadając i nie ponosząc wysokich kosztów utrzymania:

 

No to pomyślałem, ale nie widzę, żeby stacje carsharingu od tego rosły w pobliżu... W Polsce nawet rower miejski funkcjonuje w dość ograniczony sposób.

Generalnie pomysł fajny, ale w PL nie przejdzie, bo:

Po pierwsze i najważniejsze: okaże się, że jazda 15letnim samochodem na gaz jest tańsza i wygodniejsza (nie trzeba nigdzie oddawać, zaparkować można niemal pod drzwiami). Flota takiej firmy musiałaby składać się z samochodów świeższych niż 15lat, a to kosztuje.

Po drugie: część z tych lepiej zarabiających wolałaby jednak wziąć kolejny kredyt i mieć własny samochód należycie podkreślający status materialny właściciela.

Po trzecie: takie stacje powstałyby tylko w większych miastach a 15km ze wsi do stacji też trzeba jakoś pokonać. W mieście też chyba nikt nie kupiłby miesięcznego, żeby dojeżdżać 5 przystanków do stacji carsharingu...

Ostatecznie carsharing w PL co najwyżej ubiłby nieco kategorię "drugiego auta w rodzinie" w większych miastach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja myślę, że Carsharing to genialny pomysł. Oczywiście nie sprawdzi się to w mniejszych miastach, ale w takiej Warszawie, Wrocławiu czy nawet Bydgoszczy jak znalazł. Bo na dojazdy po mieście jest komunikacja miejska a jak mam gdzieś wyjechać dalej poza miasto, to sobie bym podjechał do stacji Carsharingu po autko. I nie martwię się o nic! Pamiętam jak mieszkałem w innej dzielnicy i nie miałem gdzie auta przed blokiem parkować. Wynajmowałem garaż oddalony o prawie kilometr od domu i nie narzekałem. Ale to był koszt 200zł miesięcznie tylko za wygodę zaparkowania! Po co?

 

Że nowe auto kosztuje, wszystko kosztuje. Jeśli nowe auto będzie używane przez więcej osób, to jego wartość jest ładnie rozłożona. W rezultacie każda z osób ma dostęp do nowego auta za powiedzmy 125zł miesięcznie + koszt per kilometr. To tylko 1500zł rocznie za AUTO! To mniej niż OC+naprawy+przeglądy+wymiany filtrów i oleju. Oczywiście za jakieś 10 000zł można szrota kupić, za którym "Niemiec płakał, jak Polak licznik cofał" i co roku wkładać w niego te 1500zł. A tak ma się nowe, zadbane, sprawne auto podkreślające status właściciela. Patrząc na oferty Carsharingu w Danii i Niemczech za kasę, jaką rocznie pożera mi Octavia 1.9TDI 2004 mógłbym mieć Audi A6 C7 na każde zawołanie. Koszt per kilometr wychodzi podobnie jakby się wynajmowało auto i jakby się było jego posiadaczem.

 

Jak startował Bydgoski Rower Aglomeracyjny, to wszyscy, łacznie z władzami miasta, kręcili nosem a teraz Bydgoszcz bije wszystkie rekordy związane z używaniem tych rowerów. Można?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja myślę, że sa sytuacje w których potrzebny jest samochód i sytuacje w których potrzebny jest rower.

Mało tego: Są sytuacje w których rowerem będzie przyjemniej, zdrowiej i wygodniej niż samochodem, a w innych sytuacjach kompletnie odwrotnie.

 

Dużo jeżdżę i tym i tym.

Odpuścmy sobie nawracanie z samochodu na rower i z roweru na samochód. Jedno i drugie ma rację bytu i u każdego z nas jest inaczej. Kazdy ma inne życie, inne dojazdy, inne plany, inne zasoby finansowe.

 

Co do kosztów: Nidy tak tego nie obliczałem w kwestii roweru, bo jedyne co liczę to ile kilo mi spadnie :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo jak człowiek zaczyna podliczać ile idzie na hobby, to portfel dostaje zawału ;)

Ja sobie prowadzę tabelkę z podstawowymi danymi z jazd (dystans, czas, średnia) i dodatkowymi informacjami typu kiedy smarowany łańcuch, albo wsadzone nowe części. Druga z wydatkami.

Ale to raczej z zabawy i informacyjnie niż realnych potrzeb analizy i optymalizacji ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...