Skocz do zawartości

[wycieczka] Pierwsza dluga trasa, Kraków - Lublin 250km, proźba o rady..


Wojtas9

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, sprawa wyglada następująco:

MIeszkam przez wakacje w Krakowie, ale ogolnie jestem z Lublina, w krakowie kupilem szosę i chce nią teraz wrocic do domu. Nigdy nie pokonywalem nawet polowy takego dystansu. Od kupna roweru robilem nim jakies 10-20 km dziennie. Czy wg Was sa jakies przeciwskzania zeby tej trasy nie robic? Pytam bo kazdy mnie chce odciagnac od tego pomyslu, mowia ze za daleko itp, a ja mysle ze dam rade, zawsze dobrze mi szlo na rowerze i np gdy siadalem pierwszy raz po rocznej przerwie i robilem 60km nie mialem nawet zakwasow. Planuje zrobic to w jeden dzien, ewentualnie jesli bedzie ciezko szlo to w gre wchodzi nocleg gdzies w polowie trasy.

Macie jakies rady, przestrogi, uwagi? Za wszystkie odpowiedzi dziekuje i pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jsśli nie masz problemów z np. sercem to nie powinno odbić się na zdrowiu, ale może być ciężkie do przejechania. Mówię tu szczególnie o czterech literach (jeśli chcesz myśleć o jeździe to zainwestuj w dobre spodenki). Ciężko będzie też teraz z czasem, o ile nie będziesz trzymał jakiegoś niesamowitego tempa, to zejdzie Ci się minimum 13-14h.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciężko w sensie ogólnym zakwasy, zmęczenie etc. Takie wypompowanie  :laugh:

Myślę, że jak w grę wchodzi nocleg to dasz radę. Ciężko byłoby to przejechać w 1 dzień 250km to dobre 12-13h na rowerku.

Obstawiam 2 dni po 6-7 godzin jazdy  :teehee:

@Edit:

Jak dojedziesz to daj znać jakie wrażenia miałeś :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kilka 'złotych rad' ode mnie ;)

 

dobrze jest przygotować ok 1.5l picia  -  0.5 do popijania , większa butla do uzupełniania tej mniejszej jak się skończy  - no i pieniądze na dokupowanie chociażby butelek czystej wody.

co za tym idzie dobrze mieć jakiś izotonik do rozpuszczania - ja używałem Isostar w tabletkach, wygodnie zapakowane jak tabletki 'plusz' .

 

warto zaopatrzyć się w batony energetyczne, lepsze to moim zdaniem niż kanapki ze stacji benzynowej - tańsze i efektywniejsze.

 

w/w można kupić w Decathlonie - o tyle istotne że na batonach masz oznaczone kiedy stosować (przed/w trakcie/po wysiłku - ja kupowałm tylko te 'w trakcie')

 

na Twoim miejscu zakupiłbym 8szt takich w cenie ok 2.50  i profilaktycznie ze 2szt takich po 7-8zł (operując cenami w w/w sklepie trafisz na co trzeba) - najwyżej nie zjesz  .

 

osobiście jestem zwolennikiem takiego 'odżywiania' podczas tego typu wycieczek , bo najmniej ciąży na żołądku

 

wszelkiego rodzaju batony warto mieć łatwo dostępne w jakiejś torbie 'trójkącie' przyczepianym do ramy , tak samo zresztą jak przynajmniej mały bidon z piciem.

można oczywiście się zatrzymywać na każdego batona czy picie, ale co kto lubi ;)

 

 

 

warto także wziąć profilaktycznie drugą parę rękawiczek - dla nieprzyzwyczajonych dłoni może  być zbawienne założenie dwóch na raz - w moim przypadku, gdzie używam pseudożelowych cienkich rękawiczek za 12 zeta z Netto na codzien  , moje stare już podarte rękawiczki sprawdziły się właśnie idealnie jako dodatkowa amortyzacja,

Można się śmiać , ale to mi uratowało pewnie nerw w lewej ręce - minął miesiąc a nadal czuję mrowienie w małym palcu lewej ręki;)

chyba że masz jakieś 'dobre żelowe' rękawiczki to można sobie tym głowy nie zawracać ;)

 

 

na pewno ważne jest siodełko - jeśli robisz ok 50km na nim i nic Ci nei drętwieje (plecy, krocze) to można by przyjąć że jest ok, ale wyjdzie to tak naprawdę na tym dystansie.

 

 

 

 

 

zabrałbym też 2xdętkę (decathlon komplet 700x23c 12zeta ostatnio kupowałem) , ja zabrałem też oponę - jeśli liczysz tylko na siebie chyba warto.

wiadomo - do kompletu ze 2 plastikowe łyzki do opon i pompka.

 

 

bardzo ważne moim zdaniem oświetlenie tył i przód - ma migać , żebyś był widoczny.

jeśli nie masz to polecam na tył Mactronic Wally   (ale wersja 1 nie 2, bo ma mocniejsze diody)  numer katalowowy to  BPM-2SL  

 

na przód wybrałbym tej samej firmy BPM-20 

 

wybór tych dwóch z tego powodu że pracują każde na bateriach 2x AAA  , przednia w trybie migania 17h , tylna w trybie migania 60h (co mogę potwierdzić, co do przedniej to tylko dane procucenta, ale stawiam na to że się zgadzają)

 

 

 

 

w obliczaniu czasu podróży bierz też pod uwagę postoje  , po jakiś 100km podejrzewam że najdzie Cię ochota na częstsze postoje, np co 20km. więc czas wycieczki się wydłuży.

nawet 5-10 minut odpoczynku pozytywnie wpływa na nogi i dużo przyjemniej się jedzie

 

tegoroczne 240km  wyszło mi prawie 12h brutto  - przy ogólnej średniej 20.2km/h  a średniej ruchu 24.0km/h . 

byłoby szybciej i krócej, ale wbiłem się w jakieś lasy - ogólnie myślę że na podobnym dystansie można przyjąć taką średnią za normalną dla słabego amatora na rowerze szosowym - na codzień robię nie więcej niż  40-60km, więc specjalny jakiś trening to nie jest.

 

co do sposobu transportowania całego dobytku to ja na codzień jeżdżę z plecakiem - na taki dystans chciałem tego koniecznie uniknąć, a że miałem akurat kuferek na sztycy to go wykorzystałem .

nie jest to idealne wyjście , ale miałem dość dużo bagażu - w sumie jak miałyby to być tylko części i pożywienie w/w to może bym nawet zaryzykował plecak - dobrze by było żeby jakiekolwiek wietrzenie pleców posiadał.

 

co do wyboru trasy - dobrze przemyśleć pod kątem tego żeby było pobocze, wtedy jedzie się w miarę spokojnie i mniej zwracasz uwagę na samochody z tyłu, mniejszy stres ;)

 

czego nie używać - leków przeciwbólowych z ibuprofenem, paracetamolem...najlepiej żadnych 

Jak tyłek boli to musi boleć ;)  Lepiej tyłek niż serce.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opowiem od początku zeby inni mogli sie na moich bledach uczyc.

 

Na początek nadmienie ze moi znajomi jechali tego samego dnia autem po poludniu tą samą trasę wiec załozylem sobie ze albo przejade dystans w dzien albo tyle ile dam rade i wroce z nimi, nie nastawialem sie na noclegi juz.

 

Wiec: zjadłem sniadanie (makaron z jajkiem) i wyjechalem o 6.45, na początku musiałem przedrzeć sie przez miasto, po około 20km opuściłem kraków. Na początku szło dobrze mimo ze wiatry prosto w twarz nie ulatwiały jazdy, po okolo 40km zjadlem pierwszego batona, czułem troche co chwile plecy albo nogi ale bóle po kilku km przechodzily i wchodziły do innych miejsc co dawalo sie zniesc:)  Zaliczylem kontrol partolu policji, stan techniczny, alkomat, troche pogawędka o rowerach i dalej. Na 70km zrobilem przerwe na sniadanie bo byl tam zajazd ktory znalem, pomyslalem ze zjem to, na co mam duzą ochote mimo ze bylo to dość dziwne (jajecznica i schabowy). Przerwa zajeła ze 40 minut, zjadlem, 15 minut odpocząłem i pojechałem dalej. po kilku km zaczeła mi sie kończyć woda więc na 85 km zjechalem do sklepu gdzie okazało się ze zgubilem portwel i jestem bez kasy, wywalilem wszystko z plecaka dwa razy, no nigdzie go nie ma,więc wracam zeby zobaczyc na poboczu czy gdzies po tym sniadaniu mi nie wypadl. To byl najlepszy odcinek drogi, jechalem z wiatrem w plecy, lekko, szybko przyjemnie. Po ok 5 km znalazłęm portwel i wrocilem do sklepu, woda, lód na szybko i w droge. No i tu się zaczęło, w krótkim czasie przeszedłem ze stanu dobrego w bardzo zmęczony, było juz coraz ciężej, na 105km zatrzymałem się w Pacanowie i mialem ochote po prostu się położyc na trawie i pojsc spac, nie mialem sily juz zjadłem drugiego drugiego i trzeciego batona. Postanowilem ze poczekam na znajomych kilka godzin i wracam dalej autem, troche wstyd ale wiedzialem ze 250 na pewno nie przejade.

 

Mysle ze zgubilo mnie tez to ze zamiast sredniej ruchu w granicach 20km/h to mialem bardziej  25/27 na kazdym kilometrze, ale nie mialem licznika tylko aplikacje na telefon, ktory byl w kieszeni wiec ciezko bylo itrzymywac predkosc stalą mniejszą. Nie zdarzylem kupic przed wyjazdem zadnych rękawiczek, spodni na rower itp wiec jechalem w spodenkach zwyklych koszulce i bluzie. Co mnie zdziwilo nie mialem po tym zadnych zakwasów, nie bolal mnie tylek, nie bolaly nadgarstki, na drugi dzien czułem sie całkiem normalnie.

 

Tak więc niestety nie udało się zrealizowac zamierzonego celu. troche wstyd i troche żal ;/ Ale zebralem troche doswiadczenia które zaowocuje w przyszłości:)

 

Wszystkim, a w szczególności Rafałowi dziękuje za rady i  zainteresowanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

gratulacje:)

 

nie ma żadnego wstydu, jest za to doświadczenie i jakaś przygoda -  najważniejsze że próbowałeś i coś tam się dowiedziałeś, co boli, co poprawić ;)

 

dobrze że portfel znalazłeś od razu :)

 

z Twoje opisu podejrzewam, że mógł Cię zgubić za duży posiłek na raz, potem też kilka batonów na raz -  myślę że małe porcje regularnie to jedyne wyjście.

następnym razem pewnie inaczej zaplanujesz wycieczkę  - i o to chodzi ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się że psycha trochę ci siadła jak zobaczyłeś na liczniku 100km. Pomyślałeś sobie pier*ole nie jade i tak dużo km zrobiłem  :) Przynajmniej ja tak miałem jak robiłem swoje pierwsze 2-3 setki stuknęło mi na liczniku 100km i siły odeszły. Skoro nie miałeś zakwasów znaczy ze mogłeś dalej jechać :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kryzys przychodzi chyba każdemu, trzeba jechać dalej :D chociaż jak nie masz doświadczenia na dłuższych trasach to dobrze zrobiłeś że opuściłes, różnie mogło być...

 

Co do balonów to chyba każdy musi przetestować co mu pasuje i DZIAŁA. Ja dzisiaj pierwszy raz testowałem ten wynalazek, batony Aptonia 6szt za 6zl z decathlon. Parę osób polecalo, to co tam, spróbuję. Oczywiście standardowy prowiant czyli bułki i kabanosy też zabrałem ;)

No i batony prawie nic nie dały. Jak byłem głodny tak dalej było pusto w żołądku, a energii dodało odrobinę. Następnym razem jakieś inne przetestuje :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to ja Ci z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że robienie 250km nagle, kiedy zwykle robisz krótkie wycieczki jest trochę ryzykowne.

Sam pojechałem taką trasę (nieregularne wycieczki 20-80km, a potem nagle ponad 240km na góralu). Trasę przejechałem (gdyby nie godzinna przerwa u babci na obiad, to nie wiem jakby to było), co skończyło się dla mnie praktycznie miesięczną przerwą od roweru ze względu na kolano. Wyjechałem zaraz po 6tej rano, wróciłem po północy, bo jeszcze trochę czasu siedziałem u znajomych wieczorem).

O ile mięśnie w dalszym ciągu rwały się do dalszej jazdy (po przejechaniu 190km pobiłem rekord życiowy na trasie, którą jeździłem wcześniej dziesiątki razy), o tyle stawy zaczęły odmawiać posłuszeństwa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jesli chodzi o psychike to nastawilem sie ze calkowite minimum to 120km, wiec chyba to nie o to chodzilo, ale mie wykluczam. Co do jedzenia to nie wiem jeszcze co na mnie dziala ale podejrzewam ze bez tego duzego posilku byloby lepiej. A co do ostatniego postu to wlasnie dlatego nie kontynuowalem, nie mam doswiadczenia i nie wiem czy taka reakcja organizmu oznacza ze trzeba przejsc przez ta bariere czy ze trzeba juz odpuscić, wolalem nie ryzykowac :) ale trasa jest w planach do pobicia:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio też próbowałem zrobić życiową trasę: Wro - Częstochowa - Wro

W sumie 350km. Jednak upał +30*C + boczny wiatr i na koniec ulewna burza wygrały ze mną ;)

Zrobiłem w sumie 255km. Wnioski z "porażki" trochę podobne. Na Jasnej Górze po 177km zjadłem duży obiad - w tym tłustego (chyba na głębokim oleju smażony) kotleta schabowego. Zamiast poczuć przypływ energii, po godzinie jazdy (ok. 200km) zostałem odcięty od mocy. Po prostu nie dało się kręcić. Wjechałem na łąkę w cień. Bułka, baton, izotonik + budzik i godzina drzemki = znaczna poprawa.

 

Jednak po kolejnej godzinie złapał mnie ulewa w "dziczy". Co prawda kompletnie przemoczony schłodziłem się, że aż dostałem turbo w nogach. Parę razy dostałem w pysk od pędzących aut wodą z kolein. Ale ostatnia godzina jazdy to utrzymywanie średniej w granicach 30km/h (MTB).

 

W perspektywie zbliżającej się nocy, przemoczony skapitulowałem i wpakowałem się do PKP w Kluczborku. Zostało 90parę km, które jechałem pociągiem prawie 3h. Notabene rowerem robię taką traskę w ok. 3,5h ;)

 

Podsumowując:

Zrobiłem błąd z obiadem - śpiesząc się - na szybko zjadłem tego schabowego zamiast jakąś pastę.

Cola dodaje na krótko energii.

Morale odgrywają zasadniczą rolę.

 

 

PS. Wrócę jeszcze na tą trasę i zrobię te 350km ;)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...