Skocz do zawartości

[Psychika] Jazda rowerem


Rekomendowane odpowiedzi

Witam, bardzo lubię rowery i nimi jeździć tylko nie mogę sobie poradzić z psychiką. Mam może trochę słabą kondycję i jak jadę i widzę wzniesienie lub wiem że nie długo będzie wzniesienie to od razu się przygnębiam, już sobie to wyobrażam jak będzie ciężko, że będzie zadyszka, no że będzie przechlapane. Jak jeżdżę po równym to jest wszystko spoko, czasami to nawet omijam odcinki z podjazdami. Później te szklaki nie miło wspominam. A prawidłowo to powinienem zrozumieć że to jest wszystko normalne w jeździe rowerem, rower to nie motocykl. Że trzeba się czasem pomęczyć a czasem zjechać z górki sobie na luzie, tak to jest stworzone. Mieliście podobne problemy jakie napisałem?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja dziewczyna ma podobne myślenie i staram się z nią nad tym pracować czasem wystarczy ją zgadać i nawet niezawuaży jak wjedzie chociaż jak zobaczy górkę to odrazu krzyczy że nie wjedzie ;) Ja z kolei mam odwrotnie jak widzę górkę to widzę wyzwanie które trzeba pokonać jak najszybciej i najsprawniej wiec czasem się zdarza że pod górkę jadę szybiej niż po prostej na górze zdycham (nie mam kondycji), ale jest satysfakcja że sprawnie poszło ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zmień przerzutką bieg na niższy :)

 

Cię pocieszę. Moja żona uwielbia podjeżdżać, ale nienawidzi zjeżdżać. To dopiero jest problem. Bo co z nią na górze zrobić?

 

Ale mówimy o takich wzniesieniach, w sensie, że ulica/ścieżka podchodzi pod górę, czy jakichś terenowo-leśnych mega-hardkor-wydmach?

 

 

A tak serio to faktycznie bardzo dużo daje odnalezienie optymalnych dla siebie przełożeń przy podjeździe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie martw się - w ogóle.Przejdzie jak się pojawi jakaś forma i wtedy podjazdy dadzą satysfakcję.

Gorzej jakbyś szukał każdej okazji,pakował rower na dach i dymał 500km,żeby stanąć przed jakąś górą.......to trudniej wyleczyć.

Uwierz,dużo ludzi ma takie problemy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja zawsze jak widzę górkę to mówię sobie "dam rade, a jak nie dam to wprowadzę" wrzucam wyższy bieg dla rozpędu i cisnę. Jak brakuje siły to tył wbijam pojedynczo o jedna zębatkę, a gdy się już wszystkie skończą to stwierdzam że i tak już jestem zmęczony i wszystko mnie boli to muszę wjechać. I właśnie w ten sposób buduję swoją psychikę że jednak się da, po mimo tego że raz myślałem że padnę i odejdę bo po dojechaniu już nie mogłem oddychać a serce mi waliło jak głupie to zmotywowało mnie to jeszcze bardziej. Raz się żyje a jak paść to z miłości do pasji :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W naszej klinice pomagamy zarówno zawodowym kolarzom, jak i amatorom dwóch kółek. W oparciu o najnowszą wiedzę z zakresu ortopedii, przy wykorzystaniu nowoczesnego sprzętu skutecznie leczymy wszystkie kontuzje kolarzy i rowerzystów.

jakby co zawsze można się podleczyc - zaczerpnięte z jakiejś kliniki ;)

 

Wysłane z mojego C5303 przy użyciu Tapatalka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem z nizin więc dla mnie górki były obce. Na pierwsze górki wjeżdżałem wyciągiem by później z niej zjechać na nartach. Jednak kolejki i brak biletów zmusiły mnie do podchodzenia. Z początku nie mogłem zrozumieć co ludzi ciągnie do chodzenia po górach? ? Przecież to męczące! Stopniowo jednak się przełamywałem i wreszcie znzrtami na ramieniu, butami w plecaku , zazacząłem wyprzedzać piechurów. Pojawiła sie frajda. Podobnie było na rowerze. Pierwsza wyprawa z sakwami a ja jadę w Bieszczady! Wariat? Nie było tak źle. Technikę podjeżdżania miałem kiepską za to frajdę z osiągnięcia celu wysoką! A napędem była chęć poznawania świata. I tak ta chęć mnie pcha do dzisiaj a góry zamiast odpychać ciągną jak magnes.

 

Tak więc jest tylko kwestią czasu jak psyhika ci się zmieni. Powodzenia!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pisałem to na tym forum już kilka razy:

1 sezon planowanie tras by górki omijać nie jest to łatwe bo mieszkam na 400mnpm i gdzie nie pojadę to muszę wracać pod górkę.

2 sezon jechałem gdzie chciałem u nie patrzyłem z góry czy pod górę.

3 sezon i następny jeżdżę od jednego podjazdu do drugiego. Podjeżdżanie jest celem a zjazdy i płaskie to tylko przeszkody, które trzeba po drodze pokonać.

 

A psychika? po pewnym czasie człowiek się uzależnia od bólu fizycznego na podjeździe. Nie ma górki nie do podjechania, z pycha to też metoda podjeżdżania ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@@Biszcz, Podchodzisz do tematu ze złej strony. Jak nie podjedziesz, nie dasz rady, to przecież nic się nie stanie. Pomyśl sobie, że należysz do tej aktywniejszej części społeczeństwa, która dzięki uprawianiu sportu przez małe "s" nie będzie stać w kolejkach do lekarzy, z powodu otyłości, papierosów i alkoholu. Poza tym metoda małych kroków. Należy cieszyć się z każdego małego sukcesu, a nie smucić z tego, że nie udało się przejechać trasy w stylu godnym maratończyka.

 

Co ciągnie ludzi w góry? Dwie rzeczy:

1) Przyroda.

2) Endorfiny.

Od maja 2012 każdy urlop z moją wybranką spędzamy w górach. Jak w zeszłym roku pojechałem do Karpacza, to myślałem, że 1000m sumy podejść na Ścieżkę będzie ciężko, bo do tej pory najwyższe co zdobyliśmy to próba podejścia pod Wysoką w Pieninach. Wciągnęliśmy to nosem. Spokojnie, powoli i się dojdzie nawet najwyższą górę. Dwa dni później pyknęliśmy 30 km po górach... Gdy się nie zwraca uwagi na to co jest przed, tylko cieszy się chwilą - to świat wygląda zupełnie inaczej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam przed każdym wjazdem mówię sobie, że gdy dojadę, będę mógł pochwalić się dziewczynie, że będzie dumna iż rozwijam swoje pasje.

A z bardziej przyziemnych rad? Muzyka, myślenie o czymś innym, niski bieg, i powoli jedziesz. ja często patrzę w dół, aby nie widzieć ile jesszcze mam podjazdu (oczywiście mowa o takich po kilka km przy okazji wypadu w bardziej górzyste tereny), ale nie polecam z oczywistych powodów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzeba popracować nad kondycją. Co komu po mobilizacji i "takich tam" skoro noga "nie podaje". Nastały takie czasy w sensie kombinacji przełożeń, że naprawdę bardzo trudno jest mi sobie wyobrazić aby cały podjazd i to nie terenowy robić "z buta". 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem psychiczny to można mieć wtedy, gdy chciałoby się iść na rower, a jest to niemożliwe - bo np. ciało nie pozwala.

To co tu opisujecie to drobna obawa przed wysiłkiem.

 

Wystarczy się przemóc raz, drugi i dziesiąty i przejdzie.

 

Albo zostać na wieki miękką pipką ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie wyglada to tak:

1. Jezdzilem pod gore dosyc ostro od samego poczatku. Mieszkalem w gorach wiec byla to czesc zabawy i nie zastanawialem sie nigdy jak te garby ominac :)

2. Nie nastawialem sie co bedzie tylko jechalem - nastawienie jest rownoznaczne z porazka, tak samo dziala to w kazdym innym obszarze zycia.

3. Od kilku lat jezdze malo i prawie wcale w terenie - to niesie ze soba dosyc przewidywalne konsekwencje. Skutek jest taki ze niektorych miejsc ktore poprzednio pokonywalem w siodle teraz w siodle nie zdobywam, mimo bardziej miekkiego napedu niz mialem w czasach swojej dobrej formy. Jak trzeba to pcham i tyle. Nie mysle o tym ze to porazka ze blado wypadam na tle moich dawnych wyczynow. Dzieki temu sie nie stresuje i jazda w gorach w terenie nadal mnie bawi.

 

Jesli jestes w stanie to znajdz kogos do wspolnej jazdy - to dziala lepiej niz cokolwiek innego!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mieszkam na przedgórzu, pagórki są tutaj wszędzie i naturalnie trzeba było pokonywać je od początku czy się chciało czy nie. Na początku 2 lata temu wjeżdżało mi się bardzo ciężko i nie wiedziałem po co to robię, bo mógłbym szybciej iść, ale kolega mnie trochę mobilizował, bo zazwyczaj jeździliśmy w większych grupkach. Ale na większych podjazdach czy na naprawdę stromych miejscach to się pchało...

 

W zeszłym roku zacząłem jeździć na MTB i coraz więcej samemu, a raczej to już większość samemu i tych podjazdów już szukałem :) Pierwszy raz chciałem wjechać bez schodzenia na Stóg i się udało i wtedy już pomyślałem, że wjadę wszędzie - wymęczę, ale wjadę. I tak jeździłem gdzie się dało i zawsze chciałem wszystko wjechać do samego końca choćby nie wiem co.

 

Ten rok to już/dopiero mój trzeci na rowerze i zacząłem robić jakieś sensowne treningi, bo wcześniej to były tylko wycieczki po okolicach. Teraz podjazdy są elementami treningu i już nie myślę w kategoriach czy wjadę, a jak szybko wjadę, a do tempa wyścigowego, to brakuje mi dużo, bardzo dużo. No i oczywiście wszystko się zweryfikowało i jak widzę gdzie niektórzy wjeżdżają, to się za głowę łapię jak to można podjechać!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Mam może trochę słabą kondycję i jak jadę i widzę wzniesienie lub wiem że nie długo będzie wzniesienie to od razu się przygnębiam, już sobie to wyobrażam jak będzie ciężko, że będzie zadyszka, no że będzie przechlapane

Kondycję do pokonywania wzniesień nabywa się głównie poprzez pokonywanie wzniesień :) Spróbuj podzielić sobie podjazd na mniejsze odcinki - nie patrzysz na całość trasy która Ciebie czeka tylko jedziesz do najbliższego drzewa. Dojechałeś - kontynuujesz jazdę do najbliższego zakrętu czy kamienia itd. Czasami przy tej technice można się bardzo pozytywnie zaskoczyć :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@@tobo ma rację: nastawienie jest równoznaczne z porażką. Więc jeśli nie boisz się wysiłku, to po prostu jedź. Albo się uda, albo nie. Jak nie, to tym bardziej próbuj, bo w końcu uda się na pewno. @@BikerLight też słusznie prawi, co sprawdziłem na własnej skórze. Moja kondycja też nie powala i szukam tras, gdzie jest raczej płasko. Z tym, że gdzie bym nie pojechał na koniec muszę wrócić do domu i tu się robi problem. Mam do wyboru w miarę krótki podjazd o nachyleniu 13% (dla amatora to prawie pionowa ściana ;)), dwa razy dłuższy 10% albo 3x dłuższy 8%. Ot, taki żart topograficzny :P Z lenistwa wybieram najkrótszy. Najpierw wjeżdżałem dosłownie kilkanaście metrów, stopniowo dobiłem do połowy, a ostatnio zwykle udaje mi się wyjechać na szczyt. Gdybym nie dzielił tego na odcinki ("A dziś dojadę do tamtego słupa!"), to w życiu bym draństwa nie pokonał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

.....używki też dla ludzi.

Po zrobieniu Stogu,Karkonoskiej itd wskazane na szczycie...... odstawić rower i zapalić.

Witam, z tym zapaleniem to nie radzę, ja mam satysfakcję z silnej psychiki i nie ulegania żadnym używkom, po co paleniem fajek niweczyć psychikę, to jest pewien rodzaj odpuszczania sobie różnych rzeczy właśnie na zasadzie bo wszystko jest dla ludzi, i tez fizykę - po to jeżdżę na rowerku aby być zdrowy jak rydz a nawet okazyjne "zajaranie" sobie temu nie służy, do tego kąpiele w przeręblu zimą ale to inny temat, natomiast lubię słabe piwko od czasu do czasu strzelić po treningu, bo zdrowo :)

 

 

Natomiast co do samego wątku - autorze wątku, nie bój się podjazdów,  bieg dobierz taki aby nie przepychać korbami ale też żeby nie było za lekko, podstawowy błąd jaki widzę u początkujących to przykładowo kadencja 120 i jazda 5 na godzinę, bo górka 3 procent, a to jest bardziej męczące dla nich  niż wjechać 12 na godzinę z kadencją 70 - 80 :) (wytrzymują taki młynek krótko, potem zsiadają lub całkiem się wleką, z kobietą raz jechałem, i jechaliśmy górkę, to nie kazałem jej redukować biegu i się zdziwiła, że górka się skończyła szybciej niż się wydawało, i wcale nie było tak ciężko). Kręć w jednym rytmie, nie przyspieszaj ani nie zwalniaj, wjedziesz, a zobaczysz, być może uzależnisz się z czasem od górek, ja na przykład jestem cienki po płaskim, natomiast jak jest jakiś podjazd, to jest to co tygrysy lubią najbardziej choć i w tej materii daleko mi do wyścigowych prędkości :) no ale w moim regionie podjazdy są cienkie, max 8, 9 % i krótkie, wiele bym dał aby mieć taki problem jak Ty, że nie podjadę, chciałbym mieć taki podjazd żeby musieć zejść z roweru i pchać, i cieszyć się z postępu, że dziś podjechałem już na przykład do połowy podjazdu, ale za miesiąc będzie lepiej, będzie 60 procent długości, niestety takich górek u mnie nie ma, a więc staram się jak najszybciej wjeżdżać te co mam, i mam radochę, że na danej górce poprawiłem czas, a czasami jest gorszy dzień i dyszę jak pies po podjechaniu ale samopoczucie po ujechaniu się extra :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...