Skocz do zawartości

[Psychika] Jazda rowerem


Rekomendowane odpowiedzi

Każdą trasą należy się delektować, ile razy by się nią nie jeździło, wszak jazda na rowerze to orgazmiczne doświadczenie. (A może powinienem założyć siodełko?  :D  :D - żart, jakby ktoś nie skumał)

Jeżeli ktoś nie lubi jeździć na rowerze, to powinien kupić skuter. Te same pieniądze. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na problemy z psychiką założyciela tematu jest oczywiście rozwiązanie. Trzeba puścić za nim stado ujadających wiejskich psów :) Podjedziesz bracie pod każdą górkę zanim się obejrzysz :) Konwie i Włoszczowskiej szczęki opadną z wrażenia jak cię zobaczą w akcji:) Sam często praktykuję a najlepszy czas miałem kiedyś podjeżdżając przed goniącym pitbullem :) To się nazywa adrenalina :) Jednak najmilej wspominam jednego burka z lutego....czekał na mnie na samej górze Grzbietu Krajeńskiego  :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

najbardziej morderczy jest około 150-metrowy odcinek owej Jaśkowej, gdzie spokojnie masz 70-80 metrów przewyższenia.

 

Nachylenie 50% ???? 

Proszę, nie pisz takich głupot. Takie podjazdy na drogach nie istnieją.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na problemy z psychiką założyciela tematu jest oczywiście rozwiązanie. Trzeba puścić za nim stado ujadających wiejskich psów

Śmiej się śmiej, ale ja właśnie w ten sposób (nie rowerowo) nauczyłem się skakać "panterką" przez ogrodzenie z siatki, dodatkowo pociągniętą jedną warstwą drutu kolczastego.

 

 

Co do tematu, to trzeba po prostu mieć w sobie małą wojnę i udowadniać przed samym sobą, że się jest gieroj! Pomimo wszystko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poniosła fantazja, wybacz ;) Niemniej jednak jest na czym się zmęczyć jak na miejskie warunki, co zresztą kilka osób potwierdziło w tym temacie.

Ja Tobie napisałem jak to wygląda od strony danych wysokościowych. Matematyki nie oszukasz 17 m przewyższenia i 5%

5% to 50 cm wyżej co 10 m

Ja nie twierdze, że się nie można zmęczyć, tylko nie trzeba. Miękkie przełożenie w okolicach 1,00 i ludzie podjeżdżają takie wzniesienia 10-12 km/h Najważniejsze dla niewprawionych rowerzystów to zawczasu redukować bieg aby nie zdążyć spuchnąć na twardym biegu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz rację, matmy rzeczywiście nie oszukam ale naprawdę trzeba się tam przejechać zobaczyć jak to wygląda. Z perspektywy siedzenia na siodełku wygląda to trochę inaczej niż na mapce. Jak na początku zauważyłeś cała długość jadę około 4 km i jest 100m w górę (mapka, która dodałeś w załączniku jednak dobrze pokazuje trasę, googlowska daje ciała). Do tego spornego wzniesienia jedzie się bardzo przyjemnie, delikatny podjazd (jadę około 18-20 km/h z paroma kg w torbie), właściwie zero zadyszki. Pojawia się ta nieszczęsna górka i co prawda jest coraz lepiej ale na szczycie jest już solidne zasapanie połączone z tym, że powolutku kręcę sobie na płaskim aby wróciły siły. Pojawia się ul. Bulońska, gdzie również jest fajny podjazd ale tam znowu bez większych problemów idzie wjechać. Więc nie wiem jak to wytłumaczyć - albo właśnie te "ukryte przewyższenie", którego nie odczuwa się tak bardzo na początku jazdy powoduje utratę sił, albo właśnie kwestia psychy, coś na zasadzie placebo, że człowiek od razu mówi sobie, że będzie ciężko i męczy się bardziej niż powinien, albo faktycznie w 3mieście jeżdżą same ogórki, które wymiękają przed byle góreczką ;)

 

A wracając do tematu:

 

Najważniejsze dla niewprawionych rowerzystów to zawczasu redukować bieg aby nie zdążyć spuchnąć na twardym biegu.

Może to jest właśnie kwestia psychiki. Kiedy podjeżdżam na miękkim biegu jadę 6-8 km/h, co z perspektywy osoby kiedyś wbiegającej na tą górkę jest wynikiem nie do zaakceptowania. Za wolno a i tak jest zadycha. Zwiększam bieg (bardziej się męcząc) jadę już akceptowalne 9-12 km/h a "najlepiej" jak dam jeszcze wyższy bieg i podjeżdżam stojąc.

I obawiam się, że wiele osób tak ma, może w tym autor tematu, że chce jak najszybciej się wdrapać męcząc się przy tym bardziej niż powinien ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@@Biszcz, dzisiaj stałeś się moja inspiracją....  :D

 

Wczoraj zupełnie zdechłem jeżdżąc...  Już rano jak zawoziłem córkę do szkoły to byłem zmęczony a popołudniu musiałem się zmuszać żeby nie wziąć auta. Wygrał rower z lenistwa bo 2h w aucie vs 46min rowerem. Jednak wracając miałem dość, kolana zaczęły mnie boleć a wieczorem bolały i mięśnie... (cholera wie czemu)

 

Dzisiaj ponieważ nikt nie z rodzinki chciał ze mną jechać stwierdziłem że idę spać.... Nie chciało mi się nie miałem siły nie...

Jednak przeczytałem ten wątek i stwierdziłem że nie może tak być bo to bez sensu...

 

Ale nie miałem pomysłu gdzie jechać... Wiec sobie przejrzałem moje stare trasy i wybrałem taką na 54km "dookoła Krakowa"

I zmusiłem się żeby jednak pojechać...

Po 2 km stwierdziłem ze nie dam rady. Kolana bolały, mięśnie bolały rower zaczął skrzypieć...

Wracam.... Ale kurde jak wyjechałem?  Poza tym przecież sobie coś założyłem.

 

Po drodze było kilka podjazdów których się najnormalniej bałem. Są śmieszne ale po tygodniu jazdy z dzieciakiem "na plecach" pracy i kilku godzin snu dziennie i z bolącymi kolanami....  3,5km..

jadę za jakimiś dwoma gośćmi z pieskiem i nie mam motywacji ich wyprzedzić 

Dobra wracam  :)....

Ale chwile później stwierdziłem że co mi tam pojadę sobie spacerkiem spokojnie i żeby nie było nudno stwierdziłem ze spróbuję czy dam radę bez zatrzymywania się pojechać tą trasę..... (oj błąd niemiłosierny a życie bywa złośliwe )

 

Ale nagle zmęczenie zeszło. Zaczęło się jechać lepiej bez presji bo drugim założeniem nadal było że mogę zawsze wrócić :)
Górak na spokojnie w końcu jadę rekreacyjnie zjazd....

I tu się pojawił problem bo odwrót był parszywy a przede mną podjazd do Modlnicy :) 

Dojechanie do szosy z zielonek to pikuś ale potem trzeba zasuwając pod górę zmienić na dwupasmówce pas na lewy żeby dostać nagrodę....  a kierowcy tam jadą całkiem szybko. Sama świadomość tego faktu była mocno dołująca  A zakładałem że zdechnę że będę się wlekł że będzie niefajnie że utknę i będę musiał ruszać pod górę że.... 

A jeszcze jak wyjechałem na szosę to sobie popatrzyłem na górkę....

 

O dziwo jadące za mną auta i fakt ze musiałem się dostać na lewo dość mocno mnie zmobilizowały i poszło....
Jak by to powiedzieć nie miałem czasu na myślenie że nie dam rady bo za mną szybko zbliżały się samochody i będąc na prawym pasie i musząc przeskoczyć przez lewy na ten do lewoskrętu  musiałem dać rade...

Działa prawie jak pieski ale auta w nos nie kopniesz ;)

 

A że do normalnych nie należę to zamiast delektować się cukierkiem (zjazd) postanowiłem sprawdzić kiedy mnie pedały wyprzedzą. Nie wyprzedziły mnie a wybrałem patrzenie na drogę uważniej przy ponad 50... A an dole stwierdziłem ze jestem bardziej zmęczony niż po podjeździe na tą górkę.... Jak człowiek głupi to głupi...

Ale dość długi płaski odcinek po płaskim da odpocząć... Dałby gdyby nie fakt że stwierdziłem że może by wrócić... tu z pomocą przyszedł licznik i średnia... była lepsza niż rok temu wiec czemu by nie spróbować? więc dawaj...  Po co na fajnych równych drogach stawiają te głupie 30?  I czemu rowerzyści nie mają zawsze pierwszeństwa?

 

Potem już było spokojnie. kolejny kryzys przyszedł jak dojechałem do miejsca gdzie można było łatwo wrócić do domu...

Oj było niewesoło bolało mnie jak diabli kolano moja kochana śrubka zaczęła dawać o sobie znać ale w połowie dystansu rezygnować... A wciąż nie zatrzymałem się ani razu :) 

Więc dobra jedziemy. kolejna górka i kolejna.  Wszystko przestało boleć dało się jechać dość dobrym tempem a i kierowcy myśleli dzisiaj wyjątkowo więc nie musiałem się nawet wypinać a co tu mówić o zatrzymaniu.

 

Wiesz kiedy przeżyłem największy kryzys? Po wjechaniu na ostatni poważniejszy podjazd. Pomijam że nie myśląc o nim niemal go przeoczyłem (myślałem o nogach i że jednak ten ból powinien być sygnałem do nie robienia sobie sprawdzianów).

po prostu zdechłem. Zostało do przejechania ~20km z czego sporo po parszywych ale płaskich aż do bólu wałach.

Tak bardzo nigdy jeszcze nie chciałem sobie skrócić drogi... no ale przecież się nie zatrzymałem jeszcze i było by szkoda... :D

No i nie dawało by mi spokoju czy miałbym lepszy czy gorszy czas średnią i pewnie bym musiał znowu pojechać to samo za tydzień :D  (tak tak lenistwo może byś najlepszym motywatorem)

 

No i na koniec 6km z poziomu Wisły na Prądnik.. Niby nic ale zawsze to mnie drażni...

Tu już naprawdę chciałem żeby było jakieś czerwone :) to by była dobra wymówka coby się zatrzymać...

Ale los bywa złośliwy i jedyne światła które mogły by mnie zatrzymać były zielone a kierowcy uprzejmi.

(jedne pominę milczeniem ale nie chciałem oglądać pustego skrzyżowania przez 2min. )

Ostatni podjazd... Kurde i jeszcze cholerna psychika mi mówiła zejdź po schodkach oszczędzisz sobie 200m podjazdu no ale nie ma zmiłuj takie numery to nie po 54km :D jedyne co to nie próbowałem jechać tam 40.

 

Udało się... 54 km bez zatrzymania choćby jeden raz i w całkiem jak na mnie przyzwoitym tempem a co najważniejsze lepszym niż w zeszłym roku. Niewiele ale zawsze. 

Nawet pod koniec mnie nic nie bolało :)  Do momentu jak nie usiadłem na stołku a potem postawiłem wstać :D

 

Jak już nikt nie wie po co to wszystko napisałem. To spieszę wyjaśnić.

 

Dzisiaj jak bym nie przeczytał tego wątku to bym nie wyszedł z łózka a na pewno bym nie wsiadł na rower.

Po prostu chciałem sprawdzić czy jestem w stanie się bardziej niż autor zmotywować.

 

Po drugie jak bym nie postawił sobie jakiegoś celu to bym za cholerę dzisiaj nigdzie nie zajechał.

Zmęczenie, niewyspanie, niechęć, ból momentami na tyle silny że pozwalał zapomnieć że jadę pod górę.

Kolejne drobne cele zawsze za najbliższą górką również były pomocne. Ale przede wszystkim te dwa przewodnie.

Nie stawać (wiem ze to nie najmądrzejsze)  i potem nie zepsuć średniej.

A jak już miałem dość spacerowych wałów i wiatru w mordę który tam zawsze wieje to jedynym sposobem było sobie powiedzieć że przecież nie ma sensu przerywać zabawy.

 

@@Biszcz musisz cobie stawiać jakieś cele ale za podjazdami. Jeśli one cię męczą i ich nie lubisz to nie możesz się katować celem w postaci wjechania na górę bo to masochizm w czystej postaci.  Wprawdzie rower ma w sobie coś z masochizmu ale bez przesady. 

Koledzy ci tu dali wiele rad o tym jak jeździć ale prawda jest brutalna. Nigdzie nie da się zajechać omijając podjazdy... albo unikając innych bolączek.

 

Moja żona ma dokładnie twoje podejście do jazdy podjazdów ;)  Jak ja się nieraz nagłowiłem żeby omijać podjazdy... No i ile razy dostałem burę bo wychodziło że jedziemy tym najstarszym w okolicy... Ale jak zacząłem ją męczyć dłuższymi dystansami to podjazdy przestały być takim problemem bo przestały być największym wyzwaniem.

W tym sezonie ma kryzys. Cały czas słyszę ze ma ochotę ale nie da rady ???? Ale 40km łaknęła jak by to było 10... Sama się zdziwiła. A wyjechaliśmy na krótką przejażdżkę. Potem mi powiedziała że nie chciała jechać ale wie że nie lubię krótkich wycieczek więc se przemogła. 

Wszystko siedzi w psychice. Więc nie patrz na  te podjazdy jak na cel bo zrezygnujesz z roweru...

Znajdź sobie jakiś cel który jest dla ciebie przyjemny. Nie każdy znosi jazdę dla samej jazdy.

Cele dają poczucie sensu i pozwalają podnosić poprzeczkę mniej boleśnie.

 

A tak na marginesie to dzisiaj powiedziałem sobie ze nie pojadę więcej wałami /z Tyńca...

A córka radośnie jak wróciłem stwierdziła że chce jutro tam jechać ze mną....  

A  mi się tak nie chce... ;)

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Psychika odgrywa ogromną rolę w tym czy wjedziemy jakiś długi podjazd bez postoju, no chyba, że ktoś ma tyle mocy, że dla niego taki podjazd to spacerek i wszystko rozgrywa się tylko o to jakim tempem wjedzie :P 

 

Dzisiaj miałem wiele chwil zawahania i miałem dosyć. Jechałem ze znajomymi którzy są znacznie mocniejsi i jak oni wjeżdżali trochę bardziej niż spokojnie, to ja musiałem cisnąć na maksa i to z 10 metrów za nimi, ale jakoś dałem radę, choć strasznie piekło w nogi i w powietrzu też było piekło bo ponad 30 stopni w cieniu to masakra! Dużo też na mnie działa widok np samego szczytu - jak widzę, że nie jest już jakoś cholernie daleko, to cisną mimo, że wszystko boli. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, co do motywacji do podjazdów, tak jak Koledzy napisali, wszystko siedzi w głowie, owszem, nie mamy nieskończonej mocy, ale mimo to od chęci musi się zacząć, ja przed paroma dniami robiłem trening, to odcinki płaskie jechałem spokojnie, bo byłem nastawiony właśnie na podjazdy i podjaździki które kroiłem ile sił w nogach, i od takiego bodźca już czuję znaczna poprawę, i to nie tyle fizyczną co właśnie psychiczną :) wczoraj jakoś na treningu nie miałem już blokady typu nie chce mi się podjeżdżać, wręcz przeciwnie, o górka, a więc rura do solidnej zadychy :) po prostu łatwiej mi się jakoś tak kroi górki teraz które kiedyś mi szły ciężej...  

A tu mały motywator: http://www.youtube.com/watch?v=xaQXcFg0i2c 
 

Jak widzę jak ludzie to kroją to nie ma nie chce się, właśnie ja chcę też tak podjeżdżać :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Takie podjazdy, w których widać koniec, to ja też lubię i lubię też cisnąć je jak najmocniej. Gorzej z takimi, które ciągną się naprawdę długo - przez kilka kilometrów. Wtedy psychika jest ważna jeśli chcemy wjechać je bez przystanku :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie demotywuje przejechany dystans. Psychicznie przejeżdżam znacznie więcej niż na liczniku :) Często jest tak, że po jakimś tam czasie jazdy mam wrażenie, że przejechałem ze 25km i zadowolony z siebie patrze na licznik, na komórkę a tam ledwie 12 km... Wczoraj miałem ambitny plan, pobić swój rekord dzienny, który obecnie wynosi 46km. Wyjechałem rano w las i jadę za miasto tyle ile mogę... Jeździłem z 5 godzin, na tyle szybko na ile mogłem, wracając (już po płaskim) wypluwałem płuca, nóg nie czułem, tyłek zgubiłem gdzieś po drodze.. Jak wróciłem do domu to jedyne co udało się zrobić to krótki prysznic i momentalny zgon - spałem prawie 12 godzin. Dzisiaj rano sprawdzam sport trackera, powinno być z 60km jak nic B)  patrze a tam 44km.. ja pier..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piłem. Nie wiem czy tyle ile powinienem, ale wracając piłem znacznie więcej niż w pierwszej fazie jazdy i w sumie chyba dzięki temu dojechałem do domu (czułem, że po wypiciu siły trochę wracają). Mam 1l bidon, podczas jazdy dokupiłem wody 0,7l.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oj, to prawda, taki mały offtop, trzeba było wczoraj dużo pić, miałem ja literka własnej roboty izotoniku ale na wczorajsze 132 km szosy było stanowczo za mało, przejechałem w niecałe 4 i pół godziny, ale po drodze jednak musiałem wstąpić po kranówkę do jakiegoś przydrożnego sklepu i jakoś doturlałem do domu, ostatnie 30 km to tylko przed oczami marzenie wiadro wody na łeb i do napicia się :) ale co do psychiki to motywacja do treningu była właśnie w upał aby się ujechać, poza tym niecały rok temu tą samą trasę robiłem nie w taki upał i było około godziny dłużej, tak że motywujący progres jest :) no i jakieś górki były to najważniejsze :) Co do dłużenia się trasy też czasami tak mam wrażenie że już długo jadę, a patrzę na licznik, łeee, dopiero 30 km a jeszcze tyle do przejechania??? A czasami trasa jakoś szybciej mija, zależy od subiektywnego uczucia zmęczenia. Poza tym demotywuje ale i motywuje zarazem wmordęwind, demotywuje bo już wiemy, że nie zrobimy jakiejś tam założonej średniej na danym treningu, ale motywuje, bo jest cieżko i trzeba go pokonywać, i wiemy, że po taki treningu i prawidłowym odpoczynku już będzie więcej pary na kolejnym treningu... :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak wsiadłem po bardzooo długim czasie na rower i jechałem na przerzutce na której był największy opór bo trochę od stania coś się rozregulowały :icon_confused:  powiedziałem sobie na początku że pedałuję cały czas bez choćby sekundy przerwy.. i tak nogi bolały, bolały.. aż w końcu zamiast o bólu to myślałem o tych przerzutkach zapominając o zmęczeniu i dojechałem  :002:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...