Skocz do zawartości

[Odchudzanie] Jazda na rowerze a spadek masy ciała


Rekomendowane odpowiedzi

Ale jak to płacić? Płacisz jak za każde wakacje - nocleg, bilet na transport, jedzenie. Nas w Polskie góry wynosiło ok 350-400 zł na 2 tyg + żywność we własnym zakresie. Zresztą nikt tam w celu odchudzania nie jechał, ale by poprzebywać z naturą i zdobyć szczyty. Schudniecie jest wynikiem bonusu przy okazji takiego wyjazdu, bo spalasz więcej niż jesteś w stanie dostarczyć. Zresztą grupy PTTK (bo do nich najlepiej wybijać) organizują różne rodzaje wędrówek - lżejsze i cięższe, dla dorosłych lub dobrosłych i dzieci. Można wybrać coś bardziej lajtowego po niższych górach, a schudnie się i tak.

Edytowane przez Sys
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ja przykładowo robiłem ćwiczenia beztlenowe w domu, z użyciem jednej sztangi i drążka px90 + masa własnego ciała, gdzie inni znajomi płacili ze siłownię + dojazdy.

Dla mnie to jest dziwne, płacić za cos co można samemu zrobić, a jednocześnie psioczyć że opona do MTB w sklepie kosztuje 20zl więcej niż w internecie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nic nie jest za darmo :) Za drążek i sztangę też musisz zapłacić. Chcesz jeździć rowerem? Musisz kupić rower. Chcesz biegać? Musisz kupić wygodne adidasy. Chczesz pływać? Musisz opłacić basen. Chcesz chodzić po górach? Musisz gdziesz spać. Łatwo powiedzieć, że "można samemu zrobić", gdzie w rzeczywistości wybierasz jedynie tańszą opcję. Można mieć super wypasiony rower za 5 tyś i składaka z drugiej ręki za 200 zł. Możesz też jechać w Alpy za 3 tyś lub w Polskie góry za 300 zł. Możesz iść do siłowni i korzystać z różnych sprzętów, a możesz też w domu zorganizować jeden.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale jak to płacić? Płacisz jak za każde wakacje - nocleg, bilet na transport, jedzenie. Nas w Polskie góry wynosiło ok 350-400 zł na 2 tyg + żywność we własnym zakresie. Zresztą nikt tam w celu odchudzania nie jechał, ale by poprzebywać z naturą i zdobyć szczyty. Schudniecie jest wynikiem bonusu przy okazji takiego wyjazdu, bo spalasz więcej niż jesteś w stanie dostarczyć. Zresztą grupy PTTK (bo do nich najlepiej wybijać) organizują różne rodzaje wędrówek - lżejsze i cięższe, dla dorosłych lub dobrosłych i dzieci. Można wybrać coś bardziej lajtowego po niższych górach, a schudnie się i tak.

 

ale za co Ty zapłaciłaś PTTK? Bo dalej nie dociera do mnie idea płacenia za obóz wędrowny w polskich górach?

Edytowane przez kris750
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eee? A gdzie chcesz spać? Pod gołym niebem? Masz organizatora, który organizuje non-profit. Robią trasę, ustalają postoje, organizują transport. Płacisz mniej, jakbyś miał organizować sobie samemu, bo jeszcze dostajesz kartę ze zniżką na schroniska i masz grupowy, tańszy przejazd na pociąg. Jak dla mnie logiczne.

A, i jeszcze do zniżki z karty dochodzi zniżka za grupę i czasem nawet zniżka z utargowania lepszych warunków. Samemu za taką cenę nie zorganizujesz sobie,choćby nie wiem co.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcę robić pompki potrzebna mi podłoga, chcę robić"brzuszki" potrzebna mi podłoga, przysiady itd od takich rzeczy zaczynałem. Sztanga, to akurat dostałem na 13 urodziny, drążek to był jedyny zakup z osprzętu. To jest nic w porównaniu z karnetami na siłownię.

Więc jak się pomyśli to za darmo można schudnąć.

Robi się dyskusja ile kosztuje urlop w górach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okej, to akurat można za darmo, ale moja propozycja nie dotyczyła kwesti jak najtaniej, ale jak najszybciej i najprzyjemniej. Wątpię, czy wielu osobom sprawia super przyjemność robienie pompek i przysiadów, już nie wspominając o tym, ile czasu trzeba poświęcić, żeby osiągnąć jakiekolwiek efekty. Więc w sumie nie wiem, po jaką cholerę wyszedł offtop o kosztach. Z super odchudzających sportów można jeszcze wymienić narty i snowboard, a to, że nie są za darmo, nie znaczy, że nie warto polecać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sys ten obóz na pewno był dla Ciebie wspaniałym przeżyciem ale korzyść czy powiedzmy zaleta w stosunku do normalnej diety i zwykłych ćwiczeń (i do tego darmowych :) przy pozbywaniu się tłuszczu jest według mnie bardzo znikoma a nawet powiem że być może że żadna. Redukcji tkanki tłuszczowej nie dokonuje się na "wyścigi' na zasadzie "wycieńczenia organizmu i orania przez pół dnia z 40kg plecakiem po górach" nie ma to ani sensu ani nawet nie jest skuteczne i tyle w temacie.

Edytowane przez kris750
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo zabawne rzeczy piszesz, kris. Czyli wszyscy, którzy jeżdżą w góry to idioci? Jeśli chociaż raz widziałeś góry na oczy, powinieś wiedzieć, że w górach nie ma czegoś takiego jak stopniowanie wysiłku. Chyba że twoim wyczynem jest wejście na Gubałówkę, aby wypić tam piwo. Wtedy "nie orasz" i możesz się cieszyć, że ćwiczysz zgodnie z podręcznikiem. I czy nie mówiłam, że na taki wyjaz nie wstaje się prosto z kanapy? Nie zaorasz się, jeśli wcześniej ćwiczysz, ale 3 pierwsze dni zawsze będą najtrudniejsze, nieważne jak bardzo się przygotujesz.

 

W góry jeżdżę od 6 roku życia - najpierw z rodzicami - 1-3 razy w roku, a potem wszelkie obozy. W ciągu roku wiadomo - fitness, rower, pływanie, bieganie, czasem coś innego. Żaden sport nie dawał mi tyle w kwestii kondycji i utraty zbędnych kilogramów, co góry. I na tym zakończę. Nie mam zamiaru kogokolwiek do czegokolwiek przekonywać. Jak komuś nie podoba się moja propozycja, to spoko, ma do tego prawo.

 

Btw. teraz dopiero zauważyłam, ale nie napisałam kilogramy, ale litry, więc nie wiem, skąd ci się to wzięło. Zobacz sobie, ile ma plecaczek 30-litrowy i ile się tam zmieści, a potem sobie porównaj ile więcej może się zmiescić w 40-litrowym czy więcej. Nie trzeba być Pudzianem, żeby z takim chodzić. Proponuję też spędzić choć jeden dzień na spacerze pod wzniesienie. Również przekonasz się, że nie potrzeba być nie wiadomo kim, żeby dać sobie radę. Poczujesz "że dało ci to niezły wycisk", ale nie umrzesz od tego :P

Edytowane przez Sys
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sys, masz absolutną rację. Wędrówki po górach genialnie robią sylwetce. Oprócz tego piękne widoki, dreszcz przygody, więź między ludźmi się tworzy. Samo dobro. Nawet skatowanie się i sponiewieranie inaczej "smakuje" niż siódme poty na siłce.

Kilka lat temu, przed sezonem w górach, żeby się odpowiednio przygotować , a było 0 kasy, mało czasu i tylko wieczory, biegałam po schodach na ósme piętro /btw, gdzies przeczytałam, że 1 h wchodzenia po schodach = 900KCal, to tak a propos wydatku energetycznego/. Nigdy potem lepiej nie byłam przygotowana. Chodziło mi o wytrzymałość i wzmocnienie nóg. Nie chodziło o schudnięcie. Musiałam, zresztą, znacznie więcej jeść.

Ale wszystko co kto lubi. Jedni wolą wolno, systematycznie i klasycznie - ćwiczenia, rowerki, fitnesy + dieta, inni mniej konwencjonalnie. Wszystko też zależy od priorytetów i okoliczności. Jak koś chce zgubić szybko kg i ma wakacje to górskie wyprawy to akurat jeden z lepszych pomysłów.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Te schody to genialna alternatywa! Sama zastanawiałam się raz nad takim rozwiązaniem, ale ostatecznie wybrałam, tak jak zawsze, step w klubie fitness (z niewiadomych mi przyczyn uwielbiam step :-D). Pewnie jakbym była w takim położeniu co ty: mało czasu + brak kasy, to też śmigałabym po schodach.

 

Uwielbiam się sponiewierać na szlaku :D Gdy wychodzę o 7:00, to nie schodzę wcześniej jak o 18:00. Jeśli mamy trasę od punktu noclegowego do punktu noclegowego i przychodzę o kilka godzin wcześniej niż w planie, zbieram chętnych, którzy już dotarli, by jeszcze sobie pochodzić :-) Potem o 21:00 padam jak mucha i często omija mnie śpiewanie, ognisko i inne wspaniałości, ale cóż zrobić? W ogóle w bardzo wczesne i w bardzo późne pory można zobaczyć piękne rzeczy. Raz kiedy wyruszyliśmy o 5:00, natrafiliśmy na szlaku na dwa stada saren i kozicę. A raz wieczorem zastał nas fenomenalny zachód słońca, a na drodze salamandra plamista. Zawsze jednak najbardziej rozbrajają mnie biegacze. Godzina 8:00-9:00, wylewamy siódme poty, by wleźć na tę cholerną gorę, a tu taki biegacz myk, śmiga obok nas z krótkim "dzień dobry" w drogę przeciwną, bo powrotną xD Zawsze mam wtedy ochotę zarobić facepalma :D

Edytowane przez Sys
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo zabawne rzeczy piszesz, kris. Czyli wszyscy, którzy jeżdżą w góry to idioci? Jeśli chociaż raz widziałeś góry na oczy, powinieś wiedzieć, że w górach nie ma czegoś takiego jak stopniowanie wysiłku. Chyba że twoim wyczynem jest wejście na Gubałówkę, aby wypić tam piwo. Wtedy "nie orasz" i możesz się cieszyć, że ćwiczysz zgodnie z podręcznikiem. I czy nie mówiłam, że na taki wyjaz nie wstaje się prosto z kanapy? Nie zaorasz się, jeśli wcześniej ćwiczysz, ale 3 pierwsze dni zawsze będą najtrudniejsze, nieważne jak bardzo się przygotujesz.

 

W góry jeżdżę od 6 roku życia - najpierw z rodzicami - 1-3 razy w roku, a potem wszelkie obozy. W ciągu roku wiadomo - fitness, rower, pływanie, bieganie, czasem coś innego. Żaden sport nie dawał mi tyle w kwestii kondycji i utraty zbędnych kilogramów, co góry. I na tym zakończę. Nie mam zamiaru kogokolwiek do czegokolwiek przekonywać. Jak komuś nie podoba się moja propozycja, to spoko, ma do tego prawo.

 

Btw. teraz dopiero zauważyłam, ale nie napisałam kilogramy, ale litry, więc nie wiem, skąd ci się to wzięło. Zobacz sobie, ile ma plecaczek 30-litrowy i ile się tam zmieści, a potem sobie porównaj ile więcej może się zmiescić w 40-litrowym czy więcej. Nie trzeba być Pudzianem, żeby z takim chodzić. Proponuję też spędzić choć jeden dzień na spacerze pod wzniesienie. Również przekonasz się, że nie potrzeba być nie wiadomo kim, żeby dać sobie radę. Poczujesz "że dało ci to niezły wycisk", ale nie umrzesz od tego :P

 

Ujmijmy także sprawę w odwrotny sposób proponuję abyś podeszła do sprawy profesjonalnie, np. obliczyła zatłuszczenie, wydatek kaloryczny, ustaliła sobie program treningów, dietę. Przekonasz się że nie trzeba obozów w górach aby osiągnąć o niebo lesze efekty.

Edytowane przez kris750
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uściślijmy, tylko przy kontynuowaniu aktywności fizycznej taki wyjazd ma sens, ale to tyczy się wszystkiego. Jeśli stosujesz dietę, by potem żreć tak samo jak wcześniej, to niczego nie osiągniesz. Podejrzewam też, że nigdy w górach nie byłeś, więc nie wiesz, jak taka wędrówka wpływa na sylwetkę i jak wiele partii mięśni trzeba zaangażować, a także jak wiele spalasz nawet podczas krótkiego wypadu. Już nie wspomnę o zaletach jak dotlenienie i wzmocnienie organizmu dzięki innemu klimatowi. Dlatego fajnie byłoby, żebyś nie próbował mi wmawiać, że twój sposób to jedyna słuszna droga do światłości. Uwierz mi, chodzenie po górach to nie jedyny sport, który uprawiam.

 

Jedni wolą wolno, systematycznie i klasycznie - ćwiczenia, rowerki, fitnesy + dieta, inni mniej konwencjonalnie. Wszystko też zależy od priorytetów i okoliczności.

I to są najmądrzejsze słowa w tym temacie i właściwie wyczerpuje wszystko.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz jaki jest problem w tej dyskusji? Taki, że jedna strona próbuje na siłę przekonać do swoich racji, na dodatek nie mając pojęcia w temacie, do którego jest odniesienie, czyli gór. Widać na odległość, że macie obcykane liczenie kalorii i ćwiczenie w domu, i właściwie tyle. Nigdzie z moich ust nie padło, że góry to najlepsza metoda. Padło, że WEDŁUG MNIE jest najprzyjemniejsza i najszybsza. Natomiast wiele razy z waszych ust padło, że wasze jest lepsze i już, i jakieś nonsensy, że w górach to w ogóle schudnąć się nie da i to niezdrowe.

 

Ps. Tak samo jak nie wszyscy lubią chodzić po górach, tak samo nie wszyscy lubią siedzieć w domu i robić brzuszki. Wracamy do tego, co napisała Izka.

Edytowane przez Sys
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat się rozwinął bo "szybko".

Po drugie góry nie dają możliwości odpuścić sobie.

Po trzecie była mowa ze trzeba się przygotować do chodzenia po górach. Przygotować rozumiem że trzeba ćwiczyć, w domu, na dworze itp miejscach. Skoro już się ćwiczy to i traci się na wadze. Logika :)

Po czwarte skąd ten pomyśl że ćwiczenia = siedzenie w domu. Ktoś biega w domu ? Z kuchni do łazienki? :D

Po piąte po górach chodzi się w celach turystycznych coś zobaczyć a nie "dzisiaj muszę wejść na dwa szczyty, bo muszę jeszcze zrzucić 5kilo, no i z plecakiem 40kg" Gdzie tu sens ?

Ps. Szybko , a potem skóra zwisa.

Edytowane przez inforobert
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. To właśnie największa zaleta. Nie możesz dać sobie wymówki: "nie chce mi się", "nie mam czasu", "boli mnie paznokieć". Trasy są długie, bo całodniowe (taka jest specyfika gór - aby wejść na szczyt i wrócić do bazy, musisz poświęcić kilka godzin), ale każda trasa jest dostosowana tak, aby najsłabsza osoba w grupie była w stanie dotrzeć do celu (ustalanie możliwości skrócenia trasy w razie gdyby ktoś nie miał siły albo gdyby załamała się pogoda). Ci, co mają lepszą kondycję, mogą wybierać trudniejsze szlaki. Góry to przekraczanie własnych słabości, żeby następnego dnia zobaczyć więcej i pokonać więcej. Wymęczenie się na trasie, ale tym samym osiągnięcie celu daje satysfakcję.

2. Nie zawsze to takie proste. Niektórzy mają problemy z przemianą materii i zwykły wysiłek czy pilnowanie bilansu energetycznego nie pomaga. Klimat górski ma tę zaletę, że podkręca metabolizm - w necie znajdziesz o tym źródła. No i jest to intensywny wysiłek, a nie na przykład godzina pomykania trzy razy w tygodniu.

3. Mówiliście o brzuszkach i pompkach - założyłam, że ćwiczenia tego i podobnego typu robi się w domu ;)

4. Można połączyć przyjemne z pożytecznym, a jeśli ktoś myśli "zrobię ieden szczyt więcej, by schudnąć więcej" to rzeczywiście jest idiotą. W górach spalasz tyle, że wystarczy cieszyć się właśnie turystyką, a waga będzie spadać. I zobacz na punkt pierwszy: to jest specyfika gór, że musisz poświęcić pół dnia, a często i cały, a do tego chodzisz z plecakiem, jeśli wędrujesz. Jeśli jedziesz na wyprawy rowerowe tachasz ze sobą sakwy, czyż nie?

 

Jeśli ktoś nie ma planów na urlop, to uważam, że warto góry rozważyć. Jak ktoś wie, że nie lubi, to okej, przecież możliwości aktywnego odpoczynku jest od groma. Każdy znajdzie coś dla siebie. I tyle.

Ps. Żeby skóra zaczęła zwisać, trzeba schudnąć w bardzo krótkim czasie, naprawdę dużo kilo, np. 20-30 i najczęściej dzieje się tak w wyniku głodówek i unikania sportu. Ale ekspertem nie jestem. Mogę mówić tylko z własnych doświadczeń.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Największa wada, potem tacy GOPRowcy zajmują się takimi, bo się przeliczyli.

2.Dlatego robi się ćwiczenia krzyżowe, a chodzenie to monotonne ćwiczenie, mięśnie z czasem się uodparniają na wysiłek. Co skutkuje stagnacją. Wystarczy dobry trening przez godzinę aby organizm przez długi czas spalał po treningu tłuszcz , tzw "after burn

"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Jeśli jest się idiotą, a nie racjonalnie myślącą osobą, to tak. Poza tym polecałam obóz zamiast samemu, bo chodzisz z przewodnikiem, który cię zawróci, jeśli chojrakujesz.

2. Wędrówki z plecakiem po górach to nie tylko "chodzenie". Angażujesz całe ciało (o tym też w necie można znaleźć źródła) i zmagasz się z różnymi warunkami pogodowymi, a 2 tygodnie to nie jest niewiadomo jak długi czas, żebyś musiał martwić się "stagnacją".

Edytowane przez Sys
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Unfortunately, your content contains terms that we do not allow. Please edit your content to remove the highlighted words below.
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...