Skocz do zawartości

Boso, ale na rowerze

  • wpisów
    219
  • komentarzy
    592
  • wyświetleń
    290 017

Rower jako transport – rzucam to!


mklos1

4 277 wyświetleń

Pojawił się nowy wpis: http://blog.bosorowerem.pl/?p=1884

Tytuł dość wymowny, ale to prawda. Po trzech latach dojazdu rowerem do pracy, stwierdziłem, że porzucam ten temat. Ma to swoje wady i zalety oczywiście. Zobaczymy jak to wyjdzie. Decyzja dość kontrowersyjna w świetle tego, co się stało w Warszawie. Nie mniej jednak podjąłem decyzję.

W mediach warszawska masa krytyczna (celowo piszę z małych liter) znów wywołuje kontrowersje. Czy to jest właściwa droga? Kto mi na to odpowie?

20 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Nie zgadzam się z tobą. Od ponad 2 lat rower jest moim głównym środkiem całorocznego transportu, bo:

- dzieki niemu choruję mniej (miałem kłopoty z płucami i krążeniem)

- czuję się i wyglądam lepiej względem czasu sprzed roweru

- nie wydaję kasy na komunikację miejską i paliwo

- do pracy mam 4km w linii prostej, pokonanie tego odcinka autem zajmuje 20 minut, z czego wiekszość czasu to stanie w korku. Rowerem jestem w 10 minut, ale i tak co rano przed pracą jadę na godzinną wyrypę po lesie.

- unikam dróg z autami. Po 2 latach jazdy wiem jak dojechać w dowolne miejsce w okolicach Bydgoszczy tylko za pomocą skrótów i ścieżek rowerowych.

- w godzinach szczytu nie ma bardziej efektywnego i szybszego środku transportu w mieście.

- łydy osiągnęły stan turbo-łydy i podobają się żonie :-D

Odnośnik do komentarza

 

- łydy osiągnęły stan turbo-łydy i podobają się żonie :-D

:thumbsup:

@ wpis: Z tą MK to wyszło naprawdę do kitu. Cały zamysł poszedł wpi*du. Co do dojazdów rowerem, to nie podzielam zdania, bo jak by nie liczyć to samochód jest opłacalny tylko na dystansach powiedzmy 20 km i więcej, a i to też nie zawsze. Raczej podejrzewam tutaj pewien rowerowy kryzys... Wspieramy!

Odnośnik do komentarza

Ja nie umiem jeździć po mieście, no sorry ale nie potrafię! W Wwa jazda przez miasto to dla mnie droga przez mękę. To co ludzie (aka bieda umysłowa) od***&&ją na ścieżkach i ulicach to... nie ja nie mam do tego zwyczajnie nerwów. Droga zamienia się z przyjemności w walkę.

 

Także Panowie wszystko zależy od otoczenia.

Odnośnik do komentarza

A ja od roku remontuję samochód i przez cały ten czas nie schodziłem z roweru, bez względu na pogodę. Szczerze? Czasem dostawałem w pysk tak arktycznie zimnym wiatrem i deszczem, że teraz nie marzę o niczym innym - chcę usiąść w aucie. Nie byłem chory, nogi wyraźnie się poprawiły, a ja schudłem optycznie, a na wadze tyle samo (to dobrze). Dodatkowo średnio raz w tygodniu jeździłem po 50-60km z wielkim plecakiem, nawet zimą. To co nasunęło mi się po takim czasie użytkowania (tylko i zawsze) roweru: to dobre wyjście ALE nie powinno się jechać na siłę do pracy rowerem, POWINNO SIĘ mieć wybór zawsze. Każdy może mieć gorszy dzień, może się trafić niechęć, albo zła pogoda, możemy być przeziębieni itp. Są dni w które jazda rowerem nas tylko wkurza, zamiast uszczęśliwiać. A już nie mówię ile razy zostałem strąbiony jadąc 40km/h na drodze z ograniczeniem do 50... Paranoja. Ścieżki w moim mieście prowadzą do nikąd i urywają się bez śladu. Albo najpierw są po jednej stronie ulicy, a za chwilę po drugiej... A żeby przejść przez ulicę trzeba czekać 10 minut na zielone światło (nie żartuję, w jednym miejscu tyle się stoi, właśnie tam gdzie jest ścieżka). Gdybym nagrał jak absurdalnie są wymyślone i wykonane te ścieżki byłby niezły temat na dyskusje. Nienawidzę miasta na rowerze.

Odnośnik do komentarza

@@rambolbambol, 4km to żaden dystans. Rower zawsze wygra z samochodem pod każdym względem. Gdy jest chłodno zapewne na takim odcinku silnik nawet dobrze się nie nagrzeje. Ja w sezonie robiłem 25km w jedną stronę, średnio od końca kwietnia do początków października. Dawało to 50-55 km dziennie, a to już zaczyna wywierać wyraźny wpływ na organizm. Gdy do takiego codziennego wysiłku dołoży się jeszcze 8-9 godzin pracy, to już po kilku tygodniach organizm wchodzi w stan permanentnego zmęczenia, którego nie da się nawet w weekend "odpracować". Skutkiem tego po powrocie z pracy nie bardzo miałem ochotę, aby robić cokolwiek innego, gdyż bardzo często już po 21 organizm po prostu już się wyłączał. W tym stanie nic poza bezwiednym klikaniem w pilota TV nie da się robić. Po urlopie 2014 jeździłem połowę tego. Było wyraźnie lżej, ale... I tak na dystansie 13km rower przegrywa dwukrotnie z samochodem, mimo iż muszę nadłożyć drogi i zrobić 20 km. Nawet podczas powrotu, gdzie zagęszczenie ruchu jest wyraźnie większe, samochód wciąż jest na plus, w stosunku do roweru. Lada dzień ten stosunek zwiększy się jeszcze bardziej, bo zakończą się roboty drogowe i korki znikną. Oczywiście mówię tylko o własnej sytuacji.

 

@@djzatorze, Raczej nie kryzys. Raczej udam się na emigrację za miasto i w las. Nie wykręcę takiego dystansu rocznego jak do tej pory, ale to chyba nie o to chodzi, aby liczyły się słupki ;)

Odnośnik do komentarza

25 km też by mi się nie chciało, szczerze mówiąc. Ale ja jestem mało krosiarski i nie lubię dalekich wypraw:D wolę się wymęczyć na dystansie 10 km niż 30. Licznika nie posiadam, zbędny. Gdybym miał 20 km do pracy, raczej bym się nie pchał na siłę rowerem, chyba że byłaby to leśna trasa z górki a powrót MZK :D mam aktualnie 3,8 km do pracy, ewentualnie 4,1 jak pojadę ładniejszą trasą. Zatem mam stosunek do dojazdów podobny do Rambolbambola. Widzę 2 rozwiązania: zmień pracę albo lokum:>

Odnośnik do komentarza

Do pracy mam około 9km (najkrótszy możliwy dystans). Jednak zarówno samochodowo jak i rowerowo to dramat. Do KPN mam 10km. Musiałbym na głowę upaść, żeby się przeprowadzić bliżej pracy... No chyba że bliżej KPN... Jazda rowerem po mieście mnie nie kręci. Jest coraz mniej bezpiecznie. Pełno ludzi, którzy nie są świadomi, co się wokół nich dzieje i mnóstwo idiotów, którzy mają w d... co się wokół nich dzieje (pod tym względem zachowujemy się gorzej niż kierowcy). Po pewnym czasie taki kwaśny klimat zaczyna negatywnie oddziaływać na człowieka. Może po prostu czara goryczy się przelała w moim przypadku...

Odnośnik do komentarza

Ja tam chcę korzystać z roweru ale nie mam gdzie i to bardzo mnie ogranicza i też zaczynam się wahać. W mojej okolicy mało lasów mało górek nic prawie tu nie ma takie zadupie. Jedynie co mogę to kupić wigry 3 i po mieście jeśli mieszka ktoś w Bolszewie/Wejherowie to wie o czym mówię , nie po to kupiłem MTB żeby się tłuc po chodniku. Takie życie marzenia chyba też trzeba schować do kieszeni i poczekać na dorosłość by móc pojechać na jakieś porządne tereny. Wiem o co Ci chodzi , znam to , też nie lubię miejskiej jazdy

Odnośnik do komentarza

A ja tam codziennie od 2 lat do centrum Waw smigam na rowerku, czy zima czy deszcz. Równo 10,5km w jedna strone, najlepszy czas to 24min:30sec. W zimie ok 35min. Do autobusu wsiadam tylko jak mnie kicha złapie. mniej wiecej raz na poł roku. Jesli robi sie nudno, zmieniam lekko trase lub rower, a to sie złape komus na koło ;-)  ogolnie nie wyobrazam sobie teraz jazdy prywatnym, lub autobusem ;-) Odwróciły sie role, w weekendy wsiadam do samochodu, na tygodniu smigam na rowerze ;-P Od chyba 2008 jeżdżenie po Waw w prywatnym to słaba opcjia w godzinach szczytu. Wtedy przesiadlem sie do ZTM... ale pozniej sie na tyle w autobusach zagesciło iż....tylko rower.

Odnośnik do komentarza

Nie rozumiem trochę. Masz 9 km a jedziesz 25 km? Sorry ale chyba robisz to na siłę. Ja zawsze wybierałem rowerem najkrótszą trasę a i tak miałem od 10 do 20 km w jedną stronę. Czasami owszem cięzko było dzięki temu zaoszczędzałem czas na treningi.

Odnośnik do komentarza

Trasa 9km jest tylko teoretyczna. Jazda nią wiąże się z przeciskaniem między samochodami lub jazdą dziurawym chodnikiem - a to nie są moje klimaty. Minimum rozsądne ~13km. Jeździłem 25km bo to była jedyna szansa na większy wysiłek fizyczny. Jazda rowerem do pracy i potem przesiadka znów na rower pochłania praktycznie cały dzień, a na to nie mogę sobie pozwolić (poza tym to nie rozwiązuje problemu zmęczenia przychodzącego z czasem). Mam taką pracę jaką mam - jest męcząca. Muszę spróbować innej koncepcji rowerowania i zobaczymy co z tego wyjdzie.

Odnośnik do komentarza

ja osobiście zarówno lubię spacerować (nie jakieś gigantyczne dystase) i jeździć na rowerze, ale zupełnie inaczej czuje się gdy robię to dla przyjemności i we własnym tempie, niż gdy traktuje te aktywności jako środek transportu z pkt A do B na określoną godzinę. Odbiera mi to całkiem przyjemność. Z rowerem jest ten problem, że trzeba mieć ubranie na zmiane jeśli się jedzie do pracy czy właściwie gdziekolwiek. Wszędzie tam gdzie muszę jeżdżę autem, sport pozostaje dla mnie sportem w czystej postaci. 

Odnośnik do komentarza

Jestem w stanie Cię zrozumieć z tym zmęczeniem.

W zeszłym roku zacząłem wozić córkę rowerem do szkoły ~8km

Ponieważ pracę mam w budynku koło domu (przeniosłem firmę żeby nie jeździć po czym córka wymyśliła szkołę sportową :) ) bardzo często wracam...

 

W dzień rowerowy dzienne minimum wychodziło 32km ale były dni czasem seriami że robiłem 70 bo jeszcze dojazdy do klientów. 50 pękała przynajmniej dwa razy w tygodniu

Z Prądnika  przez Krowodrzę do Wieliczki potem Prądnik i po córkę...  Zawsze plecak + dziecko  albo sakwy A to wszystko przeplatane pracą gdzie trzeba udawać ze się myśli.

Czasem wracając nie mogłem zrozumieć co się tak ciężko kręci :D Nawet nie zauważyłem jak przestałem mieć siłę na cokolwiek.

I wyjazdy rekreacyjne zaczęły cierpieć bo nie miałem motywacji.

 

Zima z konieczności w aucie i już mnie skręca że jeszcze nie mogę zmienić auta na rower :)

Auto też meczy i wypala, inaczej ale jednak.

 

Tylko że ja mam inny bilans czasowy.

Rano dojazd to 4min straty (czasem zysk  nawet 10min jak wyjdę o 3 min za późno )w jedną i 5-10 w drugą stronę  wiec na obu kierunkach często wychodzi na 0

Popołudniu to 10-20 min zysku w jedną i nawet do godziny zysku w drugą.

 

Zazwyczaj zyskuje około 40min czasu. A często coś przy okazji w centrum machnę czy skoczę do klientaz rana nie utykając w korkach.

Dodatkowo nie szukam miejsc do zaparkowania...

No i żelazna dokładność jeśli chodzi o czas dojazdu.

W aucie tego nie ma bo korki lubią się zmieniać. Dzisiaj jadę 20 jutro 35min a w piątek godzinę :D.

 

W piątkowe popołudnie rower to jedyna opcja na wielu kierunkach żeby coś na CITO załatwić.

Zresztą jak np około 14 muzę jechać do Wieliczki i chcę zdążyć po córkę na 17 to jedyna opcja właśnie rowerem... 

Z tym że ja lecę Wielicką Kamieńskiego Konopnickiej i sobie chwalę mimo że często się ląduje na środku 4 pasów.

 

Drugi aspekt to to że rowerem się radykalnie skracają dystanse.

powiedzmy że po mieście zrobiłem 3k to samochodem bym natłukł ~5-6k

To daje jakieś 2000 oszczędności + opłaty za SPP

No i sam fakt  że udaje mi się zdążyć załatwić więcej.

 

Więc jak widzisz może to mieć sens. Rower może wygrać z autem i może zastąpić je.

Ja mam ograniczenie w postaci dziecko przez 25min dość jednak szybkiej jazdy na foteliku zamarza poniżej tych 7-10st niezależnie od ubrania.

 

Nie jestem fanatykiem roweru ale uważam że potencjał jest olbrzymi.

I rower się przebije bo sporo osób ma krótkie dystanse i nie potrzebuje auta więc rower jest niejako naturalny. 

Zresztą w Krakowie już się przebił Cały rok są rowerzyści. Tej zimy było nas więcej niż kilka lat temu w lecie.

Musisz tu wziąć pod uwagę że wielu rowerzystów miejskich nie zrobi więcej niż 10km dziennie.

Stąd też często opowiadają  herezje które dla osób z większymi potrzebami transportowymi są nie do przyjęcia.

 

Ja zdecydowanie nie zrezygnuje z roweru w celach transportowych a jedyne co to muszę ogarnąć jak to zrobić żeby się nie zajeździć bo na dłuższą metę ciężko pogodzić taki tryb z pracą :)

 

Wszystko ma swoje zady i walety...

Odnośnik do komentarza

@@KrisK, Z pewnością nie zgodzę się stwierdzeniem, że rower w dojeździe do pracy w dużym mieście to jedynie słuszne rozwiązanie. Należy rozpatrzeć konkretny przypadek. Mam miesięczną próbkę. Samochód bije wszystkie inne formy transportu na głowę. Teraz, gdy zakończyli mi budowę linii tramwajowej na dzielnicy, będzie pewnie jeszcze lepiej, ale... A! Może później.

 

Co do herezji... Niektórzy są tak zdeterminowani, że pojadą wszędzie, nawet po dachach samochodów. Mi jazda, gdzie każdy metr ulicy muszę zdobywać rozpychając się łokciami i praktycznie z rurą wydechową w ustach, nie odpowiada - stąd nadłożony mniejszy lub większy dystans. Może niektórzy mają taki sposób na życie - ale to nie moja bajka. Generalnie dobrą praktyką jest, aby skrajne noty odrzucić - tak jak w ocenie skoków narciarskich i wyciągnąć średnią.

 

@@bwbw, Tu zahaczyłeś o ciekawy temat. Jazda transportowa, czyli z angielska commuting to nie jest sport - mimo że wysiłek fizyczny jest i środek ten sam. Tego połączyć się nie da, mimo iż pewne jednostki na siłę próbują z wątpliwymi skutkami jeżeli chodzi o ogólnie pojęte bezpieczeństwo.

Odnośnik do komentarza

13 km w Warunkach warszawskich to średni dystans więc nie należy nad tym faktem płakać. Taki dystans pokonuje się w średnio 45 min więc według mnie jest to idealny dystans aby rozruszać mięśnie a jednocześnie nie wypluć płuca.

Do jazdy w ruchu ulicznym można się przyzwyczaić jeśli zastosuje się kilka patentów

- po pierwsze, lusterko , w miarę duże ale nie autobusowe. Catay ma dobre lusterko. To jest Twoje oko i widzisz wyrażnie co się dzieje za Tobą i obok Ciebie. Ciągłe odwracanie głowy jest bardzo męczące.

- po drugie, trąbka. Jeśli będzie głośna to daje ci tę możliwość, że lecisz bez zatrzymywania i możesz uniknąć zajechania drogi przez ociemniałych

- po trzecie, sakwa. duża sakwa po lewej stronie bagażnika. Poszerza optycznie rower i dzięki temu kierowcy wyprzedzają cię z większą rezerwą

 

Ja także przez kilka jeżdżenia byłe w ciągłym stresie. Dopiero po zastosowaniu owych gadżetów sytuacja bardzo się poprawiła na tyle, że stres występuję dość rzadko.

Odnośnik do komentarza

Sakwy w trekingowym mam prawie od początku, lusterka (dwa) kupiłem jak tylko dojazdy stały się regularne. Trąbka to chyba jednak za dużo. Zauważyłem, że dzwonek jest skuteczny w większości przypadków. Pozostała reszta także dzwonek słyszy ale celowo nie reaguje - widać to po zachowaniu. Trąbka niewiele pomoże.

Odnośnik do komentarza

@@KrisK, Z pewnością nie zgodzę się stwierdzeniem, że rower w dojeździe do pracy w dużym mieście to jedynie słuszne rozwiązanie. Należy rozpatrzeć konkretny przypadek. Mam miesięczną próbkę. Samochód bije wszystkie inne formy transportu na głowę. Teraz, gdy zakończyli mi budowę linii tramwajowej na dzielnicy, będzie pewnie jeszcze lepiej, ale... A! Może później.

 

Co do herezji... Niektórzy są tak zdeterminowani, że pojadą wszędzie, nawet po dachach samochodów. Mi jazda, gdzie każdy metr ulicy muszę zdobywać rozpychając się łokciami i praktycznie z rurą wydechową w ustach, nie odpowiada - stąd nadłożony mniejszy lub większy dystans. Może niektórzy mają taki sposób na życie - ale to nie moja bajka. Generalnie dobrą praktyką jest, aby skrajne noty odrzucić - tak jak w ocenie skoków narciarskich i wyciągnąć średnią.

 

@@bwbw, Tu zahaczyłeś o ciekawy temat. Jazda transportowa, czyli z angielska commuting to nie jest sport - mimo że wysiłek fizyczny jest i środek ten sam. Tego połączyć się nie da, mimo iż pewne jednostki na siłę próbują z wątpliwymi skutkami jeżeli chodzi o ogólnie pojęte bezpieczeństwo.

 

Chyba się nie do końca zrozumieliśmy :)

 

Absolutnie rower to nie jedyny słuszny...

Nigdy tak nie twierdziłem i raczej nie będę.

Acz często jest optymalny.

Podałem kilka przykładów gdzie rower bije na głowę auto :D I to na sporych dystansach.

Oczywiście jak masz kiszkowaty dojazd w dużym ruchu rowerem i dobry bez korkowy dojazd autem to wybór jest oczywisty. 

 

W KRK tak różowo nie ma i na wielu trasach jazda autem to strata liczona w godzinach.

Jest jeszcze kwestia kosztów ja jeżdżąc z córką codziennie mogę zaoszczędzić na paliwie 200zł. na mc  :)

 

Ja rzeczywiście jeżdżę prawie wszędzie...

Rowerem jadę jak autem i nie mam oporów.

Ale tak mnie nauczył ojciec ciągnąc mnie szosami z tirami i po miesicie od dziecka więc jakoś przywykłem. Czasem tylko zapominam się że nie jadę autem i ląduje na skrajnym lewym ;)

 

Co do herezji to miałem na myśli wielkich miejskich rowerzystów co to by cały świat na rowery przesadzili :) Jednak jak im mówię ze moje potrzeby to tak 32km + to zaczynają się jąkać i twierdzić ze nie jestem reprezentatywny bo badania mówią że na świecie rowerowy dystans to mniej niż 10 :D

Ja to autem powinienem ale nie po "ich mieście" bo nie pasuję do ich wizji.

Mam czasem wrażenie ze oni rower to tylko dla lansu mają....

 

Więc ja rozumiem twoje podejście jak i twoją kalkulację jednak odpowiedź na twoje pytanie brzmi nadal że tak rower może mieć znaczący udział w mieście. Nawet powinien bo wiele osób jeździ na krótkich dystansach i nie ma sensu żeby brali auto. 

Mi często ratuje dzień bo inaczej by mi go brakło :) 

 

 

Co do sakwy to jest świetny patent :)

Ja nieraz wożę napompowane prawie puste crosso :D  Kapitalnie odsuwa kierowców.

Ładniej to tylko się zachowują jak się jedzie z dzieckiem.

Odnośnik do komentarza

 

 

Więc ja rozumiem twoje podejście jak i twoją kalkulację jednak odpowiedź na twoje pytanie brzmi nadal że tak rower może mieć znaczący udział w mieście. Nawet powinien bo wiele osób jeździ na krótkich dystansach i nie ma sensu żeby brali auto.

 

Co prawda nie szukałem szczególnie intensywnie, ale nie nie jest łatwo znaleźć aktualne dane na temat podziału modalnego. Generalnie w krajach dawnego bloku wschodniego króluje samochód, a rower jest na poziomie tzw błędu statystycznego, czyli jego obecność nic nie wnosi do tematu.

Odnośnik do komentarza

Co prawda nie szukałem szczególnie intensywnie, ale nie nie jest łatwo znaleźć aktualne dane na temat podziału modalnego. Generalnie w krajach dawnego bloku wschodniego króluje samochód, a rower jest na poziomie tzw błędu statystycznego, czyli jego obecność nic nie wnosi do tematu.

 

Bierz pod uwagę że my wciąż jesteśmy 100 lat za murzynami :) i wiele rzeczy dociera do nas z dużym opóźnieniem... Jak choćby infr. rowerowa.

 

W Krakowie widać już zmianę. Wyraźnie rower jest wszędzie.

A dane :D  Może w tym roku ktoś to policzy nie w listopadzie przy zadymce ;)

Ja bym strzelał ze 10-15% przy pomyślnej pogodzie może być podróży realizowanych rowerem.

Odnośnik do komentarza

Z pewnością nie sto lat. Przed wojną rowery przecież istniały. W naszym przypadku rower jako transport miejski został zabity przez realny socjalizm. Nie tylko technologicznie, ale ideologicznie przede wszystkim. Wszyscy poszukiwali tego Świętego Graala jakim był samochód. Infrastruktura i dostępność rowerów niewiele pomogą, bo to ludziom najpierw musi przestawić się w głowie, że samochód nie jest już oznaką luksusu i prestiżu. Podejrzewam, że jeżeli dobijemy do procentowego udziału takiego jak ma np Kopenhaga, to zajmie nam to raczej kilkadziesiąt lat niż kilka.

Wydaje mi się, że przyrost rowerzystów transportowych nieco wyhamował od 2011 roku (gdy wróciłem na rower). Bardzo wiele osób dojeżdża do pracy rowerem tylko przy dobrej pogodzie, szczególnie to widać wiosną i wczesną jesienią, gdy lekkie ochłodzenia czy opady wymiatają ze ścieżek znaczną część rowerzystów.

Odnośnik do komentarza
Gość
Unfortunately, your content contains terms that we do not allow. Please edit your content to remove the highlighted words below.
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...